dragoman daw. «tłumacz, przewodnik i pośrednik między
Europejczykami a mieszkańcami Bliskiego Wschodu» (Słownik języka polskiego PWN)
Czy Edward Gutt, najmłodszy syn wileńskiego aptekarza
Jerzego Gutta i Teresy z Fiszerów, wzorował się na romantycznych bohaterach
przemierzających Orient w turbanie na głowie, czy też raczej był jednym z kółek
zębatych w carskiej machinie urzędniczej, trudno powiedzieć. W każdym razie,
jako dragoman rosyjskiej misji przy szachu Persji w Teheranie, bądź z własnej
chęci, bądź przez przypadek, stał się „pionkiem”, a może nawet „gońcem” na
szachownicy tzw. Wielkiej Gry między imperiami – rosyjskim i brytyjskim - o
dominację nad Afganistanem. Był postacią z legendy kapitana Witkiewicza, pojawiał
się w raportach tajnych służb brytyjskich, opublikowanych w biuletynach Izby
Gmin z lat 1838-1839. Zatem przyjrzyjmy się jego historii od początku.
Edward Jakub dwojga imion urodził
się w Wilnie w 1806 roku. Był więc o rok młodszy od Aleksandra Chodźki, z
którym studiował języki wschodnie w Petersburgu i później pracował w Persji, i o
dwa lata starszy od Jana Prospera Witkiewicza – Batyra. Duch dziejów zetknął
ich ze sobą przypadkiem, uczestniczyli razem w historycznym wydarzeniu, a później
ich losy potoczyły się skrajnie różnie. Tylko Edward wrócił w rodzinne strony.
Chodźko zmarł na emigracji, a Batyr zginął z własnej lub cudzej ręki, czego
nigdy nie wyjaśniono do końca.
Podobnie jak jego starsi bracia,
Ferdynand i Aleksander, Edward ukończył wileńskie gimnazjum i Uniwersytet. I podobnie
wielu studentów, w tym jego bracia, ćwiczył się w przekładach z języka
francuskiego, publikując swe prace w Tygodniku Wileńskim. Jednak w odróżnieniu
od braci, Edward miał do języków szczególne zdolności. I zdolności te
wykorzystał w dalszej karierze. Spośród opublikowanych jego tłumaczeń jeden
fragment utkwił mi w pamięci, bo jakby przewiduje przyszłość młodziutkiego
wówczas studenta, a jednocześnie różni go od uczonych kolegów: „Nie mamy dosyć ani czasu ani zbyteczney
trwałości życia, abyśmy mogli wszystkie czytać xiążki; gdybyśmy nawet mieli iak
mieszkańcy raiu Mahometa, 70,000 głów i tyleż oczu. Równie iak twe żądze,
ograniczay twoie czytanie: xiążki nieroztropne i płaskie są iak nadpsute wina,
bardziey mącą gust dobry niżeli go kształcą; iak pierwsze szkodzą zdrowiu
ciała, tak drugie władzy rozumu. Ucz się Jeografii... (Tyg. Wil., 1820, t.X, nr 172)”
Ojciec Edwarda, bogaty aptekarz, mający
liczne kontakty w środowisku uniwersyteckim, wynajmował w swojej kamienicy pokoje
studentom. Wiele historii z tym związanych można przeczytać w listach filomatów
i filaretów, i w aktach ich procesu. Jednym z filaretów szczególnie
zaprzyjaźnionych z rodziną Guttów był Mikołaj Malinowski, student historii,
zakochany z wzajemnością w Annie Guttównie. Jego to aptekarz wybrał na
korepetytora dla swojego najmłodszego syna. Mikołaj Malinowski był nie tylko preceptorem
Edwarda w czasach gimnazjalnych i studenckich, ale później przyjacielem i szwagrem.
Dyplom ukończenia studiów na
Uniwersytecie Wileńskim Edward otrzymał bez trudności w 1825 roku – w wieku
dziewiętnastu lat. Jednak wiąże się z tym wydarzeniem ciekawy epizod, list do
profesora Joachima Lelewela, jaki zachował się w Bibliotece Narodowej. Być może
i dzisiaj roztargnieni studenci po latach proszą profesorów o wpisanie do
indeksu brakującego zaliczenia, ale wcale nie jestem pewien, że dzisiaj odbywa
się to z tak wyszukaną grzecznością (BN Mf. A968, k. 338, T. I):
„Wielmożny Mości Dobrodzieju,
Nigdybym się nie odważył zatrudniać prośbą moją W-go W. Pana
Dobrodzieja, gdyby mię znana dobroć jego nie ośmielała. Potrzebne mi dla
otrzymania stopnia w końcu bieżącego roku szkolnego o wysłuchaniu kursu
historii z lat 1822-1823 świadectwo, o jego więc tak prędkie, jak tylko można,
nadesłanie odważam się najpokorniej upraszać. Zapewne żądanie moje jest
niewczesne, ale W-ny W. Pan Dobrodziej przebaczysz łaskawie je. Wolałem raczej
może zbytecznym zaufaniem, jak nieufnością zgrzeszyć. Mam honor zostawać na zawsze
W-go W. Pana Dobrodzieja Obowiązanym uczniem I najniższym sługą
Edward Gutt, d. 9/21 maja 1825 r., Wilno”
Wielmożny Waszmość Pan Lelewel
zaliczał się do przyjaciół ojca Edwarda, niewątpliwie więc prośba młodego Gutta
została spełniona i mógł otrzymać upragniony dyplom.
Edward pragnął kontynuować studia
uniwersyteckie, a szczególnie pociągały go filologie języków wschodnich, na
które moda właśnie pojawiła się w Wilnie. Możliwości, jakie oferował tutejszy
Uniwersytet były nader skromne. Po odejściu profesora Grodka, jego następca,
profesor Muennich z Krakowa, miał przekazywać studentom podstawy wiedzy
orientalistycznej. Późniejszy wybitny orientalista Muchliński tak
charakteryzował profesora: „ [Muennich] posiadał
li tylko początkową znajomość języków arabskiego i perskiego, przeto i wykład
jego ograniczył się do czytania i prawideł gramatyki tych języków... U prof. Muennicha niewiele czego można było nauczyć
się" (za Wł. Kotwicz, M. Kotwiczówna, „Orjentalista Antoni Muchliński,
życie i dzieła”, Wilno 1933).
Szczęśliwie dla Gutta Uniwersytet
miał możliwość wysyłania najlepszych studentów na dalsze studia do Petersburga,
gdzie od 1827 przez następne pięć lat Edward nabiera biegłości w posługiwaniu
się językiem perskim i zapoznaje się ze służbą w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych. W swojej pracy o Muchlińskim Kotwiczowie tak piszą: „Rząd rosyjski od wielu już lat krzątał się
około rozwoju i ugruntowania studjów orjentalistycznych i przygotowania w tym
celu wytrawnych specjalistów. Z drugiej strony w Wilnie śród młodzieży
akademickiej w owym czasie w ogóle ujawniły się, pod wpływem świetnej karjery
Sękowskiego oraz innych okoliczności, dość silne dążności ku badaniom nad
Wschodem. I gdy Muchliński wiosną 1828 r. znalazł się w Petersburgu, zastał tam
grupę ziomków, którzy z zamiłowaniem oddawali się studjom w tym kierunku. Byli
to: Aleksander Chodźko, Aleksander Spitznagel, Edward Gutt, Aleksander Szemiot
i Ignacy Pietraszewski. Za ich przykładem poszedł i nasz Muchliński. Dzięki
swym zdolnościom językowym Muchliński, mimo że był najmłodszy pośród Wilnian,
poczynił bodaj najlepsze postępy w omawianej dziedzinie. Pracował głównie na
uniwersytecie pod kierunkiem Sękowskiego, studiując język arabski. Tamże
wykładał język perski doskonały praktyczny znawca jego Mirza Dżafar
Tobczybaszew, który zasłynął u nas jako tłumacz na język perski kilku sonetów
A. Mickiewicza. Ale poza uniwersytetem
istniał jeszcze w Petersburgu przy Departamencie Azjatyckim ministerstwa spraw
zagranicznych osobny Instytut języków wschodnich o zadaniach bardziej
praktycznych, dokąd uczęszczali wymienieni wyżej Polacy, sposobiąc się do
służby dyplomatycznej. Jeden tylko Pietraszewski, najstarszy pośród nich (ur.
1799), słuchał jeszcze na uniwersytecie wykładów Sękowskiego, który go
zainteresował swą znakomitą pracą ‘Collectanea z dziejopisów tureckich rzeczy
do historji polskiej slużących’ (Warszawa, 1824-25) i którego współzawodnikiem
w tej dziedzinie miał się stać w przyszłości.”
W zebranych źródłach i notatkach
Wł. Kotwicza z okresu przygotowywania niepublikowanej pracy z 1938 roku pt.
„Rzut oka na losy orientalistyki w Polsce” (za K. Stachowski, LingVaria VII,
2012, 2/14) dotyczących działalności petersburskiego Instytutu Orientalistyki
nazwisko Edwarda Gutta pojawia się m.in. w dwóch dokumentach opisujących zakres
studiów i egzaminów końcowych na orientalistyce: Programme des Cours de
l’Institut Oriental [rkps, pioro, ręka nierozpoznana; 4
str.; 20,9 × 33,6 cm; brak daty] oraz w Programme de l’examen des
eleves de l’Institut Oriental qui aura lieu Mercredi, le 1-er
d’Avril 1831 [mszps; 1 str.; 22,2 × 35,4 cm; brak
daty]. Z tego drugiego dokumentu dowiadujemy się, że Mirza Dżafar
Tobczybaszew był egzaminatorem Gutta w 1831 roku podczas egzaminu
końcowego. W spisach urzędników carskich na misjach dyplomatycznych Edward
będzie wymieniany od 1832 r.
Ta popularność
orientalistyki w środowisku młodych Wilnian w drugiej dekadzie XIX wieku jest
zjawiskiem tak ciekawym, że warto chyba poświęcić jeszcze kilka słów wspomnianemu
wyżej Pietraszewskiemu, najstarszemu z grupy. Pisał o nim we wspomnieniach
zamieszczonych w Kurierze Wileńskim przywołany tu również Antoni Muchliński: „W tej epoce szkoła ta składała się prawie z
samych litwinów i byłych uczniów uniwersytetu wileńskiego. P. Żaba August, dziś
konsul w Erzerumie, tylko co ukończył instytut i był wysłany na wschód, p.
Chodźko Aleksander, b. konsul w Persji a dziś professor literatury słowiańskiej
w College de France kończył wówczas tamże nauki, a jednocześnie byli z
Pietraszewskim, pp. Szpicnagiel Aleksander b. Konsul w Jaffie, Gutt Edward b.
sekretarz poselstwa w Persji, śp. Szemiot Antoni i ja: jednego tylko mieliśmy
kolegę nie litwina Popowa. Lubo lata Pietraszewskiego stawały na przeszkodzie w
uczeniu się tak trudnych języków, pamięć też i pojętność jego wiele straciły
już na łatwości przyswojenia ogromnego zapasu obcych wyrazów i wcielenia się w
duch toku mów wschodu, tyle różniących się od europejskich, jednak praca
żelazna a niezrażająca się niczem i pilność przemogły te zawady: prócz tego
szczególne ku nam przywiązanie i poświęcenie się prof. Mirzy Dżafara
Tobczybaszewa wpłynęły silnie i na postęp Pietraszewskiego, tak iż po trzech
leciech pobytu w zakładzie, mógł już dość płynnie tłumaczyć się po persku i
turecku.”
Warto zauważyć, że
Aleksander Szpicnagel to były konkurent Juliusza Słowackiego do serca Ludwiki
Śniadeckiej, pięknej córki profesora Jędrzeja Śniadeckiego, a po latach, muzułmańskiej żony Sadyka-paszy
Czajkowskiego. Cały świat kręci się wokół Orientu.
Oczywiście pobyt
Edwarda w Petersburgu i jego studia nad językami orientalnymi był, jakże by
inaczej, nadzorowany przez preceptora – Mikołaja Malinowskiego. Przynajmniej na przełomie 1827 i 1828 roku
Malinowski odwiedził Petersburg i widział się ze swoim wychowankiem. Malinowski
podczas pobytu w Petersburgu pisał dzienniczek, z którego dowiadujemy się
różnych zabawnych rzeczy o wzajemnych stosunkach obu młodzieńców. Zwykle Gutt
odwiedzał Malinowskiego w jego kwaterze wcześnie rano i zabawiał go rozmowami
na codzienne, przyziemne tematy, co Malinowski uważał za stratę czasu, i dawał
temu wyraz w swoich notatkach:
„27 listopada 1827. Dzisiaj rano nic prawie nie mogłem
robić, gdyż zaledwie wstałem, przyszło do mnie kilku przyjaciół, między innymi
Mickaniewski, Gutt, Fok, Migurski, którzy rozmową płochą zabrali mi prawie cały
czas. [...]”
„2 grudnia. [...] Wróciwszy do domu spotkałem Edwarda Gutta,
z którym udałem się do mojego pokoju. Przepędziłem czas na rozmowie o rzeczach
błahych. [...]”
„8 grudnia. Obudziwszy sie rano zobaczyłem E.G., który już
do mnie przyszedł. Przez godzinę, mniej więcej, rozmawiałem z nim. Potem pisałem
i czytałem coś nie coś [...]”
„12 grudnia. Niewiele dzisiaj godnego do zanotowania.
Obudziwszy się, spostrzegłem E.G. w moim pokoju. Porozmawiałem z nim o rzeczach
potocznych. [...]”
„17 i 18 grudnia. [...[ Po nocy bardzo źle przespanej,
wstałem zmęczony i osłabiony. Niebawem przybył do mnie Gutt E. Po krótkiej
rozmowie wyszedł, a potem odwiedzili mnie Adam Rogalski i Erazm Pudz., z
którymi rozmawiałem przez dwie godziny prawie, wreszcie Jasiukiewicz, który mi
zabrał czas swoją długą i natrętną wizytą. Na obiad dzisiejszy, który jadłem w
domu, zaproszeni byli Adam Mickiewicz, Franciszek Malewski, Józef Sękowski,
Aleksander Chodźko, Mirza Dżaffar [...]”
„27 grudnia. Zaledwie rano wstałem z łóżka, przyszedł do
mnie E.G. i przyniósł mi listy od mojej najdroższej narzeczonej, pełne dobroci
i miłości; trzeba na nie odpisać jak najprędzej. Poleciłem Edwardowi, aby na
dzisiejszy obiad zaprosił Aleksandra Chodźkę. [...]”
„3 stycznia 1828. Bardzo mało mam dzisiaj do zapisania. Rano
przyszedł do mnie E.G., z którym wiele rozmawiałem. [...]”
„27 stycznia. Dziś rano pracowałem nad przekładem gramatyki,
gdy wszedł E.G. i opowiedział, że był obecny przy wyjeździe Adama Mickiewicza
do Moskwy. [...]”
„1 lutego. [...] Przyszedł E.G. i zbudził mnie; przyniósł mi
list od swego ojca, do którego dopisała sie także najdroższa moja, lecz dosyć
chłodno i z żalem, że jej zaniedbuję [...]”
I tak dalej, aż do
kwietnia 1828. W tym czasie w Petersburgu Malinowski spotykał się z
Mickiewiczem i Malewskim, Wańkowiczem, Orłowskim, Bułharynem, a z orientalistów
z Sękowskim, Chodźką i profesorem Tobszybaszewem, tłumaczem „Czatyrdahu” na
język perski. W zapiskach Malinowskiego stanowili oni jakby osobne, filomackie środowisko,
niedostępne dla Gutta. Być może dlatego, że należał on już do młodszej
generacji i nie był związany z filarecko-filomackim kręgiem towarzyskim. Malinowski
traktuje go nieco protekcjonalnie, wydaje mu polecenia, Edward jest dla niego młodszym
bratem jego narzeczonej, statystą, a nie pełnoprawnym aktorem rozgrywających
się wydarzeń.
Wróćmy jednak do
egzaminu końcowego i starań o dobrą posadę dla młodego orientalisty. Edward
miał trochę szczęścia, bo trafił na szczególnie ciekawy okres w stosunkach
rosyjsko-perskich. Od tragicznej śmierci Aleksandra Gribojedowa, zamordowanego
przez tłum w lutym 1829 roku w
Teheranie, po skutecznej rosyjskiej ekspedycji karnej, wakowało stanowisko
ministra pełnomocnego, posła cara Rosji przy dworze szacha Fath Alego. Wreszcie
w 1832 roku car Mikołaj I mianował posłem pełnomocnym w Persji pułkownika hr. Iwana
Simonicza. Był to pochodzący z Dalmacji były oficer napoleoński, artylerzysta, który
po dostaniu się do niewoli rosyjskiej przeszedł na służbę cara. Minister Spraw
Zagranicznych Nesselrode wręczył Simoniczowi pełnomocnictwa i instrukcje 7
lipca 1832 roku. Nowy rosyjsko-imperatorski minister pełnomocny w Persji przystąpił
do swoich zadań 18 października tego roku, zastępując pełniącego obowiązki
radcę dworu Bezaka. Misja rosyjska miała swoją siedzibę w Tebrizie, toteż
wkrótce Simonicz udał się do Teheranu przedstawić szachowi swoje listy
uwierzytelniające. Od 1830 roku funkcję dragomana – tłumacza języków wschodnich
– przy poselstwie rosyjskim w Persji pełnił kolega Edwarda z Wilna i ze studiów
w Petersburgu, Aleksander Chodźko. Edward został wysłany z Petersburga do
Teheranu jako dragoman razem z ekipą Simonicza w 1832 roku. O jego podróży
wiemy tyle, że odbył ją z adiutantem hr. Simonicza i doktorem Jenischem,
lekarzem misji. W liście pisanym z Tyflisu (Tbilisi) do Mikołaja Malinowskiego wspomina
tylko o pisanym przez siebie pamiętniku. Niestety ten pamiętnik chyba się nie
zachował. A oto wspomniany list:
Piszę do ciebie drogi Mikołaju krótko bo przecie niemam
mieysca do pisania; od dni 10. wszystko iest spakowane i codzień mamy
wyjeżdżać, a co chwila znaydzie się iakaś przeszkoda. O sobie, gdzie i jak będę
nie mam ci jeszcze nic pewnego donieść. Jeżeli przy konsulacie to pensja
większa o 110.# i drugie tyle jak mówią godziwych dochodów. Nieuwierzysz ile tu
przygotowań i próżnego blasku doprawdy. Dwa transporty każdy o 30. koniach iuż
odprawiono. Z nami przyjdzie jeszcze ze 40. koni. W miesiąc ponas pojedzie żona
Simonicza takoż z licznym orszakiem. Wydatków miałem dwa razy więcey aniżeli
się spodziewałem. Przygotuj Papę że może przyjechawszy do Persyi będę go prosił
o przysłanie mi 50# na konia i pierwsze gospodarstwo.O zegarku takoż nie
zapomniy przypomnieć Papie. Jedzie z nami także adjutant Simonicza i Doctor,
młody człowiek z Moskiewskiego Uniwersytetu niedawno promowany na lekarza. Pisz
do mnie zaraz po odebraniu tego listu p. pocztę wprost p. Tyflis do Tebrizu.
Albo gdyby na poczcie robili trudności to do Tyflisu pod następnym adresem.
Iosifu Wikienticzu Gołownie służaszczemu w Ispołnitielnoj Ekspedicii. Małe
nawet posyłki powinni na poczcie przyjmować.
Z Tyflisu do Tebrizu będę utrzymywał dziennik moiey podróży. Gdzie
Ferdynand teraz? Odpisz iak nayobszerniey. Halę i Anetę nayczuley całuię. Bądź
zdrów i nie zapominay o przywiązanym do ciebie bracie Edwardzie.
Ajwazowski, Tyflis
Ale mamy też inne
świadectwo – wspomnienia Iwana Błaramberga, wojskowego i dyplomaty, z podróży i
pobytu w Persji z lat 1837-1839, a więc pięć lat po wyprawie Edwarda.
Błaramberg barwnie opisuje w nich trasę, przygody z tubylcami i opisuje
towarzyszy podróży, w tym młodego agenta Jana Prospera Witkiewicza. Ze
wspomnień Błaramberga dowiadujemy się, jak wyglądało życie codzienne misji
rosyjskiej, oblężenie Heratu i przyjazd nowego posła rosyjskiego – pułkownika
Duhamela. Wymienia w nich również Edwarda.
Droga z Petersburga
do Teheranu prowadziła przez Moskwę i Władykaukaz, a następnie przez przełęcz
pod Kazbegiem, tak zwaną rosyjską „gruzińską drogą wojenną” przez miejscowości
Stepancminda z pięknym górskim klasztorem Cminda Sameba, Gudauri, twierdzę
Ananuri, dawną stolicę Gruzji Mcchetę, do Tyflisu ze starym miastem położonym
na wysokim i stromym uskoku nad rzeką Kura. Drogę tę opisuje Błaramberg, ale
jej gruzińską część miałem okazję obejrzeć własnymi oczami, bo w 2018 roku w
sierpniu miałem przyjemność jechać nią na trasie od Stepancminde do Tbilisi i
podróż ta pozostawiła wspomnienia wspaniałej, dzikiej przyrody i gruzińskich
starożytności.
Dalej szlak wiódł do
Erywania, gdzie Błaramberg w 1837 roku, a ja w 2018 podziwiałem podwójny szczyt
Araratu, świętej góry Ormian. Z Erywania, drogą przez Tebriz podróżni udali się
do Teheranu. A ja wróciłem do Erywania, aby pospacerować po stolicy jednego z
najstarszych narodów świata. Ale i tu nie dane mi było zapomnieć o Edwardzie, bo
na jednym z głównych placów miasta znalazłem pomnik Aleksandra Siergiejewicza Gribojedowa, posła
rosyjskiego zamordowanego przez Persów w Teheranie w 1829 roku, nieszczęśliwego
pisarza i poety. To prawda, że mądremu biada.
Jeżdżąc po Gruzji i
Armenii klimatyzowanym autokarem nie miałem problemu z upałem. Jednak podróżników w 1830-tych latach upał zmuszał
do robienia przerw w podróży w czasie dnia i poruszania się wczesnym rankiem
lub nocą. Latem misja rosyjska przenosiła się z Teheranu do górskiej miejscowości
Kasre-Kadżar, w której rozbijano obozowisko namiotowe, ale z wszelkimi
wygodami. Powracano do miasta dopiero w październiku, gdy temperatury bardziej
przypominały klimat europejski. Zimy w Teheranie były raczej łagodne, śnieg
padał rzadko, a i tak szybko znikał.
Gdy Błaramberg dotarł
we wrześniu 1837 roku do obozu misji pod Teheranem, nie zastał w nim już
Edwarda Gutta, który w tym czasie z polecenia Simonicza towarzyszył szachowi
Mohammadowi w oblężeniu twierdzy Herat. Simonicz był doświadczonym wojskowym,
który mimo służby w Rosji wciąż był oddany ideałom napoleońskim.
Charakteryzowała go przy tym obsesyjna niechęć do Anglii i Anglików, co
obciążyło jego misję w Persji, spowodowało konflikt dyplomatyczny między Rosją
i Anglią, i było przyczyną jego odwołania w 1838 roku. A rola Edwarda w tych
wydarzeniach została określona przez agentów brytyjskich słowami – „adept
intrygi”.
Misja rosyjska w Persji, 1835 r.
Początek misji
Simonicza przypadł w momencie zmiany władzy w Teheranie. W 1834 roku zmarł
stary szach Fath Ali. Do śmierci nie podjął on decyzji o sukcesji tronu, toteż przejęcie
władzy przez jego dwudziestosześcioletniego wnuka, Muhammada Szacha Qadjara,
było rezultatem wspólnego poparcia hrabiego Simonicha i brytyjskiego ambasadora
Cambella. Mohammad Szach starał się o utrzymanie w posłuszeństwie buntujących
się prowincji. Powrócił też do idei zdobycia afgańskiej twierdzy Herat, która
była już wielokrotnie oblegana przez perskie wojska, ostatnio w 1832 roku.
szach Mohammad Kadjar
Młody szach chciał
jako suweren zmusić Afgańczyków do zapłacenia zaległych danin oraz ukrócić
zbójectwo. Zatem w 1837 roku postanowił ponownie zaatakować Herat, co usilnie
odradzała mu ambasada brytyjska, i do czego intensywnie nakłaniała go ambasada
rosyjska, a osobiście poseł pełnomocny hrabia Iwan Simonicz. Sytuacja
początkowo sprzyjała Rosji, gdyż emir kabulski Dost Mohammed akceptował
utworzenie konfederacji afgańskiej pod protektoratem cara i szacha. Nowy poseł
brytyjski w Teheranie, John McNeil pisał w swoich pamiętnikach, że obejmując
swoją misję doznał wstrząsu widząc jakiego upadku doznały wpływy brytyjskie i
jak wzrosło znaczenie Rosji na dworze teherańskim. Był to moment, który
historycy uważają za początek tzw. „wielkiej gry” interesów między Rosją a Wielką
Brytanią na terenie Persji i Afganistanu.
Koncepcja konfederacji afgańskiej
była jednak stanowczo blokowana przez władcę Heratu, Karmana z rodu Sadozajów,
zwaśnionego z
rodem Durrani, z którego pochodził
emir Kabulu Dost Mohammed. W zamian za pomoc w zdobyciu opornej twierdzy Szach
postanowił podarować Herat serdarom Kandaharu –
przyrodnim braciom Dost Mohammeda: Kachendil-, Mechardil-,Rachandil-Chanom, i w
zamian nie żądać niczego oprócz wierności.
twierdza Herat, Afganistan, 1838 r.
34-tysięczna armia szacha
Muhammada wyposażona w 60 armat wyruszyła na Herat 23 lipca 1837 roku. Jednak
szach jako władca dowodził tylko nominalnie. Towarzyszył mu między innymi Edward Gutt – Polak, sekretarz poselstwa
rosyjskiego w Teheranie. Na czele armii stał jej faktyczny dowódca, Polak,
generał Izydor
Borowski. Wspominał o
nim w sierpniu 1836 roku książę Adam
Czartoryski, pisząc:
…[Borowski] tyle zachował patriotyzmu, że
za rewolucji naszej ostatniej omal iż Abbas Mirzy do wojny nie skłonił.
Oblężenie rozpoczęło się 23 listopada 1837 roku. Liczne źródła poddają
druzgoczącej krytyce zarówno strategiczne i taktyczne założenia wojny, jak i
organizację, wyposażenie, logistykę i morale wojska. W tym czasie prowadzona była
tajna operacja dyplomatyczna, której głównymi aktorami byli Jan Witkiewicz,
Batyr, z ramienia Rosji oraz brytyjski agent Aleksander Burnes.
Jan Prosper Witkiewicz w stroju wschodnim
Zadaniem Witkiewicza było
doprowadzić do sojuszu z Persją i zawarcia porozumienia przeciwko Heratowi pod
protekcją cara Mikołaja I. Burnes wszelkimi siłami starał się temu przeszkodzić.
Tego stadium intrygi dotyczą zamieszczone na wstępie słowa meldunku Burnesa o
akcji Witkiewicza: „Po szesnastu prośbach
o udzielenie odpowiedzi na listy od szacha i cara Rosji Dost Mahomed Khan
wreszcie kazał posłać po Witkiewicza, aby go wysłuchać. Ostatecznie Amir Kabulu
zgodził się na sporządzenie i wysłanie tych odpowiedzi. Oczywiście sposób ich dostarczenia stał się
pierwszym tematem rozmowy i Amir
zaproponował, by odpowiedzi przesłać drogą przez Bucharę. Jednak Witkiewicz
odrzucił tę propozycję mówiąc, że znacznie szybciej korespondencję można będzie
przesłać przez Edwarda Gutta, przebywającego w perskim obozie wojennym pod
Heratem, który, poza tym że jest jego krajanem i osobistym przyjacielem, jest
też akredytowanym agentem rządu rosyjskiego.
[Raport kpt. Burnesa, 18 lutego 1838 r.]”
Z upoważnienia Simonicza –
chociaż niektórzy twierdzą, że samowolnie – Gutt zapewnił pisemnie
pozostających przy szachu braci emira Kabulu o pełnym poparciu cara dla ich
przymierza z szachem. Przechwycone przez angielskie tajne służby pismo
spowodowało skandal dyplomatyczny, interwencję ambasady brytyjskiej w
Petersburgu i w końcu odwołanie hrabiego Simonicza i zastąpienie go bardziej
ugodowo nastawionym posłem rosyjskim Duhamelem. Także Witkiewicz został wezwany
do ministra Nesselrode do Petersburga, gdzie zginął w zagadkowych
okolicznościach w 1839 roku. W dokumentach angielskich i francuskich Edward
Gutt jest znany pod nazwiskiem Edouard Goutte, stanowiącym wersję zbliżoną
fonetycznie w języku francuskim do rosyjskiej transkrypcji jego nazwiska.
Francuski był wtedy lingua franca dyplomacji od Wschodu do Zachodu.
Tymczasem 24 czerwca 1838 roku
nastąpił szturm na Herat, podczas którego głównodowodzący armią perską Izydor
Borowski zginął, a Persowie ponieśli znaczne straty. Po tej klęsce szach
Muhammad postanowił odstąpić od dalszego oblężenia, tym bardziej, że Anglicy w
ramach retorsji zajęli perską wyspę Karrak. Generał Borowski był Polakiem, ale
przebywającym od dawna poza granicami kraju. Słabo już władał językiem polskim
i wolał porozumiewać się po francusku. Jak czytamy w artykule Janusza Fedirko w
„Alma Mater” nr 30 z 1994 roku, Borowski jako młody człowiek walczył w
powstaniu kościuszkowskim, następnie na emigracji przystąpił do Legionów
Dąbrowskiego. Po ich rozwiązaniu
uczestniczył w interwencji francuskiej na San Domingo, gdzie porzucił służbę w
wojsku francuskim. Był korsarzem na Morzu Karaibskim, później żołnierzem
Bolivara, uczestnikiem wojny o samostanowienie państw Ameryce Południowej. W
wyniku intryg musiał opuścić Bogotę, w której mieszkał, skąd udał się do
Egiptu, a następnie do Persji, gdzie został wezyrem z tytułem honorowym emira.
W internetowej wersji
Encyclopedia Irannica znajdujemy dwa epizody z udziałem Edwarda Gutta (http://www.iranicaonline.org/articles/search/keywords:Goutte).
Po śmierci Borowskiego pod Heratem wykonawcami testamentu generała byli Aleksander
Chodźko i Edward. Przypomnę, że Chodźko był rodakiem Gutta z Wilna, a później
kolegą ze studiów w Petersburgu. Do Persji został wysłany rok wcześniej niż
Gutt i pełnił funkcje konsula w mieście Raszt w północnej Persji. W 1842 roku
Chodźko poprosił o urlop „dla ratowania zdrowia” i zgodę na wyjazd do Anglii,
ale wkrótce po przybyciu do Londynu nawiązał kontakt z Mickiewiczem i udało mu
się przenieść do Paryża. Tam poznał mesjanistyczno-patriotyczne idee głoszone
przez Andrzeja Towiańskiego i Mickiewicza, i wstąpił do Koła Sprawy Bożej,
gdzie spotkał brata swojego kolegi z Teheranu, Ferdynanda Gutta, szwagra
Towiańskiego i ważnej postaci w Kole. Wracając do tematu schedy po generale
Borowskim, w pismach generała Barthelemy Semino, który ożenił się z wdową po
Borowskim i zaopiekował jej dwoma synami, znajdujemy oskarżenia pod adresem
Chodźki i Gutta o sprzeniewierzenie większej części tego spadku. W aferę miał
być także zamieszany były chlebodawca Borowskiego, książę Mirza Abbas. Jest to
ciekawy wątek, bo ani Chodźko po wyjeździe z Persji, ani Gutt po powrocie do
Willna, nie sprawiali wrażenia osób zamożnych, które dorobiły się na cudzym
spadku.
Aleksander Chodźko
Aleksander Chodźko był źródłem
wielu ciekawych opowieści i anegdot z czasów swojej służby w Persji. Zostały
one przekazane przez Władysława Mickiewicza w jego pamiętnikach (Władysław
Mickiewicz, Pamiętniki, Iskry, Warszawa 2012), które zacytuję poniżej, bo
podobne mógłby również opowiedzieć nam Edward, gdyby zachowały się jego pamiętniki:
Na jednym z pierwszych posłuchań zapytał
szacha o jego dzieci, co wywołało wzruszenie ramion u panującego. Szambelan
wytłumaczył nowicjuszowi, że szach ma więcej niż sto dzieci, nie może więc
zaprzątać sobie głowy ich imionami.
Szach skarżył się Chodźce na istną manię
Europejczyków wychwalania dobrodziejstw kolei żelaznej. „Wasza Królewska Mość –
zauważył Chodźko – w przeciągu kilku godzin dostanie się na miejsce dorocznych polowań,
zamiast spędzać dwa tygodnie w drodze”. „I co za korzyść w tym pan widzi?” –
odparł szach, dla którego czas nie miał żadnej wartości.
Po powrocie z wycieczki, którą zrobił,
korzystając z wakacji, Chodźko zjawia się u ministra spraw zagranicznych.
Przyjmuje go jakaś nowa osobistość, zupełnie mu nieznana. Wymienia nazwisko ekscelencji,
którą chce widzieć, a dygnitarz wskazuje mu rysy na stiukach ściany sali, w
której odbywało się posłuchanie. Gdy zauważył, że Chodźko nie rozumie tego
ruchu, powiedział w końcu: „Są to ślady paznokci mojego poprzednika, którego w
tym miejscu zaduszono”. Minister dziwił się, że wskutek jego małej przenikliwości
zmuszony był do tak niemiłych wynurzeń, a Chodźko osłupiał z powodu tak
lakonicznej mowy pogrzebowej
Właśnie w czasie tych wakacji, kiedy to
minister spraw zagranicznych w Persji stracił swój portfel na sposób bardzo
wschodni, Chodźko, będąc na polowaniu, w pogoni za zwierzyną dotarł do miasta,
gdzie srożyła się cholera. Chcąc się przekonać, czy nie będzie wystawiony na
zbyt wielkie niebezpieczeństwo, jeśli tam jakiś czas zabawi, zwrócił się z
zapytaniem do gubernatora. „Co prawda – odparł tenże – co dnia umiera po
kilkaset osób, ale dotąd nie zdarzyło się, żeby padł jakiś Europejczyk”. Chodźko,
zadowolony, podziękował za odpowiedź; na odchodnym przyszło mu na myśl zapytać
o liczbę cudzoziemców będących w mieście. „Pan jest jedynym” – odpowiedział
gubernator ze spokojem. Chodźko co prędzej spakował manatki i wyniósł się z
miasta.
Z humorem, cechującym prawie wszystkie jego
opowiadania, wspominał raz Chodźko o swym spotkaniu z dwoma Francuzami, którzy
mieli jakąś misję naukową do spełnienia. Po wymianie wstępnych uprzejmości i
wspólnym wypiciu herbaty przypadkowi znajomi żałowali, że nie mogą razem odbyć
podróży. W wiele lat potem Chodźko, szperając w antykwarni, natrafił na opis
wyprawy tych panów. Dowiedział się z niego, że na kogoś z eskorty niespodzianie
napadł tygrys, i że to on, Chodźko, z niezwykle zimną krwią jednym uderzeniem
fuzji połamał żebra tygrysowi, a siła tego zwierzęcia jest tak wielka, że bez
względu na otrzymany cios rzucił się na konia i powalił go na chwilę przedtem,
nim sam wyzionął ducha.
Tyle opowieści Chodźki, ale o
Francuzach jeszcze będzie kilka słów. Już pod kierunkiem nowych ambasadorów
rosyjskich, posła pułkownika Duhamela a wkrótce potem hrabiego de Medem, Edward
Gutt kontynuował swą misję, korzystając z niezwykłego zaufania i sympatii, jaką
darzył go szach Mohamed. Był to okres, w którym szach marzył o modernizacji
swoich sił wojskowych na wzór francuski, zapraszając do Teheranu grupę
francuskich oficerów, którzy mieli zająć się doradztwem przy reorganizacji
armii. Przywieźli oni również zakupioną na kredyt broń dla perskiego wojska.
Konflikty wewnętrzne między tą grupą a oficjalną dyplomacją francuską
spowodowały, że część żołnierzy, którym nie zapłacono żołdu, wróciła do
Francji, część zaś, pod dowództwem kapitana a następnie adiutanta-generała Josepha Ferrier,
uzyskała nowy ośmioletni kontrakt.
Niestety misja francuska była nieudana, a w dodatku ambasada rosyjska skutecznie
ją torpedowała. Ferrier próbował
zainteresować swoimi działaniami francuskie ministerstwo spraw wojskowych i
ministra wojny marszałka Soult osobiście, pisząc niepochlebne listy-raporty o
sytuacji na perskim dworze oraz w armii. W listopadzie 1841 taki prywatny list
Ferriera dostał się do prasy francuskiej, wywołując międzynarodowy skandal.
Rosyjska ambasada wykorzystała z radością faux pas Francuzów i Gutt,
przetłumaczywszy artykuł, natychmiast pokazał go szachowi. W rezultacie Ferrier
oraz czterech innych oficerów francuskich musiało opuścić Persję.
W 1844 roku, wraz z przyjściem
nowego ambasadora Dymitra Dołgorukowa, Edward Gutt zakończył swoją misję w
Persji i wrócił do Wilna. W jakim stanie fizycznym i psychicznym, nie wiemy,
ale tak długi pobyt we wschodnich krainach i w służbie rosyjskiej, w oddaleniu
od bliskich i ojczyzny na pewno pozostawił jakieś trwałe ślady. Możemy się
domyślać tego czytając list Aleksandra Chodźki, pisany do Adama Mickiewicza z
Londynu, po wyjeździe z Teheranu na Zachód.
13 lutego 1842, Londyn
... Oto kategoryczna odpowiedź
na główniejsze pytania Twojego listu(t.j. listu AM) : „Czy przeszłą służbę rzucasz tylko dla nudy, dla odmiany?
Czy robię krok ten przez lekkość?” Bóg i ludzie dobrzy wiedzą, że ruska
sprawa jest złą sprawą. Służąc jej grzeszyłem przeciw Bogu i przeciw krajowi.
Przez jedynaście [!] lat pobytu na Wschodzie myśl ta stała mi ciągle przed
oczyma, budziła ze snu, gryzła sumienie. Byli ze mnie radzi, bo służyłem
uczciwie, nieraz zręcznie. Nagrody i pochwały mię nie cieszyły, śród kolegów
byłem cudzy, inny od nich myślą; cierpiałem. Życie wewnętrzne tak jasne, tyle
ruchome, pókim był z Wami w Wilnie, poczęło stygnąć jeszcze w Petersburgu;
zamierzchło w Persji i bodaj czy nie na zawsze zgasło. Nie znalazłszy w widokach
służebnych potrzebnego żywiołu, rzuciłem się do poezji wschodniej, lecz ta,
lepiej poznana, znudziła mię. Rozpusta z kobietami wschodnimi nie na długo
ogłuszyła głos wstający zewnątrz. Potrzeba moralnego odrodzenia się coraz
więcej była nieodbitą. Wyjechałem nareszcie z Persji.... [Listy Aleksandra
Chodźki do Adama Mickiewicza, Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne
poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 53/3, 253-294, 1962]
Nic dziwnego, że po tak długiej
nieobecności w kraju przede wszystkim chciał odwiedzić i uścisnąć braci i
siostry. Najpierw udał się do najstarszej z rodzeństwa, Ludwiki Polkowskiej,
mieszkającej z mężem i pasierbicami w majątku Burluny i miasteczku Sejny w
guberni suwalskiej. Świadczy o tym list, napisany przez Mikołaja Malinowskiego
24 listopada 1844 roku do Ludwiki: „... Ucałuj od nas Edwarda. Czekamy na niego
niecierpliwie. Jego mieszkanie jest już gotowe na jego przyjęcie.” Natomiast 2 września 1845 roku, jak zanotował
Kurier Warszawski, Edward Gutt, obywatel z Wilna, zawitał do Warszawy, gdzie
spotkał się z Aleksandrem, jego żoną Marią i jego dziećmi. Mój ośmioletni
wówczas pradziadek Jerzy Edward, który swoje drugie imię otrzymał właśnie na
pamiątkę stryja, musiał być bardzo szczęśliwy, słuchając barwnych opowieści o
dalekich krajach, wojnach i obyczajach. Nie mógł niestety odwiedzić Ferdynanda,
który przebywał wówczas z rodziną w Paryżu, a biorąc pod uwagę niejasne
okoliczności jego wyjazdu z kraju, lepiej było nie rozpytywać zbyt szczegółowo
o jego sytuację. Z resztą wspomniałem wcześniej, że w tym właśnie czasie
Ferdynand spotykał się z Aleksandrem Chodźką i miał zapewne od niego dokładne
wiadomości o bracie.
Po powrocie do Wilna zamieszkał z
rodziną siostry, Anny Malinowskiej, w domu ich ojca przy ulicy Wielkiej (dziś
Zamkowej 36). Czterdziestoletni kawaler z takim bagażem doświadczeń z
trudnością się aklimatyzował w prowincjonalnym mieście gubernialnym. Tymczasem
rodzina oczekiwała, że wkrótce może ożeni się, ustatkuje – nic z tego. Malinowski w
jednym z listów do Polkowskiej, napisanym 2 czerwca 1847 roku, donosi: „...
Nie, Pers nie kwili na gniazdo, widać, że nie mogąc urządzić się co do małżeństwa
po wschodniemu, dał za wygraną. Wdzięczny za wzmiankę o sobie, kazał Cię
serdecznie uścisnąć.”
W 1847 roku Edward raz jeszcze
dopisuje się do listu Malinowskiego do Ludwiki Polkowskiej z konwencjonalnymi
wyrazami szacunku dla siostry i jej męża. Od tej pory niewiele o nim słychać.
Jeszcze w 1856 roku, gdy w Wilnie działa Komisja Archeologiczna i powstaje Muzeum
Starożytności, a miejscowi obywatele nadsyłają dary dla Muzeum, dowiadujemy
się, że: „Gutt Edward. /Ofiarował/ Kałamarz Perski z piórami z trzciny i
łyżeczkę srebrną do atramentu, przywiezione przez niego z Teheranu.” Przy tej
samej okazji jego szwagier, Mikołaj Malinowski, ofiarował Muzeum przechowywany
w rodzinie obraz olejny Józefa Peszki, prywatnie wuja Edwarda i jego
rodzeństwa, przedstawiający cara Aleksandra I oraz szereg autografów królów
polskich.
W 1861 roku, w wyniku jakichś ważnych
wydarzeń, Edward wyjeżdża z Wilna do majątku bratanka, Zygmunta Gutta, w
Trakianach w powiecie kalwaryjskim guberni suwalskiej. Tam dnia 26 lipca spisuje następujący testament:
„Ja Edward, syn Jerzego Gutt, używając całey przytomności umysłu i nie
ulegając żadnym namowom i prośbom z czyjey kolwiek bądź strony zapisuję tu
własnoręcznie ostatnią moją wolę, mocą którey synowca mego Zygmunta, syna brata
mego rodzonego Alexandra, naznaczam i
chcę mieć jedynym i ogólnym spadkobiercą całego mego mienia tak ruchomego jak i
nieruchomego, wszelkich sprzętów i
ruchomości, słowem tego wszystkiego co za życia mego było moją własnością, co i
stwierdzam własnoręcznym moim podpisem.
– Trakiany, dnia 26 miesiąca Lipca 1861. roku. Edward Gutt”
Jest to dokument zastanawiający z
wielu powodów. Po pierwsze – nagły tryb i stosunkowo młody wiek autora
testamentu. Edward skończył właśnie 55
lat, podczas gdy jego żyjący bracia mieli lat 59 i 61, a siostra nawet 63. Pytania
budzi też kategoryczny wybór właśnie tego, jedynego bratanka na wyłącznego
sukcesora. Wszak bratanków i bratanic miał Edward jeszcze kilkoro. W dodatku w
obecności świadka, Józefa Godlewskiego, bratankowie owi na odwrocie testamentu musieli
złożyć pisemne oświadczenie o przyjęciu woli stryja do wiadomości i akceptacji.
Dotąd nie udało mi się dowiedzieć
czegoś więcej o okolicznościach tego wydarzenia, więc też pozostaje mi tylko
zaakceptować decyzję Edwarda. Według
jednej z hipotez Edward zapadł na jakąś orientalną chorobę i widząc zbliżający
się kres postanowił przenieść się do Trakian, wówczas należących do Zygmunta,
gdzie rodzina mogła zapewnić mu opiekę. Dotąd też nie udało mi się znaleźć aktu
jego zgonu. Nie wiem, czy umarł jeszcze w 1861, czy już w 1862 roku, czy w
Wilnie, Trakianach, czy jeszcze gdzie indziej. Tymczasem już 21 października
1862 roku do rejenta Russockiego w Suwałkach zgłosił się Zygmunt Gutt jako
jedyny spadkobierca i otrzymał urzędowy wypis z testamentu (na papierze
stemplowym za 3 ruble 60 kopiejek). W każdym razie Edward zmarł najwcześniej z
braci, a Aleksander senior zmarł zaraz po nim w grudniu
1862.
Niestety chytre rozwiązanie
spadkowe, wymyślone zapewne osobiście przez Aleksandra seniora, jak by nie było
prawnika i specjalisty od spraw cywilno-majatkowych, okazało się całkowicie
nietrafione. Zygmunt Gutt próbował sprzedać dom stryja hrabiemu Rajnoldowi Tyzenhauzowi,
ale tak, by zaoszczędzić na podatku. Polegało to na zawarciu ustnej umowy co do
ceny kupna, a następnie wystawieniu domu na fikcyjną licytację, w drodze której
Tyzenhauz nabył dom za znacznie niższą cenę. Najwyraźniej jednak Tyzenhauz na
podatkach znał się lepiej, a do tego wybuchło i zgasło Powstanie Styczniowe,
przysypując swymi zgliszczami licznych obywateli, w tym Zygmunta wraz z
rodzeństwem. Tyzenhauz wylicytowaną kwotę złożył „w prystawie”, bo właściciel
był na emigracji popowstaniowej. Po powrocie do kraju Zygmunt procesował się z
Tyzenhauzem i jego sukcesorką, hrabiną Przeździecką, o zapłatę za dom aż do
swojej śmierci w 1882 roku, wciągając w to Bogu ducha winnych ludzi, w tym
również Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Ale jest to już zupełnie inna historia – historia upadłej fortuny i
końca pewnego świata.