piątek, 19 grudnia 2014

Uważajcie, jak się podpisujecie - czyli proces z Warszawską Izbą Skarbową w 1901 roku

Izby skarbowe zawsze budziły mieszane uczucia wśród obywateli. I dzisiaj i ponad sto lat temu. Mojemu pradziadkowi i jego sukcesorom udało się jednak wydrzeć ze skarbca Warszawskiej Izby Skarbowej kwotę, być może niewielką, ale bezspornie mu należną po ojcu. Ale przyznać trzeba, że sprawa ta była niecodzienna i tak ją opisano w Gazecie Sądowej Warszawskiej.

GAZETA SĄDOWA WARSZAWSKA, No 1, 22 grudnia 1901 (4 stycznia 1902)
KRONIKA CYWILNA.
Wydanie depozytu.

Na mocy planu klasyfikacyjnego szacunku dóbr Dulsk, sporządzonego w dniu 2 Czerwca 1870 roku i ostatecznie zamkniętego w dniu 31 Sierpnia 1874 roku wydzielona została na rzecz Aleksandra Gutta, suma 288 rubli 12 kop. z przekazem do odbioru tej sumy wraz z procentem depozytowym do b. banku Polskiego. W dniu 16/28 Maja 1897 roku na żądanie Jerzego Gutta członek sądu okręgowego płockiego uzupełnił rzeczony plan klasyfikacyjny i uznał, iż omawiana suma 288 rubli 12 kop. z procentem ulega wydaniu Jerzemu Guttowi, jako synowi i spadkobiercy Aleksandra Gutta.

Na mocy Najwyżej zatwierdzonej w dniu 15/27 Marca 1893 roku uchwały rady państwa rzeczony depozyt wraz z procentem w ogólnej kwocie 436 rubli 88 kop. przelany został do skarbu. Wobec tego prawa, Jerzy Gutt udał się do izby skarbowej warszawskiej z prośbą o wydanie rzeczonego depozytu wraz z procentem. Izba skarbowa warszawska odmówiła wydania. Wówczas Jerzy Gutt w dniu 3/15 listopada 1898 roku wytoczył powództwo przeciwko izbie skarbowej warszawskiej, żądając zasądzenia 436 rubli 88 kop. z 6% od dnia 27 Lipca s.s.1897roku, t.j. od dnia wniesienia podania do izby skarbowej warszawskiej.

Sąd okręgowy warszawski wyrokiem z dnia 1/13 marca 1899 roku zasądził poszukiwaną sumę lecz z procentem od dnia wytoczenia powództwa. Prokuratoryja Królestwa Polskiego, działając w imieniu izby skarbowej warszawskiej, od przytoczonego wyroku sądu okręgowego odwołała się do drugiej instancyi.  Izba sądowa warszawska w dniu 28 maja (10 czerwca) 1901 roku skargi apelacyjnej prokuratoryi nie uwzględniła z następujących pobudek.

Prawo z dnia 15/27 Marca 1893 roku nakazało przelać do skarbu depozyty, które złożone były w warszawskim kantorze banku państwa pod nazwą „depozytów sądowych" na rachunku likwidacyi b. banku Polskiego i które oddane były do banku przed 1876 rokiem. Omawiane jednak prawo włożyło na skarb obowiązek wydawania tych depozytów osobom, które wylegitymują się i stwierdzą swe prawa do odbioru tych depozytów. Jerzy Gutt na dowód swego prawa do podniesienia wspomnianego wyżej depozytu 288 rubli 12 kop. z procentem złożył do izby skarbowej warszawskiej decyzyję właściwej władzy sądowej, zapadłą w niniejszej kwestyi. Decyzyja ta była zupełnie wystarczająca, aby wydać Jerzemu Guttowi depozyt z procentem, lecz izba skarbowa odmówiła wydania tego depozytu i obecnie obalając wytoczone powództwo twierdzi: 1) iż Aleksander Gutt miał syna Jerzego-Edwarda, tymczasem powód nazywa siebie w podaniu Jerzym-Jurym synem Aleksandra Guttem; 2) że spadek po Aleksandrze Gutt, jako nie przyjęty w ciągu 30 lat od dnia śmierci jego (w dniu 27 Listopada 1862 roku) na mocy art. 539 i 789 kod. Napol. stał się własnością państwa; 3) że Aleksander Gutt miał pięcioro dzieci, tymczasem wydania depozytu żąda tylko jeden Jerzy Gutt. Wszystkie te dowody nie zasługują na uwzględnienie.  

I) Jerzy i Jury jest to jedno i tożsamo imię. Jeżeli Jerzy Gutt w podaniu do sądu podał swe imię w tych dwóch formach i nie dodał drugiego swego imienia - Edward, to okoliczność ta nie mogła służyć dla izby skarbowej za powód do powątpiewania, czy rzeczywiście osoba, która nazwała siebie Jerzy-Jurym, jest synem Aleksandra.

II) W myśl art. 778 kod. Napol., przyjęcie spadku może być wyraźne lub milczące. Przyjęcie jest wyraźne, gdy kto przybiera tytuł lub przymiot spadkobiercy w akcie urzędowym lub prywatnym. Przyjęcie jest milczące, gdy spadkobierca spełnia taki czyn, z którego koniecznie wynika zamiar przyjęcia spadku i któregoby nie miał prawa spełnić inaczej, jak w charakterze spadkobiercy. Ze złożonego zaś do sprawy przez spadkobierców Jerzego Gutta (Jerzy Gutt przed zapadnięciem wyroku izby sądowej umarł) wyciągu decyzyi wydziału hypotecznego b. trybunału augustowskiego z r. 1862 zapadłej w księdze hypotecznej dóbr Trakiany, okazuje się, iż już wówczas Jerzy Gutt występował w charakterze spadkobiercy Aleksandra Gutta i przez rzeczony wydział hypoteczny był uznany za takiego sukcesora. Skutkiem tego o umorzeniu praw Jerzego Gutta do przyjęcia spadku po ojcu Aleksandrze G. wskutek upływu trzydziestoletniego przedawnienia i mowy być nie może. Zarzut zaś stawiany przez prokuratoryję co do mocy dowodowej powołanego wyciągu decyzyi wydziału hypotecznego b. trybunału augustowskiego z tego względu, iż Aleksander Gutt zmarł 27 Listopada 1862 roku, a rzeczona decyzyja, stosownie do złożonego wyciągu, miała zapaść 22 Listopada 1862 roku, nie może mieć istotnie poważnego znaczenia, albowiem prokuratoryja nie twierdzi, że w danym wypadku było jakieś nadużycie. Jeżeliby i w oryginale było powiedziane, iż decyzyja zapadła w d. 22 Listopada 1862 roku, to okoliczność tę należy tłumaczyć, jako prostą pomyłkę. Bez domniemania bowiem istnienia nadużycia, nie można przypuścić, aby wydział hypoteczny wylegitymował kogoś do spadku przed śmiercią spadkobiercy.

III) Izba skarbowa nie powinna była roztrząsać kwestyi, czy Jerzy Gutt ma wyłączne prawo do odbioru depozytu, wtedy gdy prawo to uznane zostało przez właściwą władzę sądową, lecz oprócz tego spadkobiercy Jerzego Gutta na podstawie dokumentów udowodnili, iż omawiane prawo służyło Jerzemu Guttowi.

Z tych zasad izba sądowa warszawska (I departament) zaskarżony wyrok sądu okręgowego warszawskiego utrzymała w swej mocy i zasądziła od skarbu na rzecz spadkobierców Jerzego Gutta koszty sądowe.

St. Wr.

Prokuratoria jeszcze odwoływała się od tego wyroku, aż w 1904 roku Rządzący Senat protesty Prokuratorii oddalił i należy domniemywać, że należna kwota została wydana spadkobiercom Jerzego Gutta zwanego Jurijem, a w relacji Gazety Sądowej Warszawskiej z 5(18) czerwca 1904 dodatkowo określonym jako Grzegorz Gut syn Aleksandra Guta.


środa, 17 grudnia 2014

Przekręt "na wnuczka" AD 1902

A oto kolejny proces. Dramatis personae:
Maria z Guttów Lewicka - wdowa po Stanisławie, właścicielka dóbr Regów, Boguszówka, Wysokie Koło, Gniewoszów, Granica.
Stefania z Guttów Kuczyńska - jej siostra, dziedziczka dóbr Koroszczyn, wdowa po Franciszku Ksawerym Kuczyńskim.
Stanisław Kuczyński - syn Stefanii, radca Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego.
Jan Gutt - mój dziadek, syn Jerzego, brata Marii Lewickiej,
Zofia Guttówna - siostra Jana,
Maria Barlicka - siostra Jana, żona Mariana Barlickiego, lekarza (brata Norberta Barlickiego, znanego skądinąd).
Seweryn Plewiński - wnuk szwagierki Marii Lewickiej.
Konrad Badowski - jego kuzyn i pełnomocnik.
Kim jest pan Dehnel - nie wiemy (może jakiś krewny popularnego pisarza młodego pokolenia?).
Jeszcze adwokat Olimp Leśkiewicz należał pewnie do rodziny, bo żonaty z Marią Kuczyńską, weteran powstania styczniowego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Olimp_Le%C5%9Bkiewicz)


Ciotka Maria Lewicka była osobą bardzo rodzinną. Niestety z mężem, Stanisławem, zmarłym w 1883 roku, nie mieli własnych dzieci, toteż opiekowała się ona swoimi kuzynkami ze strony Zapiórkiewiczów, swoimi siostrzeńcami ze strony Guttów i siostrzeńcami i wnukami siostrzeńców ze strony siostry męża, Katarzyny z Lewickich Plewińskiej. Samodzielnie prowadziła duży majątek ziemski ze stadniną koni arabskich. Mieszkał u niej Janek Gutt, w folwarku Boguszówka, do 1899 roku, kiedy wyprowadził się do Mszadli. Mieszkał u niej Seweryn Plewiński. Aż w styczniu 1902 roku starsza pani zmarła. I wtedy to zaczyna się nasza relacja z procesu o spadek, oparta na artykułach zamieszczanych w Kurierze Warszawskim.


KURJER WARSZAWSKI, No 95, dnia 6 kwietnia 1902 r.

Z sądów: Nieformalność i nieważność.

Z mocy aktu rejentalnego przed notarjuszem Przychodzkim sporządzonego w dniu 21-ym listopada w 1901-ym r., p. Marja Lewicka sprzedała majątek swój Regów, położony w powiecie kozienieckim gub. radomskiej, pp. Sewerynowi Plewińskiemu i Eugenjuszowi Dehnelowi. Tranzakcja, jakich setki załatwiają się codziennie w kancelarjach rejentalnych w mniejszym lub większym zakresie.  W sześć tygodni po podpisaniu aktu sprzedaży majątku, w dniu 2-im stycznia r. b. Marja Lewicka umarła.

I oto spadkobiercy nieboszczki w osobach siostry jej p. Stefanji Kuczyńskiej i siostrzeńców, pp. Jana Gutta, Zofji Guttówny i Marji Barlickiej występują przeciwko aktowi sprzedaży. W skardze,  redagowanej w ich imieniu przez adw. przys. Adolfa Pepłowskiego i Olimpa Leśkiewicza powodowie przytaczają, co następuje: Lewicka, staruszka 72-letnia, znajdowała się pod wpływem otaczających ją obcych ludzi, a w pierwszym rzędzie służącej, Antoniny Gąsowskiej. Nikogo z krewnych, którzyby mogli wesprzeć ją radą lub pomocą, przy niej było. Wpływom tym przypisać należy, że majątek, obejmujący 77 włók dobrego gruntu, z żywym i martwym inwentarzem, ze stadniną koni arabskich i porządnemi zabudowaniami gospodarskiemi, sprzedany został za 120,000 rubli. Szacunek ten Plewiński i Dehnel, wedle warunków w akcie zamieszczonych, uiścili w sposób następujący: przejęli do zapłaty nieumorzoną część pożyczki Tow. kredytowego w sumie 46,966 rbl. 10 kop., dług różnych osób w sumie 44,000 rbL; obowiązali się spłacić w dniu 1-m grudnia 1903 r. sumę 16,000 rbl. Przyznała wreszcie sprzedawczyni, że przed podpisaniem aktu otrzymała od nowonabywców 13,033 rbl. 93 kop. i w ten sposób cały szacunek 120,000 rbl. wypłacony został.

Szacunek ten jest śmiesznie mały wobec istotnej wartości sprzedanego majątku. Gdy dodamy do tego, że staruszka leżała "na łożu śmiertelnem”, z którego aż do samego zgonu powstać nie miała, że nie władała pełnią władz umysłowych, że znajdowała się pod wpływem „panny" Gąsowskiej, i że akt zredagowany i podpisany został późną nocą, to zrozumieć łatwo, dlaczego powodowie, jako jedyni spadkobiercy siostry swej i wujenki, uważają akt ten za szkodzący ich prawom i nieważny.
Nieważność tę p. Kuczyńska i siostrzeńcy upatrują w faktach i okolicznościach następujących:
1) Majątek Regów położony jest w pasie granicznym twierdzy Iwangród. W myśl Najwyżej zatwierdzonego zdania rady państwa zd. 14 -go kwietnia 1887 :” przy przelewie prawa własności majątków w pasie granicznym położonych, konieczną jest zgoda komendanta twierdzy, której w danym wypadku nie uzyskano i dlatego akt sprzedaży nieważny jest z samego prawa.
2) Wbrew wyraźnemu brzmieniu art. 84 ustawy notarjalnej, wymagającego ażeby każdy akt sporządzony był w obecności dwóch świadków, kontrakt sprzedaży Regowa zawarty został w obecności jednego tylko świadka, gdyż osoba druga, świadkiem nazwana, otrzymała upoważnienie specjalne do wniesienia kontraktu do księgi wieczystej i dlatego za świadka poczytana być nie może.
3) Prawo wymaga, ażeby przyjmujący udział w zobowiązaniu zdawał sobie wyraźnie sprawę z tego co czyni, ażeby słowem, kontraktujący miał wolną i nie przymuszoną wolę do zawarcia danej tranzakcji. Tymczasem umierająca, na wpół przytomna staruszka, pozostająca pod przemożnym wpływem przekupnego otoczenia, nie mogła działać z całą świadomością, nie była w możności zdać sobie sprawy dokładnej, do jakiego kroku popchnięta została.
4) W związku z powyższem znajduje się też przyznanie ś. p . Lewickiej, że otrzymała od Plewińskiego i Dehnela 13,033 rbl. 93 kop. Nie otrzymała jej sprzedawczyni, nie zapłacili jej nowonabywcy, i akt w tym punkcie jest fikcyjny.
5) Jest on wreszcie nieważny i ze względu na pokrzywdzenie. Majątek wartujący przynajmniej 400,000 rbl., sprzedany został za 120,000 rbl., przyczem Plewiński i Dehnel, przejmując rozmaite zobowiązania, weszli w posiadanie Regowa, nie wyjąwszy ani rubla z kieszeni.
Powołując się wreszcie na cały szereg świadków, mających stwierdzić okoliczności, przy których sprzedaż dokonana została i wymuszenie zgody Lewickiej, powodowie żądają uznania aktu z dnia 21 go listopada 1901 r. za nieważny, nieformalny, zawarty z pogwałceniem przepisów porządku publicznego lub za rozwiązany z powodu braku wyraźnej zgody sprzedawczyni, fikcyjności i pokrzywdzenia, eksmitowania pozwanych z Regowa i złożenia przez nich rachunku z dochodów otrzymanych od daty zawarcia kontraktu.
Do skargi załączono między innnemi odezwę naczelnika sztabu twierdzy iwangrodzkiej treści następującej: „Do Wielmożnej Stefanji Kuczyńskiej. Zawiadamiam Panią, że zanim podanie Jej otrzymane zostało, radca dworu Olimp Leśkiewicz odniósł się w tejże sprawie do komendanta. Wskutek prośby  Leśkiewicza wydane mu zostało świadectwo, że majątek Regów, położony w powiecie kozienickim,  gubernji radomskiej, znajduje się w pasie fortecznym, że więc wszelkiego rodzaju akty, dotyczące przelewu prawa własności majątków nieruchomych, w pasie tym położonych, mogą być sporządzane dopiero po otrzymaniu zezwolenia od komendanta twierdzy. Równocześnie posłane było zawiadomienie do p. prokuratora sądu okręgowego w Radomiu, że akt sprzedaży majątku Regów komendant uznaje za nieważny z powodu niezachowania formy i dlatego żąda, ażeby i akt uznany był za nieważny i ażeby winni do odpowiedzialności pociągnięci zostali (=) Kazbek."
Otrzymawszy skargę tę, sąd radomski w drodze zabezpieczenia powództwa postanowił w myśl żądania powodów, urządzić w majątku Rego wie sekwestr sądowy na czas procesu i sekwestratorem mianował p. Stanisława Kuczyńskiego.
* * *
O decyzji tej, zapadłej nazajutrz po wniesieniu skargi, pozwani dowiedzieli się wtedy dopiero, gdy komornik zjechał na grunt, dopełnił zajęcia i ustanowił administratora w osobie p. Kuczyńskiego. Niezwłocznie też pp. Plewiński i Dehnel zaskarżyli decyzję tę do izby sądowej, żądając zniesienia sekwestru. Praw ich bronił adw. przys. Leszczyński; w imieniu powodów występował adw. przys. Pepłowski. Sprawa sądzona była onegdąj, a rozprawy trwające przez cztery godziny, stanowiły nadzwyczaj zajmujący pod względem faktycznym i prawnym turniej krasomówczy. Streściliśmy powyżej zarzuty, czynione aktowi sprzedaży przez spadkobierców ś. p . Lewickiej; posłuchajmy odpowiedzi nowonabywców.
Przede wszystkiem, mówią oni, wyłączyć należy w obecnym stanie sprawy wszelkie baśnie i legendy, w skardze powodowej przytoczone. Baśnie o wymuszeniu zgody nieboszczki, o akcie, spisanym w nocy przy drzwiach zamkniętych, niegodne są uwagi sądu, a niesprawdzone, nie oczyszczone przez ogień krytyczny badań formalnych, nie mogą pod żadnym pozorem wpłynąć na przekonanie trybunału w kwestji tak wielkiej wagi, jak pozbawienie czasowe własności przez zasekwestrowanie dóbr.
Wyłączywszy więc te opowieści a dormir debout, pozostają zarzuty, które powodowie formalnemi nazywają. Rozpatrzmy je kolejno. Dwaj byli świadkowie przy akcie w myśl wymagań prawa. Jeden z nich otrzymał wprawdzie polecenie, by wniósł akt do hypoteki, lecz czyż to pozbawia go charakteru świadka? Art. 87 ust. not. wylicza, jakie kategorje osób świadkami przy akcie być nie mogą. Lecz ów pan, któremu poruczono, by akt w księdze wieczystej zaprodukował, nie był ani ślepym, ani głuchoniemym, umiał po rosyjsku, rozporządzał pełnią władz umysłowych i praw cywilnych; skądże więc wynikł zarzut, że nie mógł być świadkiem? Dowodzenia, że nieboszczka była niepoczytalna, gołosłowne są zupełnie i stoją w rażącej sprzeczności z poświadczeniem rejenta, że Lewicka była umysłowo zdrowa. Zarzut ten nie wymaga nawet specjalnej obrony, gdyż powodowie nie mają prawa dowodzić, że zmarła ich spadkodawczyni cierpiała umysłowo. Zabrania im tego art. 503 kod. cyw. Królestwa Polskiego: „Po śmierci osoby, która przed zejściem swem nie była uznana za pozbawioną własnej woli, nie mogą czynności jej być zaskarżone z przyczyny niedołęstwa, pomieszania zmysłów albo szaleństwa." Skąd powodowie czerpią dowód, że suma 13,033 rb. 93 kop. nie została zapłaconą wbrew wyraźnemu przyznaniu sprzedawczyni, niewiadomo. O zerwaniu umowy z przyczyny pokrzywdzenia mowy być nie może. Pomijając nawet tę okoliczność, że majątek Regów sprzedany został za cenę wyższą, niż ta, która w akcie wymienioną została, pokrzywdzenie następuje wtedy dopiero, gdy szacunek nieruchomości zmniejszony został o siedem dwunastych wartości. Oznaczenie wartości majątku na 480,000 rb. zaliczyć trzeba do rzędu tych samych fikcji i baśni, w które powodowie skargę swą tak hojnie wyposażyli. Pozatem nie składają oni jakichkolwiek dowodów serjo, że Regów wart był więcej niż 120—140.000 rb., a w każdym razie gdzież jest to wymagane przez prawo pokrzywdzenie na 7/12 części? Przechodząc wreszcie do najważniejszego argumentu pokrzywdzonych jakoby spadkobierców, do braku zezwolenia komendanta twierdzy, adw. przys. Leszczyński dowodził, że zasada ta jest z gruntu błędną. Niewątpliwą jest rzeczą, że prawo w celach bezpieczeństwa państwowego wymaga, ażeby osoba, nabywająca nieruchomość w pasie fortecznym, otrzymała zezwolenie komendanta twierdzy. Lecz cóż się stanie, gdy zezwolenia tego nie uzyska? Czy akt staje się nieważny z mocy samego prawa, czy rzeczy powracają do stanu dawnego i niema możności poprawienia i podniesienia go? Trzeba rozróżnić dwa rodzaje nieważności: absolutną i względną. Jeżeli nie włościanin nabędzie osadę włościańską, jeżeli nie mający świadectwa gubernatora w gubernjach zachodnich nabędzie majątek ziemski, to wszystkie akty tego rodzaju nieważne będą bezwzględnie, gdyż sprzeciwiają się ustanowionemu przez prawodawcę porządkowi publicznemu i społeczno-ekonomicznej polityce państwowej. Inna jest nieważność, która przez ratyfikację późniejszą uchyloną być może, która pokrytą zostanie przez zezwolenie milczące lub wykonanie dobrowolne. Do tej drugiej kategorji należy brak świadectwa od komendanta twierdzy. Nie wie on, czy dana osoba zasługuje na zaufanie, czy nie ujawni sekretów, do których ze względu na zamieszkanie swe blizki przystęp mieć może, czy więc bezpiecznem będzie, ażeby osiedliła się w pasie granicznym. Lecz z chwilą, gdy przekona się o prawomyślności nabywcy, świadectwo wydać może i tem owa nieważność pokrytą zostanie. Czyż wreszcie jest to nieważność erga omnes, czy korzystać z niej mogą wszyscy zainteresowani. Wcale nie, gdyż tylko sztab mógłby wszcząć sprawę z tego powodu. Komendant w danym wypadku żadnych zarzutów nie czynił i tylko na skutek podania radcy Olimpa Leśkiewicza wszczął korespondencję z sądem i prokuratorem. Lecz w danej chwili jest to spór czysto teoretyczny, gdyż, kończył obrońca, składam tu dowód, że komendant fortecy zgodził się na nabycie Regowa przez pp. Plewińskiego i Dehnela. Wobec tego ustaje wszelka zasada do oddania majątku w sekwestr i dlatego pozwani domagają się uchylenia zaskarżonej decyzji.
Izba sądowa postanowiła: skargę incydentalną Seweryna Plewińskiego i Eugenjusza Dehnela odrzucić i sekwestr w mocy swej utrzymać.
H.C
KURJER WARSZAWSKI, No 53. — dnia 22 lutego 1903 r.
Z powodu sekwestru.
W kwietniu roku zeszłego pisaliśmy na tem miejscu w sprawie, wytoczonej przez spadkobierców ś. p . Marji Lewickiej o unieważnienie aktu sprzedaży majątku Regów, dokonanego przez nieboszczkę na rzecz pp. Plewińskiego i Dehnela.  Sprawa ta,  nieskończona jeszcze in merito, dotyczyła wówczas kwestji, czy na czas procesu majątek sprzedany zasekwestrowany być winien.
Izba sądowa zatwierdziła zapadłą w tej mierze decyzję sądu okręgowego radomskiego, której mocą Regów oddano w sekwestr a sekwestratorem mianowano p. Stanisława Kuczyńskiego. Lecz nowonabywcy, poddawszy się orzeczeniu instancji apelacyjnej, postanowili do czasu ukończenia sprawy osadzić w majątku ze swej strony człowieka, który mógłby przynajmniej kontrolować to, co się na obszarze 77 włók dzieje i był w ogóle tem pańskiem okiem, które konia tuczy.
Wybór pp. Dehnela i Plewińskiego padł na p. Konrada Badowskiego, który istotnie zajął posterunek obserwacyjny w starym dworze regowskim. Nie wesoło ułożyły sie snać stosunki między sekwestratorem, z ramienia sprawiedliwości wyznaczonym, a kontrolerem, przez właścicieli mianowanym, bo echo tej wojny domowej rozległo się w sądzie gminnym, do którego uciekł się p. Badowski o pomoc.
Oskarżył on p. Kuczyńskiego, rządcę p. Zacharego Janowskiego i stróża Stefana Ramatowskiego o to, że chcąc pozbyć się go z majątku, zatarasowali mu przejście z mieszkania, wyrzucili drób z kurnika, lodu zwieźć nie pozwolili i t. d . Za to wszystkie ukłucia szpilką, sąd gminny kozienicki, uznając w nich samowolę, skazał oskarżonych na areszt: Kuczyńskiego na miesiąc, .Janowskiego na dni piętnaście a Ramatowskiego na dwa miesiące.
O ile wiemy, sprawa ta nie skończy się jednak w Kozienicach.
H. C.
KURJER WARSZAWSKI, No 106 — Dnia 18 kwietnia 1903 r.
Z powodu sekwestru.
Sprawa majątku Regów znowu rozgrywała się przed kratkami sądowemi. Kontroler tego majątku, p. Badowski, ustanowiony z ramienia nowonabywców, pp. Plewińskiego i Dehnela, oskarżył był przed sądem gminnym radcę Stanisława Kuczyńskiego, jako sekwestratora, oraz rządcę p. Zacharego Janowskiego i stróża Stefana Ramatowskiego o to, że chcąc pozbyć się go z majątku, zatarasowali mu przejście z mieszkania, wynieśli drób z kurnika, nie pozwolili zwieźć lodu i t. d.
Sąd gminny kozienicki, uznając w tych Czynnościach samowolę, skazał na areszt: radcę Kuczyńskiego na miesiąc, Janowskiego na dni 15, a Ramatowskiego na dwa miesiące. Skazani apelowali do zjazdu sędziów pokoju I-go okręgu gub. radomskiej, który sprawą tą zajął się na posiedzeniu w dniu 4-ym kwietnia.
Po Wysłuchaniu świadków, przemówień obrońców i podprokuratora, który proponował skasowanie wyroku, zjazd sędziów uznał, że skarga apelacyjna Kuczyńskiego i Janowskiego zasługuje na uwzględnienie, gdyż z zeznań świadków, poczynionych w sądzie gminnym, okazuje się, że ani uczyński ani Janowski nie brali udziału w samowoli. Ponieważ każdy odpowiada tylko za siebie, Kuczyński i Janowski nie mogą odpowiadać za czyny Ramatowskiego. Niczem także nie dowiedziono, by oni dawali Ramatowskiemu polecenia co do zachowania się wobec Badowskiego. Dane że śledztwa sądowego stwierdziły natomiast, że Ramatowski sam z własnej inicjatywy utrudniał Badowskiemu pobyt w Regowie.
Na zasadzie zatem art. 142 i 168, zjazd sędziów postanowił: wyrok sądu gminnego co do Stanisława Kuczyńskiego i Janowskiego skasować i ich uniewinnić, wyrok zaś co do Stefana Ramatowskiego utrzymać w mocy, a skargę pozostawić bez następstw.
Tyle Kurier Warszawski. Z Gazety Sądowej Warszawskiej wiemy, że proces trwał długo, bo dopiero w 1911 roku Seweryn Plewiński objął skutecznie dobra regowskie. W międzyczasie rodzeństwo Guttów - Jan, Zofia i Maria - pokłóciło się z ciotką Stefanią i wystąpiło przeciwko niej z odrębnym pozwem. Skutek był taki, że mój ojciec, który urodził się już po wielkiej wojnie, w swoich chłopięcych latach nie dowiedział się niczego ani o Regowie, ani o Lewickich, ani o Kuczyńskich, ani o Plewińskich. Tak silna okazała się niechęć rodzinna, będąca pokłosiem procesu z "wnuczkiem" Plewińskim. A propos, na placu przed sanktuarium w Wysokim kole stoi grób Lewickich, a obok grobu płyta z napisem: "Kochanej Babce - wnuk". Plewiński był właścicielem Regowa do okupacji hitlerowskiej. Zmarł w 1946 roku i pochowany został w Radomiu.



Nagrobek Marii Lewickiej w sanktuarium w Wysokim Kole.

Konrad Badowski na ganku dworu w Regowie Starym (fot. udostępniona przez pana Andrzeja Badowskiego)



wtorek, 16 grudnia 2014

Świerszcz u kratek, czyli sprawa o Trakiany

Następny proces sądowy, w którym wystąpili Guttowie, to sprawa o uznanie za pozorne aktów dzierżawy i sprzedaży ruchomości majątku Trakiany na szkodę wierzycieli. Trakiany to piękny majątek, złożony z kilku folwarków, położony w połowie drogi między Suwałkami a Kalwarią Litewską. Jeszcze przed swoją śmiercią w 1862 r. Aleksander Gutt senior przekazał majątek najstarszemu z synów, Zygmuntowi (ZG), ze zobowiązaniem do spłacenia najmłodszego, Jerzego (JG), po śmierci ojca. Po 1864 roku, wskutek zniesienia pańszczyzny i uwłaszczenia chłopów Trakiany przeżywały kryzys ekonomiczny. Pogłębił się on jeszcze wskutek działalności literacko-politycznej właściciela, który zmuszony był zaciągnąć pożyczki zarówno w Towarzystwie Kredytowym Ziemskim, jak i u indywidualnych wierzycieli. Kiedy w 1867 roku postanowił wskutek wyimaginowanych prześladowań ze strony Murawiewa udać się na emigrację do Prus i do Francji, a wierzyciele naciskali na zwrot pieniędzy, Zygmunt wydzierżawił Trakiany młodszemu bratu i spłacił go ruchomościami oraz ratą dzierżawy. Przy tym kontrakt zawarto tak, by Zygmunt nie stracił kontroli nad majątkiem. Wierzyciele wkrótce odkryli fortel i wystąpili do sądu. W międzyczasie do akcji włączył się Seweryn Niesiołowski (S.N., N., państwo N.), niedoszły teść Zygmunta, mający apetyt na rozległe dobra Guttów. W 1873 Gutt powrócił do Suwałk, by bronić się osobiście u kratek sądowych, a Gazeta Sądowa Warszawska szczegółowo proces opisała. Oto ten raport prasowy.
Gazeta Sądowa Warszawska,  nr 4, rok I, 14(26) kwietnia 1873 r.
 
Sprawa o symulacyę aktów.
Od czasu może istnienia Trybunału w Suwałkach nie było sprawy, któraby w takim stopniu obudziła interes ogólny, jak ta, któréj tu opis przedstawiamy. Miejscowi dygnitarze, intelligencya, a nawet płeć piękna, zapełniła obszerną salę tamtejszego przybytku sprawiedliwości w dniu 11 marca, w którym sprawa ta wprowadzoną była. Nie tyle jednak treść sprawy pobudzała ogólną ciekawość, ile to, że osobiście miał w niej głos podnieść utalentowany i wymowny pan Z. G ., będący jedną z głównych stron w téj sprawie.
Z powodu mnogości tych stron, całe prawie tamtejsze ciało obrończe stanęło u kratek. Ów pan Z. G., którego wymowa ściągnęła tylu ciekawych, w roku 1866 wydalił się za granicę. Przed wyjazdem, w kwietniu 1866 roku dobra swoje Trakiany wydzierżawił na lat 12 bratu swemu J. G., za cenę roczną rs. 4,000 z warunkiem opłacania z téj summy podatków i innych ciężarów publicznych, oraz procentów dla wierzycieli hypotecznych. Raty pożyczki Towarzystwa K. Z . miał sam Z. G . zaspokajać. Jednocześnie, przed tym samym regentem w SuwałkaehZ. G . zeznał jeszcze dwa akta: jednym sprzedał za rs. 26,000, bratu swemu wszystkie inwentarze żywe i martwe na gruncie dóbr znajdujące się, oraz sprzęty domowe;— drugim, przyznał wierzycielom swym summę przeszło 40,000 r. s. z pomieszczeniem ich na hipotece dóbr z równém pierwszeństwem. Cenę sprzedażną w pierwszym z tych aktów stanowiła scheda spadkowa po ojcu, należna bratu pana Z. G., a wynosić mająca r. s . 30,000, z któréj zbywające 4,000 r. s. po| liczone zostały na cenę dzierżawną za rok pierwszy.
Po pewnym przeciągu czasu Z. G. znalazł się w W. Księztwie Poznańskiem, gdzie wszedł w blizkie stosunki z domem państwa N. mieszkających w dobrach Skępem. Właścicielką tych dóbr była pani N., któréj córkę z pierwszego małżeństwa miał Z. G . nawet myśl pojąć za żonę. Tymczasem w Trakianach gospodarstwo upadało, wierzyciele pomieszczeni na pierwszych numerach hypoteki rozpoczęli subhastacyę: Towarzystwo Kredytowe zagrażało sprzedażą. Coraz to gorsze wieści dochodziły pana Z. G . bawiącego w domu państwa N; brat nic mu nie przysyłał z dzierżawy: trzeba było koniecznie złemu zaradzić. Pan N. podjął się zbadać stan interessów. W końcu 1869 roku, udał się on osobiście do Trakian, uznał możliwość ratunku, i powziął myśl podźwignięcia interessów wzięciem dóbr w dzierżawę. Po powrocie w Poznańskie, N. rozpoczął odpowiednie temu zamiarowi przygotowania. Dla dostarczenia potrzebnego funduszu pani N. na rachunek posagu swéj córki, a przyszłej żony Z. G., wystawiła weksel na 11,000 talarów, na zlecenie męża, który indossował go na osobę Z. G ., a ten spieniężywszy go ze stratą oddał pieniądze panu N.: z tém wszystkiem rokowania z Z. G. w przedmiocie dzierżawy Trakian nie mogły dojść do stanowczego rezultatu. Z. G. chciał wysłać do Trakian pana N., jako swego pełnomocnika z pozornym tytułem dzierżawcy, ułożył nawet w tym duchu na piśmie projekt umowy, lecz N. na to przystać nie chciał. Przyszło nakoniec z tego powodu dootwartego zerwania między stronami i nawet Z. G . dom państwa N. opuścił.
W Trakianach tymczasem szło coraz gorzej. Dotychczasowy dzierżawca J. G., brat właściciela, nie mógł podołać trudnościom zarządu i nalegał ną. brata o obmyślenie zaradczych środków. Z. G. zbliżył się więc znowu do N., wystawił mu weksel na 4,000 talarów. Na wiosnę 1870 r. N. udał się znowu do Trakian. Tu jednak ze strony J. G. zaszły przeszkody, i dopiero w skutek osobistego wpływu brata i nadesłanego przez tegoż upoważnienia na piśmie, J. G . zgodził się na odstąpienie na rzecz N. praw swych do dzierżawy Trakian. Udano się do Warszawy, gdzie w sierpniu 1870 r. przed rejentem K. spisany został akt między stronami. Na mocy tego aktu J. G . odstąpił panu N. prawo swoje do dzierżawy Trakian na niewytrzymany przeciąg czasu, i zarazem sprzedał mu pozostałe na gruncie inwentarze i ruchomości za cenę r. s . 3,600. Cena ta zapłacona została wekslem Z. G. na 4,000 talarów, o którym wyżéj nadmieniono, a który J. G . przyjął za gotowiznę. Niedługo wszakże po zawarciu aktu wszczęły się między stronami niesnaski, z których wyniknął process. J. G . zaskarżył akt z sierpnia 1870 r., jako pozorny i bez wyliczenia waluty zdziałany. Sprawa przeszła przez wszystkie trzy instancye i rozstrzygnięta została na korzyść N., który wykonaną przysięgą odparł zarzut powyższemu aktowi uczyniony.
W roku zatém dopiero 1871 rozpoczęły się rządy p. N . w Trakianach. Subhastacya jednak dóbr ciągnęła się dalej wśród różnych kolei, i odbyło się nawet przygotowawcze przysądzenie na którém N. postąpił ustanowiony szacunek i złożył nawet vadium w sumie kilku tysięcy rubli. Tymczasem niżsi wierzyciele, objęci ową ogólną obligacyą, jaką Z. G. przed opuszczeniem kraju dla nich wystawił, wystąpili przeciwko J. G. i N . z processem: o uznanie tak pierwszego kontraktu dzierżawnego dóbr Trakiany z kwietnia 1866 r., jako téż późniejszego aktu odstąpienia z sierpnia 1870 r. za pozorne i zmownie na szkodę wierzycieli hipotecznych zdziałane, a w najgorszym razie domagali się ich rozwiązania z powodu niedotrzymania warunków przez dzierżawców i z winy tychże, wreszcie żądali wyrugowania dzierżawcy N. z Trakian, pociągnięcia tegoż niepodzielnie z poprzednim dzierżawcą J. G . do wyrachowania się z ceny dzierżawnej za całą dotychczasową tenutę i zaprowadzenia administracyi sądowej nad dobrami. Do sprawy téj przypozwani zostali inni wierzyciele hipoteczni, a między nimi i ci, którzy popierali subhastacyę, oraz Prokuratorya z tytułu sekwestru rozciągniętego na majątek Z. G.
W trakcie tego, w roku 1872, Z. G. wrócił do kraju, uzyskał zniesienie sekwestru, a interweniując w rozpoczętym przez swych wierzycieli processie, połączył się z ich żądaniem co do unieważnienia aktów z r. 1866 i 1870, jako pozornych, i domagał się pociągnięcia N., jako swego pełnomocnika do zdania rachunków z pobranych dochodów z dóbr Trakiany, oraz z obrotu summy 11,000 talarów. Przy rozprawie, wierzyciele popierający subhastacyę nie stanęli, J. G . nie miał nic do nadmienienia przeciwko żądaniom wierzycieli występujących w powództwie i brata, a Prokuratorya zażądała wyłączenia siebie ze związku sprawy.
Główna zatém walka stoczona została między wierzycielami występującymi w powództwie i panem Z. G. właścicielem Trakian z jednej, a panem N. dzierżawcą z drugiej strony. Obrońca ze strony wierzycieli stawający, opierając się na art. 1166 i 1167 K. C. F., usiłował przede wszystkim wykazać, że kontrakt dzierżawny z r. 1866 był pozornie i zmownie na krzywdę wierzycieli zdziałany. Dowód w téj mierze wyprowadzał głównie ze zbyt nizkiéj w stosunku do wartości dóbr ceny dzierżawnej, która wedle jego zdania wystarczała zaledwie na opłatę rat pożyczki Towarzystwa K. Z . i ciężarów publicznych, a w żadnym razie nie mogła wystarczyć na opłatę procentów od kapitałów hipotecznych, co już samo, w myśl art. 67 prawa hipotecznego z r. 1818, stanowiło, jak twierdził, nieważność powyższego kontraktu. Utrzymywał dalej, że dzierżawcy, nie płacąc wierzycielom hipotecznym procentów, nie wywiązali się z warunków tego kontraktu, którym obowiązek w tym względzie wyraźnie na nich został włożony, a nie utrzymując odpowiedniego inwentarza do prowadzenia gospodarstwa, oraz nadwerężając substancyę dóbr wycinaniem lasu i niszczeniem budowli, poddali rozwiązaniu z ich winy powyższy kontrakt, chociażby go nawet uważać za rzeczywisty. Dowodził wreszcie obrońca wierzycieli, że J. G . oraz jego praw nabywca N. stanowią w prawnym względzie jednę osobę, niepodzielnie zatém odpowiadają za cenę dzierżawną z całego czasu trwania dzierżawy.
Obrońca pana Z. G., podzielając w części zasady przez obrońcę wierzycieli przytoczone, streścił w krótkości stosunki, jakie zachodziły pomiędzy jego klientem a panem N., a z tych stosunków starał się przekonać, że N. wiedział o pozorności pierwotnego kontraktu dzierżawnego, oraz aktu kupna i sprzedaży inwentarzy i ruchomości w Trakianach, że akt z sierpnia 1870 r. zawarł także pozornie i że w ogólności był tylko pełnomocnikiem Z. G. Sam p. Z . G. w wymownym, chociaż może zbyt obszernym głosie, dał szczegółowy obraz stosunków, jakie go z domem państwa N. łączyły, wyjaśnił wszystkie fazy, przez jakie przechodziły rokowania jego z samym N. w przedmiocie Trakian, odczytał mnóstwo dokumentów i listów pana N., i z tego wszystkiego usiłował wyprowadzić dowód, iż stał się ofiarą intrygi mającej na celu zagrabienie jego majątku. Główny nacisk kładł na to, że N., traktując z nim głównie o dzierżawę Trakian, już tém samém przyznawał pozorność praw jego brata. Z listów pana N. z Trakian do niego, tak przed aktem z sierpnia 1870 r., jako też po tym akcie pisanych, wykazywał, iż sam N. uważał go zawsze jako nieskrępowanego niczém w dyspozycyi dobrami. Najważniejszym zaś dokumentem był projekt do umowy w lutym 1870 r. przez Z. G. panu N. odczytany, w którym wyraźnie pozorność dzierżawy jego brata była wyłuszczona, i podług którego N., w miejsce tegoż, miał wejść do Trakian, jako nominalny dzierżawca, a w gruncie rzeczy jako tylko pełnomocnik Z. G . Utrzymywał dalej ten ostatni, że weksel na talarów 4,000, którym N. zapłacił szacunek odstąpionych mu inwentarzy i ruchomości przez J. G ., wydany został bez żadnej waluty, bo pretensye N., które ten weksel miał pokrywać, były z małym bardzo wyjątkiem urojone. Obok tego twierdził, że N. nie miał żadnych funduszów, za pomocą których mógłby stać się dzierżawcą Trakian na własną rękę, a jedyny jego fundusz stanowiła powierzona mu przez Z. G. summa 11,000 talarów z posagu przyszłej tegoż żony, jakkolwiek projektowane małżeństwo do skutku nie doszło.
Brak miejsca nie pozwala rozszerzać się nad szczegółami obrony pana Z. G ., obrona ta jednak, jakkolwiek do samego .końca nie odczytana, ogólne obudziła zajęcie. Pan N., przez swego obrońcę, w odparciu tak skargi wierzycieli, jako też i skargi Z. G ., odwoływał się głównie do jawności hipotecznej i dobrej wiary ze swojej strony. Pierwotny kontrakt dzierżawny, był objawiony w hypotece; nabywając zatém prawa z tego kontraktu w dobrej wierze, był zupełnie zasłonięty przez prawo. Występujący w powództwie wierzyciele, nie mieli podług jego zdania żadnego prawa zaskarżać kontrakt powyższy, gdyż nie pożyczali swych kapitałów na dobra, a należności ich sam właściciel bez ich wiedzy do wykazu hipotecznego wprowadził. Wyprowadzane przez Z. G. i jego obrońcę wnioski z listów N. i innych dokumentów, uważał za mylne, a niektóre wyrażenia, z których możnaby wyprowadzać wiadomość ze strony N. o pozorności pierwotnego kontraktu dzierżawnego usprawiedliwiał tém, że były ono omówieniem własnych twierdzeń Z. G ., o których prawdzie sam N. przekonany nie był. Traktował on bezpośrednio z Z. G ., jako mającym wpływ na brata, nie myślał jednak stać się pozornym dzierżawcą, czego dowodem było właśnie odrzucenie przedstawionego mu przez Z. G . projektu uwag w lutym 1870 r. Akt zatém z sierpnia 1870 r. zawarty został rzeczywiście a nie pozornie, dowodem czego wykonana w processie z J. G . przysięga.
Obrońca p. N . był zdania, że w tym punkcie zaszła powaga rzeczy osądzonej, która wiąże również i Z. G ., jako stanowiącego tęż sam ą osobę z bratem swym J. G. Dowodził daléj, że gospodarstwo w Trakianach prowadzone jest jak najlepiej; zaprzeczył zarzucanych przez wierzycieli czynów naruszenia substancyi dóbr, zgadzając się na proponowany w tym względzie dowód ze świadków; usprawiedliwiał kwitami, że zapłaceniem rat pożyczki Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, podatków skarbowych i składek gminnych uiścił z przewyżką całkowitą cenę dzierżawną za czas dzierżawy swojej; a wreszcie powstawał najmocniej przeciwko zasadzie, jakoby niepodzielnie z J. G. miał odpowiadać za cenę dzierżawną z całej dotychczasowej tenuty.
Trybunał, wyrokiem następnego dnia ogłoszonym, podzielając po większej części zasady w obronie p. N. przytoczone, wierzycieli i pana Z. G . z żądaniem uznania pozorności aktów z kwietnia 1866 i z sierpnia 1870 r., oraz z żądaniem rozwiązania tychże z powodu niedotrzymania warunków, niemniej ze wszystkiemi dalszemi żądaniami będącemi następstwem powyższych żądań oddalił. Uznał jedynie, że jeśli udowodnioném zostanie, iż p. N . prowadzi źle gospodarstwo, nie utrzymuje odpowiedniego inwentarza, oraz niszczy substancyę dóbr, kontrakt dzierżawy ulegnie rozwiązaniu z jego winy, a w celu sprawdzenia powyższych czynów przepisał badanie świadków.
***
Gazeta Sądowa Warszawska,  nr 10, rok I, 19 maja (7 czerwca) 1873 r.
(Artykuł nadesłany).
Uzupełnienie sprawozdania zamieszczonego w Nr. 4 Gazety Sądowej (st. 29 i 30) co do sprawy o symulacye aktów.
Sprawa wierzycieli hypotecznych dóbr Trakiany przeciw Sewerynowi Niesiołowskiemu. W pomienioném sprawozdaniu zamilczano o niektórych faktach i ważniejszych podstawach obrony wierzycieli, przez co nie może być jasnego poglądu na sprawę, i niemożna ocenić właściwie zasadności lub bezzasadności powództwa wierzycieli; wypada je zatém uwydatnić i treściwie uzupełnić, a mianowicie:
1. Głównie z akcyą występują wierzyciele, zagrożeni utratą swych kapitałów około 50,000 rsr. Z. G. wspiera tylko ich akcyą dowodami jakie ma w ręku.
2. Wzmiankowano w sprawozdaniu: ,,że N. powziął myśl podźwignięcia interesów Trakian, wzięciem dóbr w dzierżawę. Pytanie, jeżeli dla N. miał pozostać ten sam kontrakt, i ta sama cena, co mogło to pomódz Trakianom; owszem jeszcze gorzéj dla właściciela i wierzycieli, jak to widzimy dzisiaj.
3. Wzmiankuje się tamże o stratach z weksla na 11000 tal.; straty zaś te są urojone, jak to szczegółowo w głosie Z. G. wykazano.
4. Opuszczony w sprawozdaniu bardzo ważny fakt, że J. G. krótko przed kontraktem z r. 1870 ożenił się — że w chwili tego kontraktu były już pełne stodoły i zboża na 15,000 rsr. gotowego i usiewy oziemine zaprowadzone, a to wszystko J. oddał za weksel bez wartości.
5. Opuszczony także fakt, że było dziecko, i P. K. bez wiadomości Z. G. poszła za mąż,—i że po powrocie Z. G. z zagranicy, N. wpisał się do komparycyi subhastujących, i nawet przy przygotowawczém przysądzeniu złożył vadyum na imię żony, co się zwykle nigdy nie praktykuje.
6. Że przeciwko N. toczy się sprawa karna.
Obrona zaś wierzycieli nie polegała głównie na nizkości ceny dzierżawnej, ale na następujących opierała się zasadach:
a) Że wedle jurysprudencyi, symulacya udawadnia się domniemaniami, a okoliczności z których wyprowadzić można te domniemania, są takie:
Co do kontraktu z r. 1866.
1. Że zrobiony był w sam dzień wyemigrowania Z. G. -widocznie dla zasłonienia się od konfiskaty i wierzycieli przez lat 12.
2. Że zdziałany między rodzonemi braćmi.
3. Że sama osnowa aktu wykazuje, iż na prędce był uplanowany i ułożony, bez zwykłych warunków rzeczywistych dzierżaw długoletnich, tak dużego majątku.
4. Że jednocześnie zeznał akt wyprzedania się, również na imię brata, wszystkiego, prawie do koszuli, na 26,000 rsr. nie wziąwszy ani grosza, w chwili gdy wychodził już zagranicę, i nic z tego wszystkiego nie sprzedawszy innej osobie za gotowiznę.
5. Nizka cena dzierżawna, w stosunku wartości dóbr, skoro same towarzystwo daje pożyczkę pierwszą, na nie 33,000 rsr.
a zatém -widocznie że tylko pozornie robiono, i brat brata ustanowił plenipotentem.
Co do kontraktu z r. 1870.
6. Że Z. G. połączył się z domem ST. tak samo związkami krwi, był przyszłym zięciem i ojcem dziecka, przeto postanowiono firmę J., który solidarnie przyjął na siebie długi brata, i był szukany przez wierzycieli, przepisać na P. N. aby im przeszkodzić egzekucyą, i jak się wyraził szarpanie Trakian.
7. Że sam N. nie przeczy, iż przed zawarciem kontraktu z r. 1870, wiedział od Z. G. o pozorności praw J. i że J. był tylko jego plenipotentem, a tém samém: dobrą wiarą i jawnością hypoteczną, jaką prawo wymaga, zasłaniać się nie może.
8. Że gdyby nie te stosunki familijne i ślepe posłuszeństwo woli brata, J. zaraz po ożenieniu się nie oddałby pełne stodoły i najdrobniejsze nawet rzeczy, za świstek papieru bez żadnej wartości, jakim był weksel emigranta, nie pozostawiwszy sobie nawet jednego folwarku, choćby na chwilowe mieszkanie z żoną, któryż człowiek rozsądny przypuści aby to było na seryo, i prawdziwie robione. Taką łaskę, przyjąć Trakiany ze wszystkiém, nie dawszy prawie nic, ani jednemu, ani drugiemu, do rąk, toby łatwo można było dostać u krajowca, i jeszcze jakie 10,000 rsr. do ręki można było wtedy, i dziś jeszcze dostać czyste odstępne za taki kontrakt, i nie potrzebowali sprowadzać dzierżawcę z zagranicy.
9. Że N. taił się z kontraktem, robił go o mil kilkadziesiąt w Warszawie, mając tylko 4 mile do księgi hypotecznćj do Suwałk—obawiał się Suwałk, boby ostrzeżono J. aby zbyt mu niedowierzał.
10. Że sam N. w sprawach z J. w Sądzie Appel. i w Senacie mówił: że w kontrakcie z r. 1870 ma tylko Zabezpieczenie swoich funduszów, i chętnie się go zrzecze, jeżeli te forszusa mu zwrócą.
11. Że to co było w zarodzie, w związku pozorne; (kontrakt z r. 1866) nie mogło się zamienić następnie na rzeczywistość przez nową umowę z właścicielem za granicą, i o majątek będący pod sekwestrem, — co przyznaje N. w rocie przysięgi, którą teraz sobie normował.
Daléj dowodzili wierzyciele:
12. Że kontrakta długoletnie, jako przynoszące widoczną szkodę wierzycielom przy subhastacyi, z art. 1167 ulegają unieważnieniu; któż bowiem zapłaci co Trakiany istotnie warte, jeżeli on za 4,000 rsr. będzie jeszcze 6 lat je trzymać.
13. Że prawo skarżenia zmównych działań dłużnika i szkodliwych, służy wszystkim wierzycielom nietylko hypotecznym, dawniejszym, ale i prywatnym, témbardziéj, że to są długi rzeczywiste, i wcześniejsze, hypotekowane nawet -w księdze, wcześniéj od kontraktu z r. 1866.
W poparciu pozorności, powoływali się na szereg listów N. co do własnoręczności przyznanych, których kolej i związek między sobą z czasu przed i po kontrakcie, ze względu na znane stosunki i stanowiska osób, rozmyślne wystrzeganie się, i pisanie dwuznacznikami, jest dowód że N. wiedział o pozorności praw J. i że szło tylko o przepisanie firmy J. na N. dla zasłonięcia tego ostatniego od poszukiwań wierzycieli, którym solidarnie poręczył za brata swego Z. G. przyszłego zięcia N.
Daléj w odpowiedzi na obronę N. przytoczyli:
14. Ze tu nie ma powagi rzeczy osądzonej, bo wierzyciele do sprawy N. z J. nie wchodzili, o niej nie wiedzieli, —i tamta sprawa nie była na innych podstawach, słowem że tu nie zachodzą warunki wymagane art. 1351 do poczytania powagi rzeczy osądzonej,-nie było tu potrzeby opozycyi 3-go, bo tu jest główna skarga i przeciwko J. i przeciwko N. et Comp. o zmową na szkodę wierzycieli i symulacyą.
15. Że sam Senat w oddzielnéj sprawie subhastacyjnéj oddalił żądanie N. który chciał: aby wykreślić z warunków licytacyjnych, pozostawioną nabywcy dóbr możność skarżenia kontraktu N. — jakowa możność odnosi się właśnie do zarzutu pozorności,—okolicz- ności bowiem później nastąpić mogące, jak np. nieutrzymywanie inwentarzy i t. p., jest przecież i bez tego ogólną z prawa zasadą skarżenia dla każdego właściciela.
16. Następnie przedstawili wierzyciele, posiłkowo:
że N. nawet warunków i tych pozornych kontraktów nie wykonał, bo ani J. ani on nie zapłacili i téj pozornej ceny, że pod tym względem N. stanowi jedną osobę z J. G. pomimo późniejszego objęcia dóbr,—bo wedle teoryi N. iż on tylko za swój czas odpowiada, każdy niewypłatny dzierżawca, cedowałby z końcem roku swoje prawa drugiemu, drugi trzeciemu i t. d. a dzierżawa miałaby przepaść? co być nie może.
Pan N. nie był w tym razie nabywcą jakiego długu, wierzytelności hypotecznéj, ale tylko cessyonaryuszem prawa dzierżawy objawionego hypotecznie, ale zawisłego od wykonania warunków nieodłącznych od tego prawa; nabywa i obowiązki, — nie ma zwyczaju i obowiązku z prawa aby właściciel dóbr co rok zeległość dzierżawną hypotekował na prawie dzierżawy swego dzierżawcy w dziale III, by następny dzierżawca nie mógł się zasłaniać niewiadomością o zaległości dzierżawy—wiadomo zaś, że niepłacenie dzierżawy skutkuje rozwiązanie tego prawa.
N. korzystał już ze zbiorów z usiewów z r. 1870/71, zatém ewentualnie z dzierżawy za 4 lata t. j. z 16,000 rsr. powinien się wyliczyć, kwity zaś jego takiej cyfry nie przedstawiają— składa kwity jeszcze zr. 1869 t. j. z czasu kiedy nawet nie był jeszcze dzierżawcą.
Ewentualnie przedstawiono:
że źle gospodarzy, nie ma dotąd inwentarza, ile potrzeba na Trakiany, ile było wedle specyfikacyi w r. 1866, dowodem czego jest teraźniejszy akt zajęcia, — nie reperuje budowli, —zniszczył las i t. p.
Trybunał wedle nabywców, rozdzielił zasady wierzycieli i zasady Z. G. — co do zasad Z. G. mówi, że już pokrył te zarzuty, chociażby N. wiedział o pozorności kontraktu z r. 1866,— zaś co do wierzycieli uważał, że oni dowodami będącemi w ręku Gutta posługiwać się nie mogą, uznał nieistniejącą tu powagę rzeczy osądzonej, i w tym punkcie zarzuconéj symulacyi akcyą wierzycieli wprost oddalił.
To wywołało właśnie appellacyą wierzycieli, sprawa wkrótce będzie w sądzie apell., aby przed subhastacyą wiadomém było, czy jest kontrakt lub nie? a wierzyciele, czy sprawiedliwość prawa zdolna ochronić ich od skutków tak widocznej zmównéj symulacyi.
Tobołowski, Jeden z wierzycieli hypotecznych dóbr Trakiany.
Gazeta Sądowa Warszawska,  nr 17, rok I, 14(26) lipca 1873 r.
Sprawa wierzycieli dóbr Trakiany, Zygmunta i Jerzego G. przeciwko Sewerynowi N....
któréj opis, w ówczesnym jéj stanie, podaliśmy w nrze 4-ym Gazety Sądowej, wprowadzaną była w Sądzie Apellacyjnym w dniu 3 (15) lipca r. b. i czterech dniach następnych, wyrok zaś ogłoszony w niéj został w dniu 9 (21) t. m. i r. Sąd Apellacyjny wyrok Trybunału Cywilnego w Suwałkach w dniach 27 i 28 lutego (11 i 12 marca) 1873 r., wydany uchylił, dwa akta urzędowe przed rejentem Busockim w Suwałkach w dniu 12 (24) kwietnia 1866 r. pomiędzy Zygmuntem G. a Jerzym G. zawarte, pierwszy obejmujący w sobie kontrakt o dwunastoletnią dzierżawę dóbr Trakiany, drugi kontrakt kupna i sprzedaży ruchomości i inwentarzy na gruncie tych dóbr znajdujących się, jak niemniej akt w dniu 1 (13) sierpnia 1870 r. przed rejentem Kulikowskim w Warszawie zawarty, z mocy którego Seweryn N. nabył od Jerzego G. prawa z obu powyżej wymienionych kontraktów wypływające, za pozorne i nieszkodzące prawom wierzycieli dóbr Trakiany uznał; w następstwie tego exmissyę Seweryna N. z dóbr Trakiany nakazał; tegoż do zwrotu, komu należy, ruchomości i inwentarzy pozornie nabytych zobowiązał; wreszcie administracyę dóbr Trakiany postanowił, i administratorem jednego z wierzycieli rzeczonych dóbr zamianował, opatrując wyrok swój w tym tylko ostatnim punkcie rygorem tymczasowej egzekucyi za kaucyą.
Prawdopodobnie sprawa ta poddaną zostanie wkrótce pod rozpoznanie Rządzącego Senatu: nie omieszkamy podać czytelnikom naszym wiadomości o jéj ostatecznym wypadku.
Niestety, nie podano. Domyślamy się, że wierzyciele wygrali. A Zygmunt Gutt zmarł w wydzielonym mu folwarku Zygmuntowo w styczniu 1882 roku. Jerzy, który wyszedł na tej transakcji jak najgorzej, po procesie wyjechał z żoną i synkiem - moim dziadkiem- do Rosji, gdzie był przez szereg lat plenipotentem w dobrach hr. Lwa Tołstoja w Bogoduchowie. Tam też urodziły się siostry mojego dziadka. Ale do tej młodocianej trójki jeszcze wrócimy, bo byli oni bohaterami i głównymi aktorami następnego procesu - o spadek po ciotce Marii.
Na mapie z epoki.
Na dzisiejszej mapie - Trakienaj, Zigmantavas.

piątek, 12 grudnia 2014

Rzucać się na niewinną osobę, czyli jak się procesowaliśmy...

Mówią, że jesteśmy narodem, który lubi się procesować. W dawnych latach skłonność do pieniactwa występowała czasami i w mojej rodzinie. Wspominałem już o procesach Zygmunta Gutta z Rajnoldem Tyzenhauzem o dom w Wilnie (http://guttowie.blogspot.com/2013/11/spory-o-kamienice-gutta.html).
Ale wcześniej Jerzy Gutt procesował się z sąsiadami o ogród przy tym domu (http://guttowie.blogspot.com/2013/12/historia-kamienicy-gutta-czyli-cd-co.html).
Dzisiaj trochę więcej opowiem o tym właśnie sporze. Jego ślad pozostał w postaci broszury wydanej w Wilnie 7 stycznia 1825 roku, odnotowanej przez Estreichera w jego "Bibliografii" jako "Prośba do cara Aleksandra I o przyznanie ogrodu w sporze z Hołdakowskim i Radziszewskim". Jedna z kopii znajduje się w bibliotece w Kórniku i z niej korzystam cytując fragmenty. A ponieważ syn Jerzego Gutta, Aleksander, w 1822 roku ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, mogę podejrzewać, że jest on autorem tego dziełka. Styl, ortografia i interpunkcja oryginalne.


 
"Przynosi Proźbę Szlachcić Jerzy Gutt Urzędnik Far-
 macyi 9tey klassy o czem poniżey.
         Rzucać się na niewinną osobę; pociągać ią do Sądu, bez żadney zgoła pobudki, i na srogie narażać Expensa; tłumaczyć inaczey Dekreta, niżeli one brzmią w sobie, i tym powodem, prosić kar iakoby za ich złamanie, kontrarya pisać i z sobąsamym bydź w walce; a obok tego cieszyć się przyszłego wygrania nadzieią, iest to rozpasaney zuchwałości dziełem, ile cnocie wstrętnem, tyle przykładnego ukarania wartem.
      Ponieważ tych wszystkich gorszących nadużyć i sprawiedliwością i prawami zakazanych, szlachta Hołdakowscy i Radziszewscy otwarcie się dopuścili, iak to przez szczegół dowiedzionem będzie, zatem oni ieżeli nie więccy przynaymniey, srodze powinni bydź napomnieni, ażeby już nigdy nadal, podobney dla się nie przedsiębrali zabawy – Jakowa i dla sprawiedliwości i dla praw krajowych iawną oznacza szykanę."
 
A w konkluzji długiego na 19 stron tekstu autor kieruje następującą prośbę do cara:
 
"Aby NAYWYŻSZYM WASZEY IMPERATORSKIEY MOSCI Ukazem zalecono było tę moię Prośbę w Sądzie Granicznym I-szej Instancyi Powiatu Wileńskiego przyiąc, a przyiąwszy oną, Pretensyą sumiężników o ogrod Gutta, iako na samym tylko uporze zasadzoną skasować, a tą koleią ogrod przy Gucie zostawić - Sumiężników nie słusznie zakłócających ukarać, i expensa na nich dla Gutta sądzić nakazań.
NAYMIŁOŚCIWSZY MONARCHO PROSZĘ WASZEY IMPERATORSKIEY MOSCI o tey moiey Prośbie łaskawy postanowić Wyrok. Należy ku podaniu do Sądu Granicznego pierwszey Instancyi Pttu Wileńskiego. - Datt 1825 Mca Stycznia 7 dnia."
 
Nie wiem, jaki skutek odniosła ta prośba. Chyba jednak sprawa zakończyła się jakąś ugodą. W każdym razie w następnych latach sad spotkało to, co spotyka zwykle sady w mieście - został zabudowany oficynami, które zachowały się do dziś przy ulicy Zamkowej nr hipoteczny 108 (http://kvr.kpd.lt/heritage/Pages/KVRDetail.aspx?lang=lt&MC=1050).
 

środa, 26 listopada 2014

Warszawa prapradziadka Aleksandra - od 1820 do 1862


Jak ostatnio pisałem, Aleksander Gutt (1802-1862) w latach 1820-1824 mieszkał w Warszawie, gdzie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim i pracował jako sekretarz prokuratora Sądu Apelacyjnego Królestwa Polskiego. Wynajmował wtedy wraz z kolegami z Wilna pokój w domu Staniszewskiego na Krakowskim Przedmieściu 405. Porozmawiajmy zatem o wszystkich mieszkaniach warszawskich Aleksandra, bo był on z Warszawą związany do śmierci.

Krakowskie Przedmieście 405 – numer hipoteczny, numery policyjne wprowadzono znacznie później – to narożny dom u wylotu ulicy Oboźnej, po jej północnej stronie. W czasach Aleksandra dom był dwupiętrowy, bez balkonów. Dopiero później dobudowano kilka facjatek, które można było uznać za trzecie piętro. Aleksander miał stąd dwa kroki do Uniwersytetu. Naprzeciwko, po drugiej stronie Krakowskiego przedmieścia znajdował się kościół św. Krzyża. Natomiast z lewej strony od bramy, przez cały okres studiów  Aleksander mógł obserwować, jak buduje się pałac Staszica. Jego fundamenty położono właśnie w 1820 roku, a budynek oddano do użytku Towarzystwa Przyjaciół Nauk w 1823.  Najbardziej charakterystyczny element okolicy, czyli pomnik Kopernika, odsłonięto tu w 1830 roku, a więc już po wyjeździe Aleksandra do Suwałk. W księgarni Zawadzkiego i Węckiego często kupował książki i był znanym klientem, również z tej przyczyny, że korzystał z częstych kontaktów księgarzy z Wilnem do przesyłania własnej korespondencji. Księgarnia ta była filią słynnej wileńskiej księgarni Józefa Zawadzkiego, przyjaciela rodziców Gutta. Kamienica stojąca w miejscu posesji nr 405 przy Krakowskim Przedmieściu 4 spłonęła podczas Powstania Warszawskiego. Odbudowana po 1945 roku nie przypomina architektury z okresu pobytu tam Aleksandra, czy choćby sprzed wojny. Ruiny kamienicy numer 4 zostały rozebrane w 1950 roku, a w latach 1953-54 zbudowano na jej miejscu Dom Turysty. Jego fasada ciągnęła się wzdłuż ulicy Oboźnej, a od strony Krakowskiego Przedmieścia wybudowano zaledwie trzyokienną boczną ścianę. Kamienica pod adresem Krakowskie Przedmieście 4 występowała w „Lalce” Prusa jako dom, w którym mieszkał Stanisław Wokulski. Pamiątkowa tablica, przypominająca autora książki i jej bohatera została umieszczona na ścianie domu jeszcze w 1937 roku.


Przez dwadzieścia lat, od 1824 do 1844 roku, Aleksander mieszkał w Suwałkach, później w Łomży. Rodzina często przebywała w ich ukochanym majątku w Okociu koło Serej, albo w niedawno nabytych Trakianach w powiecie Kalwaryjskim. W 1844 roku Guttowie wrócili do Warszawy. Aleksander początkowo był referentem w Wydziale Administracji i Kontroli Komisji Rządowej Sprawiedliwości, ale wkrótce został mianowany sędzią do specjalnych poruczeń w tej Komisji, czyli w ówczesnym Ministerstwie Sprawiedliwości. Wynajął wtedy duże mieszkanie przy reprezentacyjnej ulicy – posesja Senatorska 477, róg Nowosenatorskiej (dziś Moliera). Była to znana kamienica Tomasza Uruskiego, zburzona w czasie ostatniej wojny i nieodbudowana. Był to długi, klasycystyczny budynek, wzniesiony w 1781 roku, wykorzystywany jako tak zwany dom dochodowy, jeden z największych wybudowanych w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego. Na parterze tej kamienicy w latach dwudziestych XIX wieku znajdowała się oberża „Pod Saturnem”, a na początku XX wieku mleczarnia „Nadświdrzańska”, prowadząca tu coś w rodzaju baru mlecznego i serwująca ponoć najlepszą kawę w Warszawie. Do pracy miał Gutt niedaleko – Komisja Rządowa Sprawiedliwości mieściła się w pałacu rządowym przy Długiej 591, nieopodal soboru grecko-rosyjskiego, który dzisiaj jest katedrą polową Wojska Polskiego. Idąc piechotą, Aleksander z  Senatorskiej skręcał w lewo w Miodową i po paru krokach znów w prawo, w Długą. Niestety, rodzinie nie było dane zaznać w tym mieszkaniu radości. W 1846 roku Maria Guttowa po urodzeniu córki Ludwiki, zmarła w połogu. Córeczka przeżyła ją tylko o rok. Musiał to być szok dla Aleksandra. Świadczy o tym opublikowany przez niego wzruszający nekrolog żony, świadczą listy do szwagra w Wilnie, w których kwestionuje on w ogóle sens medycyny i wątpi w możliwości lekarzy. Świadczy i to, że nie ożenił się ponownie. W smutnym, pochmurnym dniu 14 listopada 1846 r. o godzinie trzeciej po południu ciało Marii zostało odprowadzone na Powązki i złożone w kolumbarium. Ogromna, żeliwna tablica zamknęła grób. Dnia 17 listopada o 10 rano w kościele o.o. Bernardynów pod wezwaniem św. Anny na Krakowskim Przedmieściu odprawiono nabożeństwo za duszę zmarłej.





Zbyt wiele złych wspomnień wiązało się z adresem przy Senatorskiej 477, Aleksander przeniósł się więc z dziećmi do pięknie położonego mieszkania na Żabiej pod numerem 956. Dom, w którym zamieszkali, stał przy Placu za Żelazną Bramą, między ulicami Żabią i Przechodnią i należał do Mateusza Krzemińskiego. Z okien mieszkania było widać po lewej ręce wejście do Ogrodu Saskiego, po prawej zaś Gościnny Dwór, pawilon handlowy, dziś powiedzielibyśmy „galerię”, wybudowany przez Jakuba Gaya w 1841 roku na wzór podobnych obiektów w Rosji. Obok stał Pałac Lubomirskich, a po przeciwnej stronie placu ciągnęła się ulica Graniczna, arteria handlowa łącząca się z ulicą Królewską i Placem Grzybowskim. Plac za Żelazną bramą był centralnym punktem Osi Saskiej, którą, jak poprzeczna belka krzyża, przecinała właśnie zabudowa Żabiej i Granicznej. Ulica Żabia, dawniej bardzo ważna ulica miasta, podobnie jak ulica Graniczna i pobliski Plac Żelaznej Bramy, straciła w XX wieku znaczenie komunikacyjne. Co gorsza - w ogóle przestała istnieć. Ostatni raz na planie Warszawy pojawiła się w 1973 r. Po przebiciu Marszałkowskiej do pl. Bankowego, funkcjonowała jeszcze jako przejezdna ulica, do lat 70-tych posiadała nawet dwie kamienice. Najważniejsza z nich, kamienica Kosseckiej, obecnie przetrwała i mieści Hotel Saski. Kiedyś posiadała adres Żabia 9,  obecnie jest to pl. Bankowy 1. Kamienicę pod numerem 5-tym zburzono na początku lat 70-tych, likwidując tym samym całą ulicę, wchłoniętą dziś przez Marszałkowską. Na zdjęciu z końca XIX wieku widzimy potężną, trzypiętrową kamienicę z wysokim parterem. Nie wiemy, czy mieszkanie Guttów zajmowało całe piętro, czy tylko skrzydło. Musiało być jednak duże, aby pomieścić w salonie galerię obrazów i fortepian. Na fortepianie grały dzieci Gutta - najstarsza córka Maria, dla której modny wówczas, salonowy kompozytor Dietrich komponował walce (1850 rok), i najstarszy syn Zygmunt, który sam próbował kompozycji – kontredanse i mazurki na fortepian (1851-1852). Natomiast kolekcja obrazów malowanych przez Józefa Peszkę (1767-1831), którą najprawdopodobniej Aleksander przywiózł z domu rodzinnego w Wilnie, była największym zbiorem prac tego malarza w Warszawie. Obrazy te wymienił Edward Rastawiecki w „Słowniku malarzów polskich” w roku 1851: „11. -18. Floryan Szary Lelita, protoplasta rodu Zamoyskich, ranny w bitwie za Bolesława Krzywoustego, obraz małego rozmiaru.- Unia Litwy z Polską na zjeździe lubelskim. W małym rozmiarze.- Obrona Warszawy przeciw Szwedom za Jana Kazimierza: Królowa własne konie zakładać każe do armat. W małym rozmiarze.- Przysięga rodziny Puławskich; większy, pięknie wykonany.- Aleksander Pociej, oboźny lit. Składa na sejmie czteroletnim przywilej na starostwo, na cel powiększenia siły zbrojnej. Rozmiaru małego.- T.Kościuszko na Rynku Krakowskim r. 1794.- Wejście z wojskiem X. Józefa Poniatowskiego do Krakowa w 1809 r.- Parys i Helena; małego rozmiaru.- Powyższe obrazy, Nra 11-18 są własnością sędziego Aleksandra Gutt w Warszawie.”   W domu na Żabiej odbywały się wszystkie radosne uroczystości rodzinne. Kurier Warszawski z 17 stycznie 1854 roku donosił: „W zeszłą Sobotę pobłogosławiony został w Kościele Śgo Karola Boromeusza o godzinie 6-tej wieczorem, przez JW. JX. Prałata Butkiewicza, Administratora Dyecezji Augustowskiej, w asystencji miejscowego Duchowieństwa, związek małżeński zawarty przez W. Franciszka Kuczyńskiego, Syna JJ WW. Tekli z Kamionowskich, i Radcy Stanu Franciszka Kuczyńskiego, b. Prezesa Trybunału w Siedlcach; z Panną Stefanją Gutt, Córką W. Alexandra Gutt, Radcy Prokuratorji Królestwa Polskiego, Radcy Dyrekcji Głównej Tow: Kr: Ziemskie: z Gubernji Augustowskiej. Przed pobłogosławieniem związku, JW. JX. Prałat Butkiewicz, w nader rzewnej przemowie, skreślił ważkość tego Aktu; po skończonym zaś obrzędzie, JW. Radca Stanu Mackiewicz, Gubernator Cywilny Gubernji Lubelskiej, odprowadził wraz z Ojcem Pana młodego od stopni Ołtarza Nowozamężną. Liczne grono Przyjaciół tych dwóch łączących się domów, uczestniczyło na tym obrzędzie; po skończeniu którego, cały orszak godowy, udał się do mieszkania Ojca Panny Młodej, gdzie wśród wystawnego i gościnnego przyjęcia, złożono Nowożeńcom najszczersze życzenia. Nazajutrz rano Nowożeńcy, opuścili Warszawę, udając się do dóbr Pana Młodego, Horoszczyna, w Gub: Lubelskiej.” Wystawne było i gościnne też przyjęcie z okazji ślubu Marii Guttówny ze Stanisławem Lewickim z Regowa, a także Aleksandra juniora z panną Kujawską. A miejscem ślubów była parafia tutejsza św. Karola Boromeusza, nieopodal, w  wybudowanym w latach 1841-1849 w stylu nowo-renesansowym przez Marconiego kościele przy ulicy Chłodnej na Mirowie.








Szkic do obrazu J.Peszki "Floryan Szary Lelita" - oryginał zaginął.

Gdy dzieci przeszły na własne gospodarstwo – Zygmunt objął majątek Trakiany, Aleksander junior Kurdymokszty, Maria z mężem pojechała do Regowa,  Stefania do Koroszczyna, a najmłodszy z synów, Jerzy, kończył studia w Petersburgu – wielkie mieszkanie przy Żabiej stało się niepotrzebne. Aleksander postanowił przenieść się do odpowiedniejszego lokalu i wybrał na ten cel dom przy ulicy Marszałkowskiej 1403. Była to kamienica, której elewacja frontowa wychodziła na Marszałkowską, boczna na ulicę Rysią, a tylna na Plac Zielony (dziś Dąbrowskiego). W drugiej połowie lat pięćdziesiątych XIX wieku Aleksander Gutt został radcą Dyrekcji Głównej Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Być może wybierając nowe mieszkanie kierował się  bliskością nowego miejsca pracy, bo wystarczyło tylko przejść w poprzek Placu Zielonego i po kilku krokach stało się przed fasadą nowego gmachu Towarzystwa, jednego z najpiękniejszych budynków Warszawy z połowy XIX wieku. Postawiono go przy placu Ewangelickim (dziś Małachowskiego) na rogu  Mazowieckiej i Erywańskiej (dziś Kredytowa). Twórcy gmachu, architekci Marconi i Górecki, wyraźnie inspirowali się renesansem włoskim, a zaprojektowana przez nich fasada przypomina bibliotekę św. Marka w Wenecji. Gutt był ewangelikiem wyznania kalwińskiego i, mimo że pozwolił na wychowanie dzieci w katolickim wyznaniu żony, do końca życia wytrwał w swoim kościele. W okresie, o którym teraz piszę, był nawet mianowany jednym ze świeckich członków konsystorza ewangelicko-reformowanego Królestwa Polskiego. Niewątpliwie zatem odwiedzał zbór kalwiński w Warszawie. Charakterystyczny kościół ewangelików reformowanych na Lesznie, którego wieża kształtem nawiązuje do gotyckiej katedry we Fryburgu Bryzgowijskim, zbudowano dopiero w latach 1866-1880, w kilka lat po śmierci Aleksandra. On sam musiał więc bywać we wcześniejszym zborze, kilkadziesiąt metrów dalej, w ascetycznej budowli mieszczącej dzisiaj Operę Kameralną, wybudowanej w latach 1770-1780 przez Zuga. W 1821 roku gmach ten kupili wolnomularze warszawscy, jednakże w 1822 r. loże masońskie w całym Królestwie zostały rozwiązane i obiekt odzyskał poprzednie przeznaczenie.  Ale wróćmy do mieszkania przy Marszałkowskiej. Po 1862 roku, a więc już po śmierci Aleksandra, w miejscu budynku, w którym mieszkał, wybudowano dużą kamienicę przeznaczoną na hotel. Gmach powstawał w dwóch etapach. W latach 1865-67 posesję zabudowano dwupiętrowym budynkiem mieszczącym hotel Wiktora Marigne'a. Projektantami byli absolwenci Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu Teodor Witkowski oraz Leon Surzyński. W późniejszym czasie hotel ten był znany jako Hotel Francuski. W latach międzywojennych działał tu znany sklep muzyczny Rudzkiego. W 1944 roku budynek został zburzony, a po wojnie nie był odbudowany. Na jego miejscu postawiono dom mieszkalny o adresie Marszałkowska 146.






Zapomniałem dodać, że Aleksander Gutt nie został pochowany w Warszawie. Jego ciało zostało przetransportowane na Litwę, do jego ukochanego majątku w Okociu, gdzie spoczął na starym, wiejskim cmentarzu (na zdjęciu na stronie tytułowej). I w ten sposób zakończyliśmy spacer po Warszawie z czasów prapradziadka Aleksandra. Jego potomkowie wrócili do Stolicy dopiero w drugiej połowie XX wieku, kiedy było to już zupełnie inne miasto.