środa, 10 września 2014

Doktor Gutt w Pradze.

Natknąłem się ostatnio na zapiski Jakuba Malego, patriotycznego pisarza z okresu czeskiego odrodzenia narodowego w połowie XIX wieku. Maly wspomina spotkanie z Ferdynandem Guttem w 1836 roku w Pradze. Oto tłumaczenie:

Vzpomínky a úvahy starého vlastence

Výbor drobných spisů Jakuba Malého
Pomiędzy cudzoziemcami, jacy zaludniali Pragę w roku 1836 podczas koronacji Ferdynanda V, był także pewien Polak nazwiskiem Gutt, doktor medycyny.  Był to mały, krępy mąż w wieku 40 lat, który nosił na głowie kapelusz z szerokim rondem, a w kieszeni surduta szklankę do nabierania świeżej, zimnej wody, gdziekolwiek ją znalazł i której był wielkim entuzjastą. Zachowanie jego było pełne powagi, umiarkowania, jakby czuł się kimś sławnym, przy tym okazywał wielką ciekawość, wszędzie wpychał się na przód, wszystko musiał widzieć, o wszystko się wypytywał. Na defiladzie wojskowej na równinie pod Holeszowicami, obwieszony rosyjskimi orderami, śmiało wmieszał się między najważniejszych gości, dla których zarezerwowano miejsca o najlepszej widoczności. Odwiedzał praski szpital ogólny oraz szpital braci miłosierdzia, wszędzie poczynając sobie jak znawca i doświadczony lekarz. Ciężko chorym mówił słowa pełne pociechy i uspokojenia, które w cudowny sposób na nich oddziaływały – jakby był posłańcem bożym. A był on w rzeczy samej prorokiem, który zawitał do Pragi zwiastować objawienie się słowiańskiego mesjasza, który już narodził się w Litwie z matki Czeszki (miał tu na myśli Gutt, który ród swój też z Czech wywodził, własną siostrę*), i wkrótce nadejdzie zbawić wszystkie pokolenia słowiańskie. To głosił doktor Gutt nam młodym ludziom z całym przekonaniem, ale pomylił się bardzo w swoim oczekiwaniu , że jego mistyczna nauka znajdzie entuzjastycznych wyznawców wśród czeskiej młodzieży. Ta młodzież była zbyt trzeźwego ducha i zbyt praktycznego umysłu, aby móc rozniecić w sobie fantastyczny miraż, w dodatku mając przed sobą jedynie  mglisty cel swego wysiłku. Gutt szybko doszedł do wniosku, że w Czechach nie ma gleby dla jego działania, ale z radością zauważył przebudzenie się ducha narodowego w czeskim ludzie i popierał w pełni wysiłki patriotycznych literatów, czego dowiódł, przekazując im znaczącą darowiznę, dając w ten sposób nadzieję na łatwiejszy start literacki. Bez goryczy, że w Czechach nie powiodły się jego zamysły, za to ze szczerymi życzeniami powodzenia naszej sprawie narodowej, rozstał się z nami Gutt całkiem po przyjacielsku i pospieszył stąd do Francji, do swego szwagra, słynnego w owym czasie polsko-słowiańskiego proroka Towiańskiego, który nauką swą o słowiańskim mesjaszu zyskał duży poczet wyznawców między emigracją polską, a nawet samego wieszcza Mickiewicza omamił. Ktoś mógłby tu wspomnieć naszego Komenskiego, który w podeszłym wieku w podobnych okolicznościach także oddał się mistycyzmowi! Towiański ze swoją nauką dawno już odszedł w zapomnienie, żyjąc w oddaleniu w Zurychu, otoczony jedynie małą grupą swoich wyznawców, między nimi jest może także dobry doktor Gutt, jeśli jeszcze żyje.

* Maly się myli, nie chodziło tu o siostrę Gutta. Faktem jest natomiast, że Guttowie wspominali o swoim czeskim rodowodzie.





2 komentarze:

  1. Panie Tomaszu, z którego roku jest ten tekst?

    OdpowiedzUsuń
  2. Josef Maly opublikował ten tekst w tomie "Zpominky a uvahy stareho vlastence" w 1872 roku. Link: http://kramerius.nkp.cz/kramerius/MShowPageDoc.do?id=466948

    OdpowiedzUsuń