środa, 5 września 2018

W salonie u Moniuszków

Wspominałem ostatnio wiele razy o Edwardzie Ilcewiczu, moim prapradziadku, prezydencie Suwałk, przyjacielu Stanisława Moniuszki. W opublikowanej korespondencji kompozytora jest szereg listów pisanych do Ilcewicza, które mój pradziadek Jerzy Gutt, zięć Ilcewicza, podarował Warszawskiemu Towarzystwu Muzycznemu. Listy dotyczą spraw codziennych, ale też twórczości mistrza i wzajemnym stosunkom obu rodzin. Może kiedyś szczegółowiej je omówię. Dzisiaj natomiast proponuję smakowity obrazek rodzajowy opisany przez współpracownika i przyjaciela Moniuszki, Aleksandra Walickiego. 
Rzecz dzieje się w salonie Moniuszków, w wileńskim domu pani Muellerowej, teściowej kompozytora, latem 1849 roku. Jest obiad, na który zaproszono grono przyjaciół, w tym Walickiego. Nagle pukanie do drzwi, a w progu pojawia się nieznany młodzieniec z listem w ręce i pudłem ze skrzypcami pod pachą. To Frankenstein, skrzypek z Warszawy. Moniuszko czyta list i zaprasza go do wspólnego muzykowania. W salonie pojawiają się śpiewacy zaprzyjaźnieni z Moniuszką, w tym oboje Ilcewiczowie - Edward i jego żona Ludwika, córka znanego wileńskiego wydawcy i drukarza Antoniego Marcinowskiego. To moi prapradziadkowie. Jest rok 1849, więc moja prababka, też Ludwika po matce, być może już jest na świecie, albo, być może, lada chwila się urodzi. Walicki pisze, że młody skrzypek dostaje kolejne listy poparcia, a jednym z popierajacych jest inny mój krewny, "pan Mikołaj Malinowski" znawca pism greckich. Bardzo mnie te wspomnienia ucieszyły, bo są plastycznym obrazem życia kulturalnego w Wilnie w połowie XIX wieku i sprawiają, że moi bliscy stają się bardziej jeszcze bliscy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz