środa, 31 stycznia 2018

Ślub w Janowcu

Pamiętam jako siedmioletni dzieciak spędzałem z rodzicami wakacje na zamku w Janowcu u pana Kozłowskiego, jedynego chyba w PRL-u właściciela zamku. A było to 22 lipca, więc ku czci Firlejów pan Kozłowski z moim ojcem załadowali zamkową armatę skądś zdobytym prochem i strzelili na wiwat, aż się resztka tynku z murów posypała. W ciągu pół godziny dwóch milicjantów na rowerach wjechało na dziedziniec i ojca mojego z panem Kozłowskim chwilowo zatrzymali, ale po wyjaśnieniu celu tej salwy, zwolnili. To wydarzenie mi się przypomniało, gdy zacząłem pisać o innej hucznej uroczystości, tym razem rodzinnej, która miała tu miejsce w 1901 roku, o ślubie siostry mojego dziadka z bratem późniejszego polityka II RP. Oto jak się sprawy miały...

Po przedwczesnej śmierci sędziego Aleksandra Gutta w grudniu 1862 roku rada familijna, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, zatwierdziła podział majątku między jego synów, uznając, że córki z chwilą zamążpójścia zostały już właściwie zaopatrzone. Tak więc właścicielem Trakian i Okocia został ostatecznie najstarszy syn sędziego, Zygmunt. A Kurdymokszty, Rymieć i okolice znalazły się w rękach Aleksandra juniora. Najmłodszy, Jerzy, miał być spłacony przez Zygmunta, ale tymczasem wybuchło powstanie styczniowe i wiele spraw się skomplikowało.


Po upadku powstania, Zygmunt, który jako członek stronnictwa Białych brał udział w cywilnych władzach województwa suwalskiego, obawiając się represji, zdecydował się na emigrację do Wielkiego Księstwa Poznańskiego, nie zważając na pogarszający się stan majątków i kłopoty ze spłatą długów. Żeby zasłonić się przed wierzycielami, fikcyjnie wydzierżawił Trakiany i Okocie najmłodszemu bratu, a przekazując mu też majątek ruchomy, uważał, że spłacił zaległą część spadku Jerzemu. Gdy Jerzy zaczął gospodarować w majątku, uznał, że pora założyć rodzinę, gdyż po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Petersburskim na wydziale prawa i kameralistyki (zarządzania), jego sytuacja wciąż nie była ustabilizowana.

W 1870 roku Jerzy Gutt ożenił się z Ludwiką Ilcewiczówną, córką prezydenta Suwałk, panną bardzo patriotyczną i utalentowaną muzycznie. Gdy w 1871 roku rodził się mój dziadek, Jan Stanisław (Stanisław to po Moniuszce, bardzo zaprzyjaźnionym z rodziną Ilcewiczów kompozytorze), interesy zaczęły iść krytycznie źle i wierzyciele, poczuwszy się oszukiwanymi, wystąpili przeciwko Zygmuntowi i Jerzemu na drogę sądową. Sąd w 1872 roku ustanowił nad Trakianami kuratora, a Zygmunt powrócił na stałe do kraju. Jerzy z żoną i maleńkim synem uznali, że nie mają już co tu robić i że trzeba szukać zajęcia gdzie indziej. Poprzez stare znajomości ojca z rodziną hrabiów Tołstojów, Jerzemu udało się otrzymać posadę plenipotenta Lwa Tołstoja i wyjechał z rodziną na całe 12 lat do Jasnej Polany i Bogoduchowa w guberni Orzelskiej. Tam urodziła się w 1873 roku ich córka Maria, a w 1882 roku Zofia.


W 1883 roku Guttowie wrócili z Rosji i szukali miejsca, w którym mogli by osiąść. Początkowo chcieli kupić dom w Suwałkach, ale ponieważ w sądzie guberni Radomskiej wakowało miejsce pomocnika sędziego, a w majątku Regów nieopodal Kozienic i Radomia gospodarowała owdowiała siostra Jerzego, Maria, rodzina zdecydowała się przenieść do Radomia. W 1889 roku Jerzy Gutt został sędzią gminnym w Bodzentynie, ale dopiero decyzja o wyjeździe do Gostynina i przejęcie w 1893 roku kancelarii notarialnej po Ludwiku Ulejskim ustabilizowało interesy rodzinne na dłużej.

 

Gostynin, ul. Kutnowska 20. Tu znajdowała się kancelaria notarialna pradziadka. 


Grób pradziadka na cmentarzu w Gostyninie.


Wróćmy teraz do Jana Stanisława i jego sióstr. Mój dziadek do dwunastego roku życia kształcił się w szkołach w Rosji. Po powrocie do "Kraju Nadwiślańskiego" (jak mówili Rosjanie) ukończył edukację maturą i wyjechał do Warszawy kontynuować naukę w szkole nauk technicznych Jerzego Kuehna. W 1890 roku wstąpił na znane kursy ogrodniczo-pszczelnicze Lewickiego na Koszykowej, które ukończył z odznaką w 1891 roku. Lewicki zapamiętał młodego, obiecującego pszczelarza, bo w 1894 roku wysłał go z misją do Topczydaru pod Belgradem w celu uzdrowienia tamtejszych pasiek i krzewienia pszczelnictwa. Jerzy  napisał stamtąd obszerne sprawozdanie do wydawanej we Lwowie prasy pszczelniczej, szczegółowo omawiając zły stan pasiek i swoją ciężką pracę. Dziwne, że nie poświęcił ani słowa ciekawostkom turystycznym, jak byśmy dziś powiedzieli, a więc pałacowi królewskiemu, szkole rolniczej czy słynnemu monastyrowi, a choćby nawet linii tramwajowej łączącej Topczydar z Belgradem. Młody był i skupiony na zadaniu, które otrzymał.


Po roku pracy w Serbii Jan wrócił do rodziny do Gostynina. W 1895 r. wspólnie bawili się przy wigilijnym stole. Siostra Marysia, o dwa lata od niego młodsza, była świetną partnerką do różnych zabaw. Zosia, o dziesięć lat młodsza, była jeszcze dzieckiem. Rezultatem tych wspólnych wieczorów przy rozwiązywaniu szarad była nagroda Satyrycznego Kalendarza Polskiego redagowanego przez Or-Ota na 1995 rok.
Maria i Jan zdobywają nagrodę za rozwiązanie szarady, 1896 rok.


Nie mając wystarczających funduszy na samodzielne wydzierżawienie folwarku, w którym mógłby prowadzić swoją pasiekę i sady owocowe, Jan rozglądał się za posadą ogrodnika w różnych majątkach. Z pomocą przyszła mu ciotka Maria Lewicka, siostra jego ojca.

Boguszówka dzisiaj.


Lewicka była wdową, osobą bezdzietną lecz bardzo rodzinną. Posiadała duże dobra w powiecie kozienickim, znane głównie z hodowli koni.  Konie z Regowa zdobywały nagrody na licznych wystawach rolniczych. W skład dóbr regowskich wchodził również folwark Boguszówka, położony mniej więcej o kilometr drogi na południe od znanego sanktuarium maryjnego w Wysokim Kole. Lewicka oddała ten folwark bratankowi w dzierżawę. Jan dał się tam poznać jako zdolny ogrodnik i sadownik, którego szkółka drzew owocowych w 1897 roku była jedną z najlepszych w guberni radomskiej.


Ten długi wstęp był konieczny, żeby doprowadzić nas do wydarzeń, będących właściwym tematem artykułu. W 1899 roku niespodziewanie umiera ojciec. Jan zmuszony jest zaopiekować się matką i siostrami. Boguszówka nie jest właściwym miejscem dla rodziny, albo przynajmniej tak się Janowi wydaje, więc w pobliżu szuka majątku, który mógłby samodzielnie wydzierżawić. I znajduje go w Mszadli, parafia Janowiec, nieopodal Zwolenia. Majątek jest duży, Jan potrzebuje pomocy wykwalifikowanego ogrodnika, sam również poświęca się pracy, pisze też do „Ogrodnika Polskiego” o swoich osiągnięciach. Matka i siostry chyba zaakceptowały nowe miejsce, ale zdają sobie sprawę, że są dla Jana ciężarem.
Mszadla   1899-1913.


Zamek w Janowcu, kościół parafialny u stóp wzgórza zamkowego.


W tym czasie Marysia poznała w Warszawie młodego medyka, Mariana Barlickiego. Urodzony w 1865 roku, w 1898 roku uzyskał dyplom lekarza na Uniwersytecie Warszawskim. Jak się poznali, nie wiem. Julian Kulski, działacz społeczny znany jako prezydent Warszawy w latach okupacji, tak pisze w swoich pamiętnikach: „”Urodziłem się w Warszawie (5 grudnia 1892) przy ulicy Żurawiej 25, gdzie wtedy zamieszkiwali rodzice... Zajmowaliśmy skromne jednopokojowe mieszkanko z kuchnią na parterze w oficynie. Podobny lokal na pierwszym piętrze nad nami zajmował student medycyny, a następnie lekarz – Marian Barlicki. On to ratował mnie, gdy zjeżdżając po poręczy drewnianych schodów, wiodących z podwórza do klatki schodowej, spadłem tak nieszczęśliwie, że uległem skomplikowanemu złamaniu piszczeli w pobliżu kolana. Doktor Barlicki zestawił mi nogę bardzo umiejętnie...” I dalej: „Nie wiem, czy znajomość moich rodziców z doktorem Marianem Barlickim nawiązała się dopiero z powodu okazanej mi pomocy lekarskiej, czy raczej już dawniej z racji bliskiego sąsiedztwa, ani też kiedy rodzice zetknęli się po raz pierwszy z bratem doktora, Norbertem, podówczas, tj. w latach 1900-1904, studentem prawa uniwersytetu warszawskiego.”


I tak się sprawy potoczyły, że Maria Ludwika Guttówna i Marian Barlicki zdecydowali się na zawarcie małżeństwa. Ślub, jak to zwykle bywa, odbył się w kościele parafialnym panny młodej, a więc w Janowcu,  siedzibie parafii, do której należała Mszadla.   
Akt ślubu, Janowiec 26.10.1901 r.


Wyobrażam sobie ten wieczór, sobota 26 października 1901 roku o godzinie piątej po południu, a więc już po zachodzie słońca, kościół janowiecki u stóp góry zamkowej. Wśród gości Ludwika  z Ilcewiczów Guttowa z córką Zofią, Maria z Guttów Lewicka, być może Kuczyńscy z Koroszczyna, pewnie Plewińscy, z którymi wkrótce rozpocznie się spór o Regów, rodzina matki panny młodej - Ilcewiczowie, rodzina pana młodego - Barliccy. Świadkami byli – stryj panny młodej Adam Ilcewicz, lekarz weterynarii zamieszkały wówczas w Łowiczu, oraz jej brat Jan Stanisław Gutt, gospodarz Mszadli. Ślubu udzielali kapłani ks. Henryk Radoszyński i ks. Antoni Ostrach. Po ceremonii orszak ślubny udał się do dworu brata panny młodej, po drugiej stronie wzgórza zamkowego.


Barliccy jeszcze do 1906 roku mieszkali w Warszawie, gdzie Marian był lekarzem w szpitalu Dzieciątka Jezus. Później przenieśli się do Dąbrowy Górniczej, gdzie Barlicki został chirurgiem w szpitali św. Wincentego. Niestety Maria zmarła w listopadzie 1923 roku. Nie mieli potomstwa. Marian był później dyrektorem szpitala św. Wincentego, a po 1936 r. dyrektorem Zjednoczonego Szpitala św. Wincentego i św. Barbary. Zmarł 28 grudnia 1939 roku.


Jan Gutt gospodarował w Mszadli jeszcze do 1913 roku, po czym wydzierżawił majątek Radkowice między Bodzentynem a Starachowicami od Jerzego Kriedenera i w ten sposób następne lata jego życia związały się z Górami Świętokrzyskimi i z rodziną Rykowskich. Ale to już zupełnie inna historia.

2 komentarze:

  1. Niezwykła historia.
    A na grób wstąpię, skoro już wiem, jak wygląda. Mam niedaleko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, pradziadek będzie zaszczycony :-) A wie Pani, że był on chrześniakiem Ferdynanda? Kiedy Ferdynand wracał z Czech i Niemiec do Wilna przez Suwałki, w dniu 26 lutego 1837 roku trzymał Jerzego Edwarda do chrztu.

    OdpowiedzUsuń