wtorek, 8 grudnia 2015

Amour, amour...

Otrzymać miłosne wyznanie od ukochanej kiedy przychodzi Boże Narodzenie, a człowiek siedzi gdzieś w dalekim, zimnym Petersburgu...bezcenne.
Wspomniany już tutaj Mikołaj Malinowski ożenił się w 1829 roku z córką Jerzego Gutta, aptekarza. Ale uczucia tej pary rozwijały się i zwijały okresowo przez kilka lat, czego świadectwa znajdujemy w pisanym przez Malinowskiego po łacinie dzienniku. Tutaj natomiast chciałbym przytoczyć świadectwo drugiej strony, list panny Anny do Mikołaja pisany 24 grudnia 1826 roku. Mikołaj był wtedy w Petersburgu, a Anna tęskniła i chorowała w Wilnie. Oto list.

"Jakże jestem zadowolona, mój Aniele, że uspokoiłam Cię co do stanu mego zdrowia, zanim przyszedł list, w którym zaklinasz mnie, żebym Ci podała wszystkie szczegóły. Oczywiście, że było moim obowiązkiem nie ukrywać nic przed Tobą, ale czy z mojej strony nie było słusznym, że piszę Ci o chorobach dopiero wtedy, gdy już nie trzeba się obawiać o mój stan zdrowia, kiedy trzeba oszczędzać Twoje zdrowie, w tych dniach, kiedy powinieneś być chroniony przed tysiącami tysięcy zmartwień, które ja chętnie odkupię za ceną moich. W dniu, w którym Papa pisał listy do Petersburga, poprosiłam go, by nie czynił żadnej wzmianki o mojej chorobie. Papa mi to obiecał i nie dotrzymał słowa. Było to dokładnie nazajutrz po gwałtownym kryzysie, kiedy nie miałam ani siły, ani przytomności umysłu, by Ci skreślić kilka słów, które nie zwiększyłyby tylko Twoich obaw, a mnie przyniosłyby odrobinę ulgi. Teraz czuję się już znacznie lepiej. Mój żołądek jest tylko trochę podrażniony i nie wiem, kiedy odzyska pierwotne siły. Mój Aniele, zdziwisz się jaka zmiana zaszła w moim trybie życia. Z niegdyś pracowitej i ciągle zajętej stałam się leniwa, regularnie sypiam do dziesiątej, czasem nawet do jedenastej. Przerwałam wszystkie moje dotychczasowe ulubione zajęcia, zabraniają mi jeszcze jakiejkolwiek pracy, nawet tę, którą mi zostawiłeś, odłożyłam ledwie zaczętą.
Oto dalszy ciąg choroby, która, jak mówi Ferdynand, sprawi, że będę cieszyła się zdrowiem dwadzieścia lat, będziesz miała go dosyć?
Nasz drogi Papa siedzi zamknięty w pokoju od trzech tygodni, róża obrzuciła mu nogę, ma pęknięcia skóry, które wciąż nie chcą się zamknąć, mimo dwóch upuszczeń krwi i trzydziestki przystawianych pijawek. Pielęgnuję go, mówią mi, że jestem do tego bardzo zdolna. Wobec choroby, dzięki za talent, ale to smutne, że wykonuje się te zabiegi na osobie, którą się tak kocha.
Odwiedził nas przez trzy dni Aleksander, jakiż on szczęśliwy, że ma ten swój radosny i żywy nastrój. Zadowolenie maluje się na jego twarzy, jego małżeństwo, to wierutne kłamstwo, jak mówi, nie zna żadnej osoby o takim nazwisku. Kazał Ci przesłać życzenia.
Jakże pocieszająca jest, jak pomogła mi w powrocie do zdrowia, wiadomość o Twym dobrym zdrowiu. To jedyne dobro, o które się modlę dla Ciebie, mój Przyjacielu, jedyne, które kocham i będę kochała czule aż do ostatniego tchnienia. Oby Bóg jedynie zechciał przybliżyć moment Twojego powrotu i naszego połączenia się. Z duszą ukołysaną tak słodkimi nadziejami, uśmiechającą się do pięknej przyszłości, mówię Ci do widzenia z towarzyszeniem silnych ucałowań na mój sposób.
Twoja na całe życie Przyjaciółka
G.G.
24 grudnia 1826.
Mama przesyła Ci 4 koszule."








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz