Wstęp
„Czy pamiętasz zdanie
Konstantego i moje zarazem, że każda I d e a, jako siostra Chrystusa, musi
doznać losów przedwiecznego brata – przez własnych zwolenników być przybitą do
drzewa suchego i wąskiego, do krzyża zwanego j e d n o s t r o n n o ś c i ą,
skąd wyradza się miasto powszechnej miłości, cząstkowa tylko, miasto wiary
uniwersalnej – ślepy fanatyzm, miasto czynu obejmującego wszystkie ludzi
potrzeby i tęsknoty – czyn karli a wściekły, którego wyobrazicielem w Towiańszczyźnie
jest figura mała, pieniąca się i wyjąca dr Gutta” 1 – to słowa Zygmunta Krasińskiego z listu do
Delfiny Potockiej. Inkryminowany delikwent, Ferdynand Gutt, mógł być
zamożnym, praktykującym w Wilnie lekarzem, uczonym lub literatem. Albo zostałby
zasłużonym działaczem dobroczynnym, jak mąż jego siostry Anny – Mikołaj
Malinowski. Tymczasem spotkał na swojej drodze Andrzeja Towiańskiego i razem z
nim burzliwie wszedł do historii literatury, filozofii i idei. Wszedł jako
postać demoniczna, destrukcyjna, owiana czarną legendą - jako brat Ferdynand,
pierwszy wyznawca i szwagier „Mistrza i Pana”, uosobienie czarciej siły
wiodącej na manowce narodowego wieszcza, Adama
Mickiewicza i połowę paryskiej emigracji.
Mam
wrażenie, że pisząc o Towiańskim większość autorów stara się ukryć w cieniu
jego otoczenie, inni obarczają to otoczenie winą za porażki, błędy i wypaczenia
towianizmu. Dlatego postanowiłem przypomnieć postać szwagra i najbliższego
współpracownika Mistrza, a prywatnie stryja mojego pradziadka. Poprzez liczne
cytaty z wypowiedzi ludzi, którzy go znali osobiście lub z opowiadań osób
współczesnych mu chciałem pokazać jasne i ciemne strony jego życia, jego
niewątpliwe zalety, ale także śmiesznostki i wady. Bo, jak w teatrze, aktorzy drugoplanowi
bywają często pomijani i zapominani przez recenzentów, chociaż bez nich
spektakl rzadko kiedy bywa udany. A bywa też, że widzowie zapamiętują z
przedstawienia właśnie te epizodyczne sceny z drugorzędnymi, ale działającymi
na wyobraźnię rolami.
W szkole i na uniwersytecie
Urodził
się w 1800 roku w Wilnie w rodzinie zamożnego aptekarza, spolonizowanego
Niemca, reformowanego ewangelika i masona, Jerzego Gutta i Teresy z Fiszerów.
Był najstarszym z synów – po nim urodził się Aleksander, utalentowany prawnik,
i Edward, orientalista, tłumacz języka
perskiego w służbie rosyjskiej misji dyplomatycznej w Teheranie. Miał też dwie
siostry – młodszą Annę, żonę filomaty Mikołaja
Malinowskiego, znanego wileńskiego historyka, i starszą Ludwikę.
W
1808 roku Ferdynand rozpoczął naukę w Gimnazjum Wileńskim przy Imperatorskim
Uniwersytecie, gdzie w 1809 r. po raz pierwszy spotkał Andrzeja Towiańskiego i wkrótce
zaprzyjaźnił się z nim. Na całe życie. Co prawda Towiański zaczął naukę o rok
później, jednak Ferdynand, bardziej wtedy chętny do zabawy niż do książek,
powtarzał drugą klasę, i odtąd byli nierozłączni 2. Szkolne wyniki
Ferdynanda nie były imponujące, niestety. Znacznie lepiej radził sobie jego
młodszy brat Aleksander. „Kurier Litewski” z 2 lipca 1813 roku ogłosił listę
wyróżniających się uczniów Gimnazjum. Spośród uczniów klasy III celujące oceny
otrzymał Aleksander Gutt, natomiast z klasy IV m.in. Andrzej Towiański.
Ferdynanda na liście celujących nie było. Z klasy V wyróżniono np. Józefa
Śniadeckiego, syna profesora Jędrzeja, a synowca rektora Uniwersytetu Jana
Śniadeckiego, a także Franciszka Malewskiego, przywódcę późniejszych filomatów.
Po
ukończeniu Gimnazjum Ferdynand wstąpił na wydział medyczny Uniwersytetu
wileńskiego. W 1816 roku, być może pod wpływem literackiej atmosfery panującej
wśród młodzieży uniwersyteckiej, zaczął pisać i publikować swoje teksty. W
numerze 18 Tygodnika Wileńskiego z tego roku możemy przeczytać tłumaczone przez
niego z języka francuskiego „Zdanie o teatrze i literaturze niemieckiey” -
wyjątek z dzieła Gaspra Risbecka, znakomitego niemieckiego historyka i
„podróżopisarza”. Autor, a tłumacz chyba podzielał jego zdanie, ma za złe
literaturze niemieckiej, że choć tak wiele sztuk dramatycznych ostatnio ukazało
się w Niemczech, to ... „Nayczęściey wystawiane na scenie niemieckiey
charaktery są: kochankowie, którym miłość głowy zawróciła, oycobóycy, bandyci
po drogach publicznych, ministrowie, świstaki i fanfarony, maiący kieszenie
sztyletami i trucizną napełnione, ludzie, których rozpacz do naywyższego
stopnia zbytku jest doprowadzona, iednem słowem zbóycy i podpalacze. Są takie
tragedye (bez przesady mówiąc), w których bohater sztuki 12 lub 15 osób
morduie, a na uwieńczenie tych pięknych czynów topi sztylet w swoim łonie.
Wiele Aktorów i Aktorek żaliło się przede mną na trudność wynalezienia nowego
sposobu umierania na Teatrze. Są niektóre sceny, gdzie osoba umieraiąca pół
godziny w ciągłych zostawać musi konwulsyach, mówiąc w pół urywane tylko słowa,
a upoiony radością parter sypie liczne
oklaski na każde nowe poruszenie. Po błaznach i zbóycach naybardziey ulubionemi
przedmiotami są pijani i nayobrzydliwszego rodzaiu rozpustnicy.”
Nie
był chyba Ferdynand wielbicielem prądów romantycznych, a fraszka napisana przez
niego, opublikowana w numerze 25 Tygodnika Wileńskiego w 1816 roku, zdaje się
jego skłonność do klasyków potwierdzać:
Dwaj braminowie
Jeden bramin z uszczerbkiem i
czasu i wzroku
Codzień patrzał na słońce od
rana do zmroku;
Drugi sądząc, że nie jest
godzien takiej chwały,
Zamknięty w ciemnym lochu
siedział przez rok cały.
Cóż się stało? Oślepli obadwaj
czciciele;
Ten, że wcale nie patrzał, ów,
że patrzał wiele.
Głośny i zabawny konflikt obu braci Guttów – Ferdynanda, zwanego Gutt major, i Aleksandra, przezwanego Gutt minor, z filomatami o kradzież statutu i ich udział w konkurencyjnych towarzystwach literackich znalazł odbicie w obszernej korespondencji filomatów i filaretów 3. Z jednej strony nie pałali do siebie wielką sympatią, z drugiej jednak koleżeństwo a nawet przyjaźń między nimi przetrwała wiele lat po ukończeniu studiów. Gutt major mógł być członkiem Towarzystwa Filaretów - nazwisko jego znalazło się na „liście uczniów Uniwersytetu ułożonej oddziałami, z roku 1820/21, zabranej przy rewizyi u Teodora Łozińskiego w d. 29 kwietnia 1822 r. i dołączona do aktów śledztwa pod lit F” 4. Ale na przykład nie wymienia go prof. A. Łucki w swoim zbiorze dokumentów „Towarzystwo Filomatów” 5. Wizyty Ferdynanda u Bazylianów, gdzie podczas śledztwa i procesu zorganizowanego przez senatora Nowosilcowa przetrzymywano większość filaretów, i gdzie wspomagał m. in. Mickiewicza i Malinowskiego, sprawiły, że po latach, w Paryżu Mickiewicz powitał Ferdynanda jak swojego dawnego i bliskiego znajomego.
Aresztowani
filomaci budzili współczucie mieszkańców Wilna i spotykali się z ich pomocą i
opieką. Henryk Mościcki 6
cytuje wspomnienie jednego z uwięzionych: „Za
pomocą sznurka — pisze Ostaszewski — komunikowali nam gazety, książki i nowiny
miejskie. Moim pocieszycielem i orędownikiem był ks. Bazylianin Szmigielski z
Inflant, dostarczał mi papieru do rozmowy z moimi pocieszającymi aniołami,
pannami Szóstowieckiemi, udzielał książek, jedwabiu do robienia sznureczków na
widełkach, którymi osładzałem nędzne chwile więzienia... Odwiedzał nas doktor
Gutt (Ferdynand), opatrywał wybornemi święconemi babami... Co tydzień odwiedzał
więzienie pułkownik, komenderujący pułkiem litewskim”.
Po
ukończeniu studiów w stopniu magistra medycyny, Ferdynand rozpoczął praktykę
jako lekarz pierwszego stopnia. Nie poprzestał na tym. Jego celem było
uzyskania dyplomu doktora, co umożliwiłoby podjęcie swobodnej praktyki
lekarskiej. Musiał w tym celu poddać się szeregowi egzaminów
wymaganych przez ustawę o stopniach naukowych z 15 lipca 1810 roku.
Starający się o stopień doktora medycyny musiał przed komisją uniwersytecką
zdać egzaminy z: fizyki, botaniki, mineralogii, zoologii, chemii, anatomii,
fizjologii, patologii, farmacji, farmakologii, znajomości materiałów
medycznych, nauki wystawiania recept, chirurgii, położnictwa, terapii
specjalnych, weterynarii, medycyny policyjnej i sądowej. Ferdynand wszystkie te
przedmioty zdał doskonale, jak czytamy w jego dyplomie doktorskim7.
Wykazał się też praktycznymi umiejętnościami w zakresie anatomii i operacji
chirurgicznych oraz znajomością historii medycyny. Komisja dopuściła więc do
publicznej obrony jego dysertację na temat chorób kręgosłupa pt. „De morbis
columnae vertebralis”. Obrona odbyła się 24 czerwca 1823 roku i w jej
rezultacie Ferdynandowi przyznano stopień doktora medycyny z prawem wolnej
praktyki lekarskiej na terenie całego Cesarstwa.
Wkrótce
potem, w 1825 roku, Ferdynand Gutt został członkiem Towarzystwa Lekarskiego
Wileńskiego. Gdy w roku 1830 na posiedzeniu Towarzystwa czytał swoją pracę pt.
„De ruptura uteri”8, ojciec jego, aptekarz Jerzy Gutt, jeden z
założycieli Towarzystwa w 1805 roku, wieloletni jego skarbnik i dyrektor
wydziału farmaceutycznego, musiał być dumny z syna, kontynuującego tradycje
rodzinne.
Będąc młodym lekarzem...
Ale
nie sama medycyna go wtedy pochłaniała i nie tylko pani Wąsowiczowa zajmowała
jego myśli. Ferdynand w dalszym ciągu utrzymywał bliskie stosunki z
przyjaciółmi z kręgu filaretów. Z Lelewelem, który powrócił do Warszawy po
usunięciu go z Uniwersytetu Wileńskiego przez Nowosilcowa, miał Ferdynand wspólne interesy. W liście,
który wysłał do profesora 14/26 czerwca 1826 roku z Wilna czytamy 10:
„Wielmożny Mości Dobrodzieju!
Ta
sama nieśmiałość, która mi nieraz piszącemu do Pana, pióro upuścić kazała,
dostateczną byłaby do wymówienia opieszałości mej w odpowiedzi na list pański
przed siedmiu miesiącami pisany. Czy to bowiem przypomniałem człowieka, do
któregom miał pisać, czy uczucia, które mi słowa podawać miały, zawsze
rozrzewniony tylko poznałem całą mą słabość i list odłożyłem. Nie chciej przeto
sądzić, nasz Lelewelu, żem nie umiał ocenić [...] szczęścia z otrzymania pisma
Jego i tak pochlebnych dla mnie wyrazów. Żądania Jego były dla mnie świętemi,
ale trudność znalezienia pewnej i spokojnej zręczności do przesłania
Wasikowiczowi dla przerysowania jego zatrudnienia, przeszkody w odesłaniu kopii
do mnie, ode mnie do Warszawy, oczekiwany wreszcie na próżno tak długo odjazd
Odyńca, zwlekły wykonanie żądań. Przesyłam teraz oba tymczasowe, póki może
[...] litografowanie i bardzo podobne Adama wizerunki, tąż samą ręką robione,
twarzy jego nie zrobią znajomą znawcom i czcicielom jego poezyi. Filologa
naszego, na nieszczęście, nie ma wcale portretu. Pisaliśmy przed kilku dniami,
prosząc go mocno, aby się Wam o to na miejscu swojem postarał. Jeśli będzie
taki skutek próśb naszych, kopię
niezawodnie przyszlę. Mój zamysł wyjechania tego roku za granicę spełzł na niczem
dla wielu różnych okoliczności; mam jednak szczere postanowienie, jeśli Bóg
pozwoli, doprowadzić go do skutku na jesień, lub wiosną przyszłą, a wtedy za
jedną z największych rozkoszy liczę sobie ujrzenie i zbliżenie do człowieka,
którego strata coraz dotkliwszą się staje. Wtedy pozwolisz mi, nasz Lelewelu,
korzystać ze światła Twej nauki i obcowania [...] powtórzyć, że uwielbienie
moje i przywiązanie tak są zawsze trwałe, jak te przymioty i cnoty, któremi te
uczucia we mnie i wszystkich co Cię znają obudzasz. Zechciej wierzyć w
szczerość słów moich i jedynie przez szczególną swą dobroć wspomnij na
najżyczliwszego sługę. F. Gutt”
To
nie wszystko. Kilka lat później Ferdynand wspólnie z Lelewelem ogłosił
subskrypcję na książki tłumaczone na zesłaniu przez Tomasza Zana. Informuje o
tym Lelewel w anonsie, który zamieścił w
wychodzącej w Warszawie Gazecie Polskiej z dnia 12.09.1829 r. (pisownia
oryginalna):
„Dzieła
Waszingtona Jrwinga Amerykanina, po części już są nas znajome. Jch zaletom
świat oddał cześć należną. Tłómaczone były we Francji, i w Niemczech; czytane
niezmiernie w Anglji. Wszędzie się dowcip i moralne autora zasady podobały.
Naszemu światu czytającemu , oczywiście także się podobały, gdy tłumaczenia
polskie jakie się dotąd pokazały, odbyt należyty znajdują. Dla tego tłómacz, w
Ufie w guberni Orenburgskiej przemieszkujący, piękny uczynił dobór, gdy wybrał
do tłomaczenia „Rysy moralności i literatury”. ... Tłómaczenie zupełnie
ukończone, otrzymało pozwolenie cenzury. Cena prenumeraty na oba tomy, złp. 10
. w Wilnie na miejscu i wszędzie gdzie się prenumerata przyjmować będzie.
Ogłosił niniejszą prenumeratę, w Wilnie z polecenia tłómacza, Dr. Med.
Ferdinand Gutt. Przyjmuje się prenumerata w Warszawie. J. Lel.”
Gdy
w końcu lat dwudziestych XIX wieku Ferdynand udzielał się zawodowo i towarzysko
w Wilnie, jego średni brat, Aleksander, rozpoczynał karierę prawniczą w Suwałkach, gdzie się wkrótce ożenił.
Starsza siostra, Ludwika, wyszła za mąż za Adama Brekowskiego, kasjera
województwa augustowskiego, i opuściła dom rodzinny. Najmłodszy brat, Edward,
wyjechał na studia orientalistyczne do Petersburga, gdzie przez jakiś czas
towarzyszył mu jego wcześniejszy korepetytor i mentor Mikołaj Malinowski.
W
tym miejscu nie mogę nie zacytować listu Adama Mickiewicza do Mikołaja
Malinowskiego wysłanego z Moskwy lub Petersburga na początku 1829 roku 11
:
„Szanowny Panie Mikołaju! Nie
śmiem zatrzymywać pana Glückberg, który na chwilę przed wsiadaniem zaszedł do
mnie, i dlatego krócej niż bym chciał, piszę do ciebie. [...]
Jeślim z góry, kosmatą ręką nie
witał ciebie, pochodziło stąd, że koniecznie chcę rymami twój mariaż wysławiać.
Tylko coś Muza nie staje na zawołanie i podobno odłożę do Genethliacon, staraj
się abym nań długo nie oczekiwał. Tymczasem żony twojej rączki, ode mnie ucałuj
i waszych rodziców pozdrów i Ferdynanda uściśnij. Wiesz jak ich wszystkich
poważam i kocham. ...”
Te rączki, które miały być
ucałowane od przyszłego wieszcza, to rączki Anny, siostry Ferdynanda, z którą
Malinowski ożenił się w 1829 roku po wielu latach narzeczeństwa.
Początki towianizmu
Tymczasem
Towiański pracował jako asesor w sądzie głównym wileńskim. W 1828 roku przeżył
objawienie, pierwszy tak wyraźny znak swego posłannictwa. Ferdynand wspominał
do końca życia ten dzień 17 marca 1828 roku, kiedy i on uwierzył w misję
przyjaciela 12. Edward Massalski, świetnie znający dom Guttów, ale
dość krytyczny w stosunku do Towiańskiego i chyba niezbyt rzetelny jako źródło
historyczne, w swoim pamiętniku tak
pisze o początkach działalności Mistrza 13.
„W
tych czasach także Towiański zaczął rozwijać swoje urojenia. Poznał się on był
z Guttem Ferdynandem i z Walentym Wańkowiczem właśnie u mnie. Prawił on i mnie
o swojej teorji, którą był wysnuł wtedy, przechadzając się z Guttem po bulwarze
przed ratuszem. Postrzegli obok na ulicy jakiegoś Żyda, wiozącego drwa na koniu
kulawym; koń pod wozem ciężkim ustawał, a Żyd go niemiłosiernie grzmocił
drągiem. Towiański zatrzymuje się na ten widok i powiada do Gutta:
"Patrzaj, koń kulawy nie może podołać ciężarowi, a jednak niewinnie cierpi.
Wszakże to istota mająca duszę, równie jak i my; za cóż ta dusza cierpi, kiedy
jest niewinna? Bardzo może być, że to za grzechy przeszłego życia. W tem
cierpieniu oczyszcza się i zbliża się do Boga. Więc to musi być kolej nasza i
wszystkich stworzeń żyjących. Dusze ludzi złych nie mogą wstąpić do Boga, aż po
oczyszczeniu się przez cierpienie, które zapewne w ciałach zwierząt
ponoszą. Lecz, że prócz oczyszczenia
trzeba potem zasług, a tych nie mogą mieć w stanie zwierząt, więc odradzają się
znowu w ludziach i, jeżeli położą zasługi, przechodzą w jakieś doskonalsze
istoty, aż póki nie zostaną godne połączyć się z Bóstwem. Musi tedy być pewien
rodzaj drabiny, po której szczeblach albo wstępujemy coraz wyżej - ku
doskonałości, albo zniżamy się w twory niższe od nas, i na nowo musimy zaczynać
pracę wstępowania. W ciągu nawet jednego życia człowiek może wznosić się po tej
drabinie coraz wyżej przez kształcenie swej duszy wykonywaniem cnoty, albo
zniżać się przez nikczemność i podłe uczynki. To pęd dolny, a tamten górny.
Usiłować tedy każdemu należy, aby trzymać się pędu górnego; i kto kocha
bliźnich, powinien im w tem pomagać, żeby w tymże pędzie postępowali. ...”
I
dalej w tym samym pamiętniku: „... Pierwszymi jego zwolennikami zostali Gutt i
Wańkowicz. Gutt, człowiek z bystrem objęciem, dobrze pojmujący nauki medyczne,
w których świeżo stopień doktora otrzymał, ale zapaleniec, tem łatwiej uwierzył
w urojenia Towiańskiego, że prawie nie znał religji chrześcijańskiej, będąc
wychowany bez gorliwości w kalwińskiem wyznaniu; Wańkowicz z tępą głową,
zaprzątnięty jedynie malarstwem, nigdy się nie wdawał w głębsze idee naukowe
lub religijne; ale skłonny do ponurych marzeń, uderzony pozorną wielkością
pomysłów Towiańskiego i mistycyzmem, którego nie rozumiał, ślepo mu zawierzył
...”
Inny
pamiętnikarz, Edward Wołodko, również krytyk Towiańskiego, ale niestety o
wątpliwej wiarygodności, zanotował następującą opinię 14:
„Towiańskiego nie
zaliczano w Wilnie do umysłów wybitnych. Posiadał on jedynie zwykłą inteligencję;
obdarzony był wielkim darem słowa i bujną, entuzjastyczną imaginacją. Ożenienie
się jego świadczy, że mało dbał o przesądy kastowe i tradycje
szlachecko-obywatelskie. Pani Towiańska była mieszczanką ze spolszczonej
niemieckiej rodziny Maksów. Jako nawrócona otrzymała imię Filomeny, zamiast
swego dawnego Karoliny. Pamiętam dobrze, jak żartowano w Wilnie, że Towiański
przezwał tym imieniem swą żonę. Ojciec jej był siodlarzem i posiadał sklep w
Wilnie przy ulicy Trockiej. Dostatni i wykształcony, dał córkom swym wychowanie
staranne; siostra pani Towiańskiej była za doktorem Guttem, również spolszczałym
Niemcem, a uczniem i przyjacielem p. Andrzeja.
Zasady Towiańskiego
znane były powszechnie w Wilnie, uważano je za rodzaj saintsimonizmu
zmodyfikowanego w myśl jasnowidzeń nowego apostoła, którego sławę głosił nade
wszystko wspomniany wyżej dr Gutt. W nauce Towiańskiego za czasów wileńskich była
też zasada wspólności kobiet, która podniosła krzyk przeciw nowatorom.
Opowiadano na ten temat mnóstwo skandalicznych anegdotek. Osobliwie dał się im
we znaki bliski sąsiad Antoszwińca, Jan Gacewicz, były kapitan wojsk polskich,
przezwany kapitanem Zawieruchą, nadzwyczaj żywego i energicznego charakteru,
dowcipniś, członek Towarzystwa Szubrawców. Bodaj czy nie on głównie przyczynił się do
tego, że Towiańskiego poddano badaniu. Pamięć mnie teraz zawodzi i nie wiem,
jakiego rodzaju były te badania, czy z punktu jurydycznego jako sekciarza, czy
patologicznego jako psychopaty. Wprawdzie uznano Towiańskiego jako
nieszkodliwego, badania te jednak zabiły sprawę towiańszczyzny w oczach
Wilnian.”
Oczywiście,
jak w większości wspomnień o Towiańskim, prawda miesza się z fantazją
pamiętnikarzy. Posłuchajmy więc jeszcze jednej anegdotki Massalskiego 13.
"W
końcu czerwca (r. 1833) zdarzyła się Karolowi (Massalskiemu, młodszemu bratu
Tomasza) zręczność odjechać do Wilna na koszt wspólny razem z Towiańskim. Ten,
nie mogąc nikogo nawrócić w Petersburgu, zaczynał już tęsknić do swoich
zwolenników w Wilnie, których miał tam obu płci kilkunastu, lecz możeby jeszcze
tak prędko północnej misji swej nie opuścił, gdyby nie list Wańkowicza, który
go zastraszył. Napisał bowiem doń Wańkowicz, że tak wysoko postąpił na swojej
mistycznej drabinie, iż Towiański już nie jest godzien rozwiązać rzemyka u jego
obuwia. Przeczytawszy to, mistrz natychmiast wysłał rozkaz do Gutta. żeby
niezwłocznie pośpieszył do Mińska puścić krew Wańkowiczowi, bo widocznie
warjuje, i sam zaraz zabrał się do powrotu.”
Massalskiemu
najwyraźniej pomieszały się daty, bo w 1832 roku Gutt wyjechał do Niemiec przez
Warszawę, gdzie był widziany we wtorek 14 sierpnia 15. Podróżując po
Europie, nie mógł jednocześnie pomagać Wańkowiczowi w Mińsku.
Życie
w Wilnie toczy się wartko, w styczniu 1829 roku, siostra Ferdynanda, Anna
Guttówna, po długim narzeczeństwie, wychodzi w końcu za mąż za historyka,
filaretę Mikołaja Malinowskiego. Młodzi mieszkają w domu teściów razem z
Ferdynandem. W lutym 1830 roku Andrzej Towiański żeni się z młodszą od niego o
dziesięć lat Karoliną Maxówną, córką nieżyjącego już, bogatego wileńskiego
siodlarza, byłego prezydenta miasta. Karolina ma jeszcze niezamężną starszą
siostrę – Annę. Ferdynand był jednym z trzech świadków obecnych przy zawarciu
tego małżeństwa 16. Rok rozpoczął się hucznie, a skończył jeszcze
mocniejszym akcentem, bo wybuchem powstania w Królestwie Polskim i wkrótce
rozszerzeniem działań wojennych na teren Litwy. W trzynaście lat po tych
wydarzeniach ks. Kajsiewicz przekazał ks. Semenence taką opinię Waleriana
Pietkiewicza, członka powstańczego Centralnego Komitetu Wileńskiego i
przyjaciela Joachima Lelewela 17,18.
„Zresztą
Waleryan znał dobrze tak Towiańskiego, jak Gutta (Ferdynanda). Oddaje im
świadectwo poczciwości i patryotyzmu; bo chociaż w 1830 roku nie wzięli się do
broni, to przecie wiele posług oddawali powstańcom, z narażeniem się nawet.”
I
może to być prawdą, chociaż Gutt jako lekarz służył swoimi umiejętnościami i
wiedzą rannym po obu stronach. A robił to tak skutecznie, że na wniosek
generała Paskiewicza za opiekę nad
żołnierzami rosyjskimi rannymi w wojnie polskiej 1830-1831 został odznaczony 13
stycznia 1834 roku orderem św. Anny trzeciej klasy 19. Co prawda
Zienkiewicz w Albumie Pszonki 20
odnotowuje, że doktor Gutt był lekarzem Sulistrowskiego, siostrzeńca tegoż
Paskiewicza, podczas jego podróży po Niemczech w latach 1832-1837, ale mógł to
być czysty przypadek. Natomiast Charkiewicz pisze, że „w jednym z tajnych
raportów władz administracyjnych zaznaczono, że dr Gutt, chociaż podczas
powstania zachowywał się bardzo ostrożnie, jednak powstaniu sprzyjał i w wielu
wypadkach ułatwił powstańcom przedostanie się do walczących oddziałów.”18
Podróże misjonarskie
W
1832 roku Gutt otrzymał paszport i wyjechał za granicę, jakoby dla
towarzyszenia ks. Ogińskiej w charakterze domowego lekarza w jej podróży do
Włoch. Okazało się jednak, że podróż nie doszła do skutku i doktor zatrzymał
się w Czechach, skąd udał się do Niemiec. W 1833 r. Gutt spotkał w Czechach lub
już w Niemczech Towiańskiego i do 1837 roku jeździli razem po Europie, odwiedzając
przebywających tam znanych emigrantów, nawracając ich na zasady Mistrza.
Jednym
z nich był Walerian Pietkiewicz. Przyjaźnił się on z Guttem i był adresatem
wielu jego listów wysyłanych z krajów, po których Ferdynand podróżował w tych
latach. Jak stwierdza Stanisław Pigoń 21: „Ferdynand pisał z Niemiec do kolegi, przyjaciela lat młodych,
wówczas emigranta, Waleriana Pietkiewicza. Z listów wynika, że Gutt przebył
lato 1833 w Niemczech w celach kuracyjnych, że w lecie 1835 w tymże celu bawił
w Ems, a na wiosnę 1836 w Mannheim, w jesieni w Dreźnie.”
W dniu 24 stycznia 1836 z Mannheim Gutt pisał
do Pietkiewicza takie słowa (wg odpisu Józefa Kommendy, oryginał w archiwum
Muzeum w Rapperswilu):
„Podobnym
sposobem, jak Henryk, utraciłem ojca. Zamordowanego znaleziono 1 novembra
[18]35 r. w domu. Pieniędzy nie wzięto, bo ich nie miał, tylko rzeczy i kilka
rubli. Dziś cztery lata, jak pogrzebałem matkę. Pamięć ich tyle mnie droga, ile
przykładem i wzorem z dzieciństwa, i wyssać dali z piersi swej uczucie, którem
jedynie żyję i dla którego wszystkie siły od dawna poświęcone.”
O
tragicznej śmierci aptekarza Jerzego Gutta krążyły legendy, jak zwykle, gdy nie
dało się wykryć sprawców. Jedna z legend oskarżała o to morderstwo Mikołaja
Malinowskiego, zięcia Gutta 22. W innej, rozpowszechnianej przez
Krasińskiego, to Towiański namówił Ferdynanda do zamordowania ojca. Skalę paranoicznych podejrzeń wokół
Towiańskiego i jego przyjaciół ilustruje plotka zapisana w liście Zygmunta Karasińskiego do Delfiny
Potockiej z 19 marca 1842 r. (właśc. kwietnia) 1
: "Ojciec Gutta był aptekarzem.
Zdaje się, że żądano trucizny odeń, by kogoś otruć, podobno Wittgensteina tego,
który miał Radziwiłłównę. Stary Gutt nie chciał, zdaje się, że Towiański w to
był wmieszan, że radził Guttowi, by wydał truciznę, stary się wzbraniał. Stary
znikł. Długo nie wiedziano, co się z nim stało, odkryto wreszcie, że ciało
jego, na drobniuteńkie kawałki pokrajane, rzucono do rzeki. Wtedy oskarżono
jakiegoś sługę o to straszliwe morderstwo. Szczególnie syn i Towiański na tego
sługę wszystko zwalili. Stało się, że choć sługa przysięgał, że niewinny,
został na Sybir na wieki posłanym, a jednak wykryło się wszystko dowodnie, że
był zupełnie niewinnym. Odtąd więc rozeszła się wieść, że Gutt sam i Towiański
należeli do spełnienia zabójstwa tego na starym Gucie; aż włosy wstają, gdy
zacznie się rozważać początki ukryte towiańszczyzny, i jakie ślady ciemnotliwe
zostawiła po sobie w podejrzeniach i domysłach ludzkich."
Towiański
przyjechał do Niemiec po nieudanej misji w Petersburgu. Tu, razem z
Guttem, odnalazł przebywającego na
emigracji generała Skrzyneckiego, wodza powstania, uważanego za bohatera
narodowego. Wtedy Skrzynecki przyjął ich bardzo życzliwie, dopiero następne
spotkanie z Towiańskim w 1840 roku skończyło się burzliwym zerwaniem kontaktów.
W listach do Mickiewicza, pisanych z Brukseli w 1842 roku, Skrzynecki wspomina 23
: „Muszę ci jeszcze powiedzieć, że z mojego zetknięcia się z Andrzejem i Guttem
wiele dobrego otrzymałem, za co im szczerze zostanę wdzięcznym, oni o tem
dobrze wiedzą” i „Ja nie mam żadnej nienawiści dla Andrzeja, owszem doznałem w
jego towarzystwie i Gutta, to co tak rzadko na świecie się doświadcza, bo
mogłem pośród nich często duszę i serce wylać, lecz po Bogu kocham nad wszystko
mój naród, a kto w tego nieszczęściu chciałby jeszcze nam dodać, tego mam za
nieprzyjaciela osobistego, którego walczyć sumienie mi nakazuje; - nie sądzę ja
lekko Andrzeja i Gutta, wiele mi głębokich udzielili rzeczy, wiele odkryli
które albo słabo czułem albo jak przez zasłonę widziałem podczas walki naszej,
a największą mają w tem zasługę, że wszystko mają u siebie, oni mi odkryli siłę
i skuteczność modlitwy, lecz poza Kościołem nie widzę ratunku...”.
Jak
wspomniano, trasę podróży Ferdynanda można odtworzyć z pisanych przez niego
listów do Pietkiewicza: wrzesień 1833 Drezno, lipiec i sierpień 1835 Ems,
styczeń-marzec 1836 Manheim, listopad
1836 Drezno. O okolicznościach pierwszej zagranicznej podróży Gutta po kurortach
Europy tak pisał W. Charkiewicz 20 :
„Wyjeżdża
on parokrotnie za granicę, ściąga na siebie podejrzenie władz rosyjskich ze
względu na to, że w Dreźnie zbliżył się do Romana Mikułowskiego, uważanego
przez Rosjan za przywódcę ruchu narodowego na emigracji, oraz do malarza Tytusa
Byczkowskiego, byłego wychowanka Uniwersytetu Wileńskiego, również źle
widzianego przez rząd rosyjski. Pobyt dr. Gutta w Mannheimie, gdzie była liczna
kolonia emigrancka, jeszcze bardziej zwiększył podejrzenia. Toteż gdy w 1837
roku dr Gutt wracał do kraju, został poddany szczegółowej rewizji i badaniom.
Rewizja nie dała żadnych wyników. Zatrzymano tylko do ocenzurowania dzieło Böttichera pt. Allgemeine
geschichte.
Podczas
badań dr Gutt tłumaczył się, że Mikułowicza poznał jako chorego, który przez
pewien czas był jego pacjentem, i że z Byczkowskim miał tylko przelotną
znajomość, że wreszcie do Mannheim wyjeżdżał, aby się spotkać z ks. Ogińską,
której miał towarzyszyć jako lekarz w podróży do Włoch, czemu przeszkodziła
epidemia cholery.
Pomimo
te tłumaczenia, władze rosyjskie ustaliły ścisły, tajny dozór nad dr. Guttem.
Taki stan trwał w ciągu trzech lat, to jest do 1840 roku, i w następstwie swym
pociągnął odmowy w wydawaniu nowych paszportów zagranicznych dla Ferdynanda
Gutta i jego żony, Anny, o co doktor starał się w 1840 roku.”
Wróćmy
jeszcze do roku 1837, kiedy Ferdynand po długiej nieobecności w kraju wyruszył
w podróż do rodzinnego Wilna. W lutym, przejeżdżając przez Suwałki, gościł u
brata, Aleksandra. Rok wcześniej Aleksandrowi i jego żonie Marii urodził się trzeci
syn. Jednak ze względu na konieczność wyjazdu Aleksandra do Wilna w związku ze
śmiercią ojca, aptekarza Jerzego Gutta,
i koniecznością załatwienia spraw spadkowych, chrzest odłożono. Miał on
miejsce dopiero 26 lutego 1837 roku, a
dziecku nadano imiona Jerzy (po dziadku) i Edward (po młodszym stryju).
Rodzicami chrzestnymi byli – Ferdynand Gutt,
starszy stryj, i Helena Zapiórkiewiczowa z Referowskich, ciotka 24.
Następne spotkanie obu braci miało miejsce dopiero po dwudziestu latach.
Aleksander nigdy nie zaakceptował towianizmu i silnych związków brata z
towiańczykami. Pod koniec życia próbował ponownie zbliżyć się do Ferdynanda 25,
ale śmierć nie pozwoliła na to. Aleksander zmarł w Warszawie w 1862 roku.
W
1837 roku zmarł ojciec Andrzeja Towiańskiego. Towiański wrócił do Antoszwińcia
by przejąć schedę i zaprowadzić tam modelowe stosunki społeczne według swoich
idei, a Ferdynand Gutt wiernie mu w tym towarzyszył.
Po
wizycie w 1837 r. u brata i bratowej w Suwałkach Ferdynand zamieszkał w Wilnie
w domu Guttów, który teraz należał do Anny i Mikołaja Malinowskich oraz Edwarda
Gutta, jego najmłodszego brata. Wtedy to
Andrzej i Karolina Towiańscy wyswatali doktora za starszą z sióstr Maxówien,
Annę. Ślub Ferdynanda i Anny odbył się w
dniu 26 lipca 1838 roku, a świadkami uroczystości byli Andrzej Towiański,
Walenty Wańkowicz i Jerzy Mickiewicz 26.
Przytaczałem
tu kilka wypowiedzi współczesnych wrogów towianizmu, teraz pora oddać głos
hagiografom. W opowieściach Tancrediego Canonico, wloskiego wyznawcy Mistrza,
można znaleźć kilka anegdot o życiu Towiańskiego i Gutta w okresie od 1837 do
1840. Canonico przytacza taką opowieść Towiańskiego 27 .
„O kilka wiorst od Antoszwińcia jest wieś,
której dzierżawca był niesłychanym
tyranem dla chłopów. Pamiętam jak 24-go grudnia 1837 r. jeden z moich włościan
mówi do mnie: « Ot niech Pan tylko
zajrzy do tej wsi, a pięknych rzeczy tam się dowie! ». Uderzony temi słowami,
nie miałem pokoju i nazajutrz, w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, udaję się do
tej wsi, aby naocznie o tem przekonać się; zwiedzam chałupy, bieda w nich
straszna, większa niż gdziekolwiek, ale szczególniej uderza mię nędza chłopa
Łuszczuka. Nic podobnego w życiu mojem nie widziałem: chata dziurawa i
nieopalona, a mróz w tym dniu doszedł do 25 °R; on sam leżał jęcząc
na łóżku, bo cała tę noc jako stróż nocny był we dworze i rąbał drwa do
browaru, aby bydło w tak wielkie zimno ciepłą brahę mieć mogło, a że nie mając
kożucha skostniał od zimna i od głodu, więc mało drew narąbał, i dostał za to
okropna chłostę. Żona jego i dziewczyna, podrostek, leżały na piecu.
Postrzegłszy gościa ubranego w pańskie suknie, sądzili zrazu że to ich pan lub
ekonom, i zaczęli wołać gwałtu, ale uspokoili się dowiedziawszy się kto jestem
i w jakim zamiarze ich odwiedzam. Łuszczuk i żona jego pokazali mi okryte
ranami plecy. ... Smutno
więc, bo bezskutecznie, skończyła się ta wizyta moja, jednakże postanowiłem
spełnić do końca powinność moja, zostawując miłosierdziu Bożemu owoce usiłowań
moich. Odwiedzam więc biednych nędzarzów owej wioski, i tłomaczę im skąd idzie
to ciężkie położenie ich, i co czynić powinni aby Bóg zlitował się nad nimi.
Przygotowani tak nadzwyczajnemi cierpieniami, przyjęli oni do duszy rady moje,
a z największym zapałem przyjął je Łuszczuk, i w skutek tego takie życie
obudził w sobie, że od razu w innego odrodził się człowieka. Uznałem w tem
dzieło miłosierdzia Bożego, i to dodało mi energii do przeciągania rozpoczętej
pracy. Kiedy ja miałem staranie o duszy, Ferdynand miał staranie o ciele,
dojeżdżał z Wilna z lekarstwami; - wkrótce też zagojone zostały rany Łuszczuka
i innych. W miarę powiększającej się między nami spółki bratniej, powiększał
się mój obowiązek opiekowania się nimi, opatrywania ich w rzeczy
najpotrzebniejsze dla nich. Kożuchy po rekrutach przez Ferdynanda zakupione w
Wilnie, po złotych 5 sztuka , i rozdane chłopom , zmieniły postać wioski.
Często ich odwiedzałem i oni mnie odwiedzali,...”
Albo
następna opowieść tego rodzaju: „W 1840 r., na krótko przed wyjazdem z kraju,
(Towiański) zauważył pięknego ale tak dzikiego konia, że nikt go ujeździć nie
mógł, zajął się nim i poczuł że cierpi. Pomału zbliżył się do niego, ze
współczuciem w duszy i w głosie. Stopniowo koń złagodniał, dał się pogłaskać, a
wreszcie położył mu głowę na ramieniu. Wtenczas Towiański osiodłał go i
dosiadł; i ten sam koń co dotąd żadnego jeźdźca nie ścierpiał, stal się
powolnym jak baranek. Ferdynand Gutt kupił i ofiarował go szwagrowi. Na tym to
koniu, Towiański udając się do Francyi jechał od Antoszwincia do Poznania . Tu ofiarował
go na pamiątkę arcybiskupowi Duninowi...”
Oba
te urywki w pięknym świetle przedstawiają Mistrza i jego szwagra. Nie jestem
tylko pewien, czy z tych fragmentów nie wynika, że cały koszt działalności
ponosił Gutt – kożuchy, lekarstwa, koń... - podczas gdy duchowy splendor spadał
na Towiańskiego.
W
1840 roku Towiański rozpoczął przygotowania do wyjazdu na stałe do Francji,
ojczyzny Napoleona. Guttowie mieli jechać razem z nim, ale nie otrzymali
paszportu. W dniu 23 lipca Towiańscy wyjechali więc sami, zostawiając ciotce
Annie Guttowej pod opieką swoich pięcioro dzieci. Ferdynand robił wszystko,
żeby paszporty zdobyć. Starania szły kilkoma torami. W dniu 6 lutego 1840 pisze
podanie do hr. Beckendorffa, ministra spraw wewnętrznych i policji, w którym prosi
o zniesienie tajnego nadzoru nad nim, który ustanowiono w 1837 roku. Czytamy
tam między innymi (według Charkiewicza18): „Nie czuję się winnym
żadnych karygodnych czynów i nie będąc oskarżonym o to (w ciągu trzech lat
znajdowałem się pod dozorem) - ani przez rząd, ani przez miejscową policję –
ośmielam się ufać, iż znana pod każdym względem sprawiedliwość Wysokiej Osoby
Waszej Ekscelencji stanie się dla mnie najpewniejszą obroną przed nieprzyjemnem
położeniem, które ku memu ubolewaniu, bez winy z mojej strony, pozbawia mnie
dobrego imienia wiernego poddanego i przeszkadza w wielu wypadkach, szczególnie
zaś w ratowaniu nadwerężonego zdrowia, które wymaga wypróbowanych przeze mnie
środków – zagranicznych mineralnych wód, co pociąga za sobą konieczność wyjazdu
za granicę... Nie znając przyczyn, dla których jestem oddany pod dozór nie mogę
złożyć Waszej Ekscelencji szczegółowego usprawiedliwienia, ale poddając
wszystkie moje czyny w życiu najsumienniejszej kontroli, nie znajduję w nich
nie tylko skierowanej przeciwko celom rządu, któremu jestem szczerze oddany i
przywiązany – nie zhańbiłem się więc żadnym karygodnym czynem. ... Niech Wasza
Ekscelencja zlituje się nad niewinnie cierpiącym w ciągu trzech lat.”
Oczywiście
władz lokalnych nie wzruszyła krzywda niewinnego poddanego i odrzuciły prośbę.
Gutt próbował więc inną drogą. Pomyślał, że
zapewni sobie ochronę przed szykanami policji, jeśli uzyska
potwierdzenie szlachectwa. Zgodnie z rosyjskim prawem szlachectwo dziedziczne
może uzyskać urzędnik odpowiedniej rangi, ale również przysługuje ono osobom z
tytułem doktorskim i z odznaczeniami państwowymi, nawet gdy nie mają rangi
urzędniczej – odpowiedniego „czynu”. Wystąpił więc 4 czerwca 1841 roku z
wnioskiem do wileńskiej Deputacji Szlacheckiej o wpisanie go do ksiąg szlachty
dziedzicznej 6. Deputacja wystąpiła o zgodę do Heroldii Rządzącego
Senatu, ale w odpowiedzi udzielonej 27 maja 1842 roku poproszono Deputację o potwierdzenie, że dr
Gutt pozostaje nadal poddanym rosyjskim. Tymczasem Gutt nieoczekiwanie otrzymał
paszport. Charkiewicz tak pisze o tym 18: „A jednak dnia 7 czerwca
1841 r. dr Gutt otrzymał zagraniczny paszport dla siebie i żony na zlecenie
szefa żandarmów hr. Beckendorffa, co stanowi dowód posiadania przez dra Gutta
wpływowych protektorów w Petersburgu.” Intuicja mówi mi, że domyślać się tu
można wpływów Franciszka Malewskiego,
byłego filomaty, mającego rozległe wpływy w rządzie petersburskim.
Mając
paszporty w ręku Guttowie niezwłocznie wyjechali, zapytanie więc Heroldii o ich
pozostawanie w rosyjskim poddaństwie było ze wszech miar zasadne. Przez trzy
następne lata Wileńska Deputacja Szlachecka nie reagowała na wniosek Heroldii,
aż wreszcie w 1845 roku Heroldia chcąc zamknąć sprawę zaczęła natarczywie
dopominać się o odpowiedź.
Paradoksalnie,
nic o wyjeździe Guttów nie wiedziała miejscowa policja, która dopiero na
wniosek Deputacji gorączkowo zaczęła
poszukiwać doktora. Po lekturze pism w tej sprawie trudno uwierzyć we
wszechwiedzę i wszechmoc carskich służb. Władze nie wiedziały, że dom Gutta nie
jest własnością doktora, ale jego ojca, po którym w wyniku ugody spadkobierców
stał się własnością jego siostry, Anny Malinowskiej, i najmłodszego z braci
Guttów – Edwarda, nota bene tłumacza przy carskim ambasadorze w Persji. Dopiero
18 lipca 1848 r. informacji tej udzielił policji administrator domu, Józef
Rokicki. Zapytano wreszcie bezpośrednio
Annę Malinowską, czy wie, gdzie się podziewa jej brat Ferdynand. Na co
odpowiedziała na piśmie nieco zniecierpliwiona - notka zachowała się w teczce:
„Na zapytanie wasze mam honor wyjaśnić, że od czasu wyjazdu brata mojego
doktora Ferdynanda Gutta za granicę w 1842 roku nie otrzymałam od niego żadnej
wiadomości i nie mogę wiedzieć, gdzie on się obecnie znajduje. Wilno, 13
października 1848 roku. Anna Malinowska”. Nareszcie Deputacja mogła
poinformować Heroldię o ostatecznych ustaleniach śledztwa - a mianowicie że
doktor Gutt nie przebywa obecnie w granicach Imperium. I na tym kończy się etap
wileński historii doktora Ferdynanda Gutta, a zaczyna się etap emigracyjny.
Pierwsze Koło
Towiański był już w
Paryżu od 1840 roku i zdążył poznać i przyciągnąć do siebie pewną grupę
emigrantów z Adamem Mickiewiczem na czele. Pierwsze miesiące były czasem
entuzjazmu, wiary i działania przy organizowaniu koła akolitów Mistrza z Litwy.
Początkowo był wśród nich młodzieniec o mistycznych skłonnościach, Juliusz
Słowacki. Ale szybko zniechęcony wskutek ciągłej rywalizacji o względy Mistrza
i Wieszcza Adama, zgorzkniał i odwrócił się od Towiańczyków, pisząc kąśliwy
wiersz pt. Chór Duchów Izraelskich, odmalowujący stosunki w założonym przez
nich Kole Sprawy Bożej 28.
[Doktor Gutt]
Nu to niemiecki cud,
Pan Chemik,
Akademik,
Aptekarz,
Czego ty z Litwy jechasz?
A Towiański
Człek Pański,
Oni z Gutem
Pokutę
Odprawili,
Że tu z Litwy przybyli.
Nu a [Szarlota]
[Za] żywota
Nu ta także
Przy [szwagrze]
Osoba
Większa niż oba.
Nu a [niewielka]
Pani Dejbelka
Ta chodzi
i [uwodzi]
Bez [węża,]
Gdy Pan Bóg spuści męża.
A Adam
Do nóg upadam.
On co rok
Jak prorok
Na kursie
Z Panem Bogiem w dyskursie.
A tu Koło,
Tak w nim wesoło,
Gdy czeka
Z daleka,
Aż Pan Bóg
Uczyni jaki krok.
[J.
Słowacki, „Chór duchów izraelskich”]
Juliusz Słowacki,
chociaż z Wilna, był z pokolenia o dekadę młodszego niż środowisko filaretów i
nie znał doktora Ferdynanda, mylił go z jego ojcem, aptekarzem. Nie czuł też
żadnego sentymentu do przybyszów z Litwy, którzy byli znajomi i bliscy
rówieśnikom Mickiewicza. Ale wróćmy do chwili przybycia Guttów do Paryża.
Ferdynandostwo
Guttowie wyjechali 22 lipca 1841 roku z Antoszwińciów
z dziećmi Towiańskich, które w Warszawie przekazali pod opiekę rejentostwu
Noskowskim, którzy również byli zaangażowanymi towiańczykami. Do Paryża
przybyli w styczniu 1842 roku. W liście do Wiktora Jundziłła z 26 stycznia 1842
roku Mickiewicz wspomina o swojej dawnej znajomości z Guttem i jego przyjeździe
do Paryża 29 – „(Towiański)... był w Litwie urzędnikiem i żył
samotnie z kilku tylko przyjaciółmi, między którymi mam dawnych znajomych. Ci,
porzuciwszy wszystko, zjawili się tu teraz jako rękojmie moralne ich mistrza
(list 658).” A dzień później, pisząc do Bohdana Zaleskiego – „Przybył tu jego przyjaciel, a mój dawny
znajomy, doktor Gutt. Człowiek arcyniepospolity, zdaje mi się, że go Andrzej na
emigracją chowa i swego czasu poznacie go.(ibid., list 659)”
I rzeczywiście,
Ferdynand Gutt szybko stał się znany w emigracyjnych kręgach w Paryżu,
włączając się aktywnie w prace Koła Sprawy Bożej. Miał tam zresztą i innych
znajomych z Wilna. Spotykając na zebraniach Koła Aleksandra Chodźkę, który formalnie
wciąż był urlopowanym konsulem rosyjskim w Smyrnie, wysłuchiwał zapewne
opowieści o spędzonych przez Chodźkę w Persji latach 1832-1841 i jego przyjaźni
z najmłodszym z braci Guttów – Edwardem, dragomanem przy poselstwie rosyjskim w
Teheranie. Ferdynand spotykał się również z politykami francuskimi, których
towiańczycy chcieli przekonać do swoich idei. Ze spotkania z Ludwikiem
Thiersem, byłym premierem i ministrem spraw zagranicznych, a w 1842 roku
deputowanym opozycyjnym, mamy następującą, barwną i emocjonalną relację
Mickiewicza: „Pewna, że Ferdynand na Przyjacielu [Thiers] zrobił wielkie
wrażenie. Słyszałem opowiadanie rozmowy
z trzecich ust, a powtórzono ją nawet z udaniem gestów Ferdynanda. Kto gesta
czyje udaje, musiał ducha jego zachwycić choć trochę. Miałem donieść
Ferdynandowi, co z jego słów zrobiło największe wrażenie. (ibid., list 696 z 11
września 1842 do A.Towiańskiego)”
Jesienią 1842 roku,
pod nieobecność Towiańskiego, doktor Gutt stał się najbliższym
współpracownikiem Mickiewicza w Kole i niemal autorytetem w zakresie wykładni
nauk Mistrza. Dowody tego znajdujemy w listach poety do Towiańskiego, na
przykład w liście relacjonującym chrzest Gerszona Rama: „... Romuald
(Januszkiewicz) po ostrzeżeniu we śnie gotował się był na śmierć... Jego
ostrzeżenie do Staniszewskiego posłał Ferdynand w kopii. ... O ostatnim
zachwyceniu Romualda Ferdynand lepiej potrafi napisać. ... Poradzę się z
Ferdynandem. ... Zawczora, kiedy po modlitwie spać szedłem, wpółdrzemiącemu
stanął mi na chwilę przed oczy Lelewel w bardzo brzydkiej postaci. Tego dnia
Ferdynand miał o nim czucia przykre i ziębiące... Ferdynand zgadza się ze mną,
że z całego Koła teraz Romuald jest najbliższy Ciebie. ... (ibid., list 703, 3
listopada 1842 do A.Towiańskiego)” Ocenę roli Gutta podsumowuje Mickiewicz w
kolejnym liście do Mistrza: „Wszystkich Ferdynand dźwiga i ogrzewa, i teraz
wielką służbę w Kole pełni, szczególnym ku temu darem ubłogosławiony. (ibid.,
list 706 z 25 listopada 1842 do A.Towiańskiego)” . Mickiewicz nazywa Gutta swoim
przyjacielem i przedstawia Edgarowi Quinetowi: „Mon cher Monsieur, ... Je vous
prie de m’autoriser à amener avec moi mon ami le médicin. Ainsi nous serons à
cinque heures chez vous, moi, le médicin, ma femme et les enfants (ibid., list
712 do E.Quinet, styczeń-kwiecień 1843).”
Polskie środowisko we
Francji poruszone zostało w początkach 1843 roku przyjęciem amnestii i
konwersją na prawosławie prominentnego emigranta, księcia Teofila Światopełk
Mirskiego. Była to również okazja dla towiańczyków, by wystąpić publicznie z
potępieniem odstępcy. Wydawany przez Władysława Platera „Dziennik Narodowy” tak
opisuje to wydarzenie 30 .
„Haniebne to
świadectwo zbrodniczej apostazyi dowodzi okropnego zepsucia w niektórych
Emigrantach: mała jest liczba podobnych wyrodków, żadnej wartości ani
politycznej, ani moralnej ci ludzie nigdy nie mieli; i pod tym względem
obchodzić nas nie mogą, ale jako najwierniejsi reprezentanci moskiewskiego
machiawellizmu, który dziś spodlić usiłuje Emigracyą, powinni wywołać w całéj
Emigracyi silny głos obrażonego majestatu religii i patryotyzmu. [...]
Członkowie Sejmu Polskiego, ludzie znamienici różnych opinii politycznych
wspólnie się o to starają, i mamy nadzieję, iż w tych dniach solenna
protestacya z powodu apostazyi Mirskiego podpisaną w Paryżu zostanie i
rozesłaną do wszystkich miast, w których się Bracia Emigranci znajdują.
Tymczasem nie możemy
mieć za złe niektórym ziomkom wyznawcom zasad polityczno-religijnych P.
Towiańskiego , że w dniu 27 b. m. zrobili już swoją protestacyą. Rzecz ta miała
miejsce w następnych okolicznościach: P. Mickiewicz tegoż dnia zaprosił do
siebie reprezentantów głównych opinii politycznych w Emigracyi, dla podpisania
téj protestacyi, lecz kilku zaledwo było obecnych, wśród dość licznie zebranych
uczniów P. Towiańskiego. Po zagajeniu zrobionem przez gospodarza, który
przedstawił potrzebę jednomyślnego odparcia apostazyi Mirskiego, Wojewoda
Ostrowski oświadczył iż wypada się jeszcze wstrzymać z podpisami, aby o ile
można nadać cechę ogólną téj protestacyi; Kasztelan Olizar, przeciwnie,
powiedział że podpisze, i że woli kilka razy podpisać aniżeli obecnie odmówić
swojego podpisu. Poseł W. Plater odmówił swojego udziału w tym akcie z powodu,
że się już zajmują członkowie Sejmu tego rodzaju protestacyą, i że bynajmniej
nie dzieli zasad religijnych P. Towiańskiego, które powinne były być wprzód pod
zatwierdzenie władzy kościelnej rzymskiej oddane, nim zostały udzielone
Emigracyi. P. Mazurkiewicz wyznawający
opinie Demokracyi polskiej uznawał wszelkiego rodzaju protestacyą za
niestosowną, gdyż czyn Mirskiego zanadto jest nizki, aby mógł ją wywołać. Dr.
Korabiewicz członek Centralizacyi Demokratycznéj oświadczył, iż stosownie do
prawidła, którém się ona rządzi, nie może dać swego podpisu bez odwołania się
do niéj uprzedniego. Pan J. Kamiński, niedawno przybyły do Paryża, w imieniu
jednej z gmin paryzkich obiecał protestacyą podpisać, co sprowadziło
przemówienie się z wielką exaltacyą P. Gutta. Nastąpiło wreszcie odczytanie
przez P. Mickiewicza samego aktu, którego text załączamy:
>>My niżej
podpisani dowiedziawszy się, iż rozesłano temi dniami pomiędzy Polaków listy
drukowane z podpisem Xiążęcia Swiatopełka Piasta Mirskiego, w których Mirski
obwieszcza: iż wyjednał sobie przebaczenie Cesarza rossyjskiego, przeszedł z
wiary katolickiej na schyzmę i spodziewa się że inni Emigranci polscy pójdą w
jego ślady; Zważywszy: iż Mirski ustnie zapytany od wysłanych doń w tym celu
rodaków, Goszczyńskiego, Benduskiego i Rutkowskiego, przyznał się żywym głosem
do autorstwa wspomnionych listów; uczuliśmy obowiązek zebrać się w Imię Boże i
ten Mirskiego czyn sumiennie osądzić.
Niżej podpisani
zebraliśmy się roku 1843, dnia 27 marca, i w sumieniach naszych ten Mirskiego
czyn osądziliśmy i potępiliśmy: Jako wysoką zdradę przeciwko narodowi
polskiemu, który myśl Pańską złożoną w wierze i w nadziejach swoich święcie
dochowuje; Jako potwarz przeciwko Emigracyi, która posłannictwu narodowemu
wierna dotrwa ; Jako obelgę przeciwko całemu plemieniu sławiańskiemu, które
wszelką zdradą brzydzi się; Jako niewdzięczność przeciwko siostrze naszej
Francyi, która Mirskiemu przybywającemu w charakterze obrońcy narodowości
polskiej dała przytułek i karmiła Mirskiego chlebem swoim w dniu tym kiedy
Mirski knował na Polską narodowość swój zamach.
Niżej podpisani
postanowiliśmy ten nasz sąd, głos wspólnego czucia naszego, przed Polskę, przed
Francyę, i przed ludy sławiańskie ponieść, a niniejszy akt zachować jako
dokument mający w swoim czasie złożyć się urzędowi, któremu Opatrzność poleci
wymierzanie na ziemi sprawiedliwości narodowej, którąśmy dziś, że przed
obliczem Boga w duchu domierzyli, w sumieniach naszych świadectwo mamy. Paryż,
27 marca 1843 r.<< ”
Obszerny ten cytat
jest interesujący nie tylko ze względu na znaczenie samego wydarzenia. Zwróćmy
uwagę na epizod, w którym P. Gutt przemawia się z P. J. Kamińskim „z wielką
exaltacyą”, a następnie przypomnijmy relację Mickiewicza o spotkaniu Gutta z
Thiersem, której głównym elementem była barwna i zapadajaca w pamięć
gestykulacja Gutta. Wreszcie dodajmy uwagi Krasińskiego o „małej, pieniącej się
i wyjącej” postaci doktora, abyśmy mogli wyobrazić sobie charakterystyczne
zachowania naszego bohatera. Zdarzały się też złośliwości, w których celował
Leon Zienkowicz - „Pszonka”. W albumie satyrycznym „Pszonki” z 1845 roku
czytamy 20: „Było to w karnawale. Na salonach króla de facto (Czartoryskiego) były sceny, bale, koncerta,
tańcujące herbaty. Towiański i spółka wyprawiali także sceny, śpiewy i
deklamacje prorocze. Panna Dejbel śpiewała, Gutt miewał konwulsje na dwanaście
tempów i polował na fruwającego ducha, Towiański perorował, łechtał
uczucie… Jest wieść, że panna Deybell w
chwilach wielkiego wzniesienia się ducha widzi około głowy Towiańskiego gwiazd
dwanaście, Gutt siedm, a Mickiewicz trzy czy podobno już tylko jedną...”
Tymczasem latem 1843
roku Towiański zamierzał odbyć podróż z Brukseli przez Niemcy, do Szwajcarii, a
następnie do Włoch, gdzie planował uzyskanie audiencji u papieża, w celu
przekonania go do Sprawy Bożej. W podróży miał mu towarzyszyć doktor Gutt.
Okazało się jednak, że paszport doktora nie pozwalał na taką marszrutę i trzeba
było wystarać się o nowy dokument. Mickiewicz próbował załatwić formalności
poprzez Aurorę Dudevant, bardziej znaną jako George Sand, mającą znajomości w
rządzie francuskim i sprzyjającą Polsce i Polakom. W tej sprawie pisał do Fryderyka Chopina w połowie maja 1843 r. 29:
„Jeśliby trzeba było dla otrzymania paszportu dowodów urzędowych, masz tu
paszport Gutta ruski i niemiecki, tylko bądź łaskawy, nie zatrać go. (list 733
do F.Chopina, maj 1843)” Chopin
mieszkał wówczas z George Sand i
mógł przekazać jej dokumenty doktora. W liście z 16 lub 22 maja tego roku
Aurora Dudevant sama pisała, że na prośbę Mickiewicza zabiega ona o paszport
dla Guttów. Akcja powiodła się i doktorostwo Guttowie 24 maja wyjechali z
Paryża do Brukseli, aby dołączyć do rodziny Mistrza. Do wyjazdu szykuje się też
Mickiewicz, ale przez cały czerwiec do połowy lipca trwa ożywiona
korespondencja o sprawach paryskiego Koła Sprawy Bożej między kierującym Kołem poetą a przebywającym
przy Mistrzu doktorem. Wyprawa do Rzymu nie przyniosła oczekiwanego skutku i
Towiański wraz z towarzyszącymi mu osobami zamiast audiencji otrzymał nakaz
natychmiastowego opuszczenia Świętego Miasta.
Lata 1844-1845 przyniosły
wydarzenia, które miały doprowadzić do rozejścia się dróg doktora i Wieszcza.
Nieżyczliwi plotkarze twierdzą, opierając się na zasadzie „cherchez la femme”,
że przyczyną była panna Ksawera Deybel. Jej rola w konflikcie między Adamem
Mickiewiczem, Sewerynem Pilchowskim, Ferdynandem Guttem, Stefanem Zanem i Michałem Szweycerem do dziś
budzi naszą ciekawość. Poważni badacze wskazują jednak na rosnące i nieusuwalne
różnice między Wieszczem a Mistrzem w ocenie metod i roli emigracji w
wyzwoleniu Polski jako na przyczynę konfliktu. Takie wydarzenia jak msza za
duszę cara Aleksandra I, przyjęcie amnestii i konwersja na prawosławie Teofila
Światopełka Mirskiego, misja Pilchowskiego - zmuszały przedstawicieli
emigracji, a w szczególności towiańczyków, do określenia swojego stanowiska.
Ale powróćmy do
atrakcyjnego wątku Księżniczki Izraelskiej, o której złośliwe strofy pisał
Słowacki. Jaki wpływ miała Xawera Deyblówna na Mickiewicza, o tym napisano
wiele. Nas interesuje przede wszystkim stosunek do niej doktora Gutta. Oto
relacja samego Towiańskiego, spisana przez braci Januszkiewiczów, a zacytowana
przez J. Kallenbacha 31: „Z siostrą Xawerą kiedy mówiłem, to miała oczy zakryte: inaczej
z nią widzieć się nie mogłem; Xawera, księżniczka izraelska, do wielkich
przeznaczeń gotowana, dziś w spółce z Piekłem, na zabicie chrześcijaństwa.
Magnetyzmem kusi, podbija. Ferdynand przed rokiem nie pisał o tym (z Paryża),
jak pismo Mistrza w Kole przyjęto, tylko arkuszowe listy pisywał o blasku oczu
Xawery. Anna (Guttowa) i
Karolina (Towiańska) po odczytaniu listów tych dostawały
cielesnych boleści.”
Ślady
tego „mątu” widzimy też w liście Mickiewicza do Towiańskiego z kwietnia 1845 r.
29: „Ksawera szczęśliwie wyszła z mątu. Jest u mnie znowu, i w
lepszym stanie niż kiedy. Wszakże to nastąpiło po długich walkach, z wielką z
mojej strony stratą sił i uszczerbkiem zdrowia. Ja od początku czułem Ksawerę w
złym stanie. Ferdynand mnie o to obwiniał, poszły za tym wielkie zamięszania.
Seweryn w chwili łaski i mocy rozbił więzy, których czułem ciężar na Ksawerze.
Ona mi się wydała po przyjeździe w tym stanie, w jakim była żona moja przed
chorobą. Dzięki Bogu, że się to skończyło.(list 823, 1 kwietnia 1845,
A.Mickiewicz do A.Towiańskiego)” Pisząc „po przyjeździe” Mickiewicz miał na
myśli pobyt i powrót Ksawery z „rekolekcji” odbytych przez nią u Towiańskiego w
Einsiedeln, gdzie poddana została intensywnej reedukacji przez Mistrza i jego
rodzinę.
Nie
mogło to nie wpłynąć na pewne oziębienie stosunków między doktorem Guttem a
Mickiewiczem. W listach Wieszcza zaczynają pojawiać się zgryźliwe uwagi i
krytyka postępowania doktora 29. „Prosiłem był bardzo Ferdynanda,
aby mi donosił (choć w kilku słowach) o ważniejszych zdarzeniach, a mianowicie
o tym, jeślibyście miejsce pobytu zmieniali. I tą razą Ferdynand nie pisał, i
tą razą dowiedziałem się o wyjeździe Mistrza skądinąd. Jest to przeciwnością w
służbie. (ibid., list 805, 20 października 1844, A.M. do Karoliny Towiańskiej)”
A w połowie 1845 roku podczas wspólnej podróży do Baden i Berna: „Brata
Ferdynanda zostawiłem w Baden. Pisał do mnie, że będzie w Bern, ale mu nie
odpisałem dla mocnego bardzo wówczas zatrudnienia. Brat Ferdynand pokornie
wszystko przyjmował, ale noty potrzebnej jeszcze nie dał słyszeć. W drodze
zaraz dał się skusić, chcąc jakąś kobietę intrygować, dając jej do zrozumienia,
że my jesteśmy wielcy ludzie! Złowiwszy go na tym owocu, po bratniemu
wytłumaczyliśmy się. Dalszych wiadomości od Ferdynanda nie mam. (ibid., list 826, 1 lipca 1845, A.M.
do A.T.)” Wspomniane pokorne przyjęcie wszystkiego przez Ferdynanda
dotyczyło listu, jaki Towiański wystosował do swego szwagra, zatytułowanego „Do
ducha Ludwika XIV”, w którym surowo zganił Ferdynanda za niechrześcijański ton
i sprowadzanie braci na manowce. Domagał się od niego restytucji i nakazywał
oddać w ręce Mickiewicza chorągiew Sprawy „przez 17 lat z górą w ciągłych a
bolesnych walkach ... wynaszaną 31.”
Problemy
Ferdynanda z braćmi z koła paryskiego nasilały się. W lipcu 1845 roku tak go oceniali - słowami Mickiewicza 29:
„ Bracia poznali w nim zły stan, a Karol powiedział mi, że Ferdynanda spółka z
Mistrzem pewnie jest zatrzymana. Odpowiedziałem Karolowi, że Ferdynand, wezwany
do pewnej duchowej pracy, do pewnego wyższego szczebla, dotąd nie zdołał tej
pracy dokonać, a stąd i swobody, i ruchu właściwego nie ma. Toż powiem innym
braciom, którzy w takiej jak Karol
miłości pytać się mię będą. Ferdynand, ciśniony mocno przez braci, w
ciężkim jest położeniu, szuka u mnie rozwiązania; ja zabroniłem mu wszelkich
tłumaczeń się, bo on rad by akty pokory robić dla ulżenia sobie. Wzywałem, aby
sam ton prostoty w sobie wyrobił i postępowaniem skruchę wewnętrzną okazał.
Rozczulał się Ferdynand i mnie rozczulił mocno, ale jeszcze to nie jest duchowe
rozczulenie! Widzę, że mu przeznaczono przejść przez ciężką próbę. Przed moim
przyjazdem już Karol kazał Ferdynandowi do stróża swojej siódemki udać się i z
nim spółki szukać. Bracia twardo go traktują. (list 827, 14 lipca 1845, A.M. do
A.T.)”
Ale
także Ferdynand pracował nad sobą, co
zostało zauważone przez Mickiewicza: „Brat Ferdynand duchem stał przy mnie, od
spółki wiele wycierpiał, a milczeniem i skupieniem więcej dobrego zrobił. (list
829, 24 lipca 1845, A.M. to A.T., ibid.)” Aż trudno uwierzyć, znając doktora, w
to milczenie i skupienie. Toteż tydzień później w liście do Anny Guttowej
Wieszcz pisze: „Brat Ferdynand po rekolekcji czuje się lepiej daleko i wysilał
się na danie mi tonu czystego. Z bolem wyznaję, że tego polepszenia nie
poczułem. (list 834, 2 sierpnia 1845, A.M. do A.G., ibid.)” I nie można się
dziwić, że tak trudno było się im pogodzić, skoro „Brat Seweryn zawczora
oświadczał, że poczuwa się do grzechów przeciwko mnie, mówił Karolowi, że w te
grzechy Ferdynand go zaciągnął. ... Oświadczył, że dla restytucji chce z Ksawerą
żenić się, pytał o radę. (list 835, 2 sierpnia 1845, A.M do A.T., ibid.)”
Doktor jednak wciąż próbował: „Ferdynand poddany mnie więcej niż kiedykolwiek.
Ale wewnątrz czuję w nim jakąś przepaść niezgłębioną, jakąś nicość. (list 836,
16 sierpnia 1845, A.M. do A.T., ibid.)”. Stan ten trwał do końca tego roku:
„Brat Ferdynand bez postępu. (list 850, 19 grudnia 1845, A.M. do A.T., ibid.)”
– pisał Mickiewicz w grudniu 1845.
Był
to rzeczywiście chyba najtrudniejszy okres życia doktora. Zauroczenie Ksawerą,
niechęć okazywana przez braci, wreszcie ciąża przebywającej latem tego roku w
Paryżu żony Ferdynanda, Anny. Guttowa miała bardzo silną pozycję we wspólnocie
i będąc latem 1845 r. w Paryżu chciała narzucić Kołu swoją koncepcję „jarzma
Chrystusowej wolności”, czemu kategorycznie przeciwny był Mickiewicz.
Spowodowało to kilkumiesięczne zerwanie korespondencji miedzy Wieszczem a
Mistrzem, który popierał Guttową w tym względzie29 (por. list 849,
przypis 1, ibid.). Tymczasem miało się urodzić pierwsze dziecko Guttów, a
Celina Mickiewiczowa takie sny śniła na temat tych urodzin: „Celina, której sny
są znaczące, miała sen, że matka jej nieboszczka przyjmowała dziecko
Ferdynandowej, objawiła szczęśliwe rozwiązanie i przyjście na świat syna. Oby
to Bóg zdarzył! ... Celiny sen tym bliższy prawdy, że ona, nic nie wiedząc o
położeniu Ferdynanda, widziała go we śnie smutnym, samotnym, żałującym, że przy
rozwiązaniu żony być nie może. (list 827, 14 lipca 1845, A.Mickiewicz do
A.Towiańskiego, ibid.)” Bóg jednak zdecydował inaczej i w 1846 roku Anna powiła
córkę, której nadano imię jej ciotki, żony Mistrza i Pana, Karoliny.
Zwalczający
towiańczyków od kilku lat bracia Zmartwychwstańcy uaktywnili się na początku
1846 roku, widząc w konflikcie Mickiewicza z Mistrzem i z kołem szansę na
rozbicie grupy i zawrócenie jej członków na łono Kościoła rzymskiego.
Początkowo spotykał się z nimi Mickiewicz i Karol Różycki, mianowany przez
Towiańskiego bratem Wodzem. Mowa o tych spotkaniach w listach Mickiewicza do
ks. Hubego i w relacjach księży Duńskiego i Kajsiewicza, którzy tak opisują
jedną z rozmów 33. „Wybraliśmy się z ks. Duńskim i zastaliśmy Adama
z dr. Guttem... Przyjęli nad podziw uprzejmie... Usłyszawszy powód naszych
odwiedzin, oświadczyli się najuroczyściej i zaklinali, przyklękając i na krzyż
łamiąc ręce: iż są i chcą być zawsze, chcą żyć i umierać, w tym samym i jednym
Kościele Chrystusowym katolickim, apostolskim, rzymskim, że wierzą w Chrystusa,
Pana jedynego i prawdziwego Syna Bożego, prawego i ostatecznego Mesjasza,
zbawiciela świata i pośrednika przed Bogiem; że wierzą w Sakrament
Ołtarza, jak i w inne sakramenta; że
gotowi umrzeć i dać się umęczyć za wiarę i Kościół, nad wszystko podniesienia i
rozszerzenia tego Koscioła pragnąc; że Towiańskiego uważają jedynie za
człowieka przysłanego dla obudzenia gorętszego chrześcijańskiego uczucia i
wprowadzenia w życie ewangelji, niedość powszechnie, niedość sumiennie i
wiernie dopełnionej. ... Dodali arcyważne wyznanie: iż jako ludzie świeccy,
neobeznani dokładnie z nauką Kościoła, mogli w pierwszym zapale wiele rzeczy
niedokładnych powiedzieć, wyrazów niedość trafnych i źle brzmiących używać, że
to i dziś jeszcze i na potem zdarzyć się może, ale że chętnie się zawsze obaczą
i rady przyjmą...” Musimy tu wyjaśnić, że o ile przynależność Mickiewicza do
Kościoła katolickiego nie ulegała wątpliwości, to dr Gutt wychowany był w domu
w religii kalwińskiej. Jeszcze w 1836 roku pisał do przyjaciela o czci swojej
dla rodziców, którzy przekazali mu najważniejsze duchowe wartości. Jednak pod
wpływem Towiańskiego Gutt przeszedł na katolicyzm (zwierzał się z tego w 1856
roku proboszczowi parafii Unterstrass-Zurich, gdzie mieszkali Guttowie i
Towiańscy 37). Towiański nawrócił w ten sposób wielu innych swoich
przyjaciół innowierców, na przykład Noskowską 34 w Warszawie,
opiekująca się pozostawionymi w Polsce dziećmi Towiańskich..
Tymczasem
konflikt miedzy Mickiewiczem a Towiańskim osiągnął apogeum. Na początku lutego
1846 poeta wyjechał w towarzystwie Eustachego Januszkiewicza do Mistrza do
Szwajcarii, aby przedstawić mu swoje pretensje. W relacji Zmartwychwstańców
wyglądało to następująco 33: „ Adam zerwał z Mistrzem, bo na
przełożenie, że przez pięć lat Gutt, Guttowa i inni bracia niszczyli i psuli
roboty Koła, Mistrz sprawiedliwości nie uczynił. Prześladowanie Adama w Zurychu
za ‘ton morzący’, zapowiedzenie jemu, że umrze, przygotowania Adama na śmierć,
testament, ostatnia noc; co mu stanęło przed oczy. Energiczne ustne
wypowiedzenie Mistrzowi całej prawdy 27 marca w Zurychu. Pismo Mistrza z 28
marca o upadku Adama i zerwaniu braterstwa; nazajutrz 29 drugie pismo, że
połączeni na wieki, że powinien dalej urzędować. To ostatnie brat Karol
przyniósłszy, oddał Adamowi na klęczkach. Adam: - Przyjmuję na kolanach, jak
dotąd przyjmowałem pisma Pana, ale urzędowania
przyjąć nie mogę inaczej, aż się Mistrz zgodzi, abym je sprawował według
własnego uczucia mojego.” Mistrz się nie zgodził. Od tego czasu nastała schizma
wśród towiańczyków, część przeszła pod rozkazy brata Wodza Różyckiego,
pozostali wsparli Mickiewicza, który całkiem otwarcie sprzeciwiał się
zaleceniom Towiańskiego. Ferdynand Gutt zniknął chwilowo z Paryża, w którym
walczyły z sobą dwa Koła.
Ferdynandostwo
mieszkali teraz przy Mistrzu, ciesząc się właśnie urodzoną córeczką, mając
mniej możliwości zajmowania się duchami braci w dalekim Paryżu. Mickiewicz po
raz pierwszy od zerwania odezwał się do doktora Gutta w czerwcu 1847 roku, aby
prosić go o przyjęcie generała Gedroycia z żoną i niepełnosprawnym umysłowo
synem i dyskretne zbadanie młodego człowieka przed wizytą u Towiańskiego 29:
„Zwierzam się też tobie, że mam przeczucie, że ten chory może być uzdrowiony
przez Mistrza. ... Piszę do ciebie i z
tego powodu, że jako lekarz zapewne sam naprzód wszystko obejrzysz i braci tam
obecnych i siostry wezwiesz do wspólnej pracy. (list 881, 8 czerwca 1847,
A.Mickiewicz do F.Gutta]” Niestety Napoleon Tadeusz Giedroyć był nieuleczalnie
chory, a Towiański uchylił się od udzielenia pomocy twierdząc, że cierpienie
jego było skutkiem win rodziców i przodków.
Uwięzieni apostołowie
„Osoby
otaczające Mistrza mówiły pokątnie, że Mistrz wziął już pasport do Anglii i tam
Sprawę przenosi. ... Służba nasza we
Francji apostolska...”[list 938, 16 maja 1848, A.Mickiewicz do J.Łąckiego,
ibid.)” – pisał Mickiewicz do Juliusza Łąckiego z Mediolanu w maju 1848 roku.
Nic bardziej mylnego. Mistrz nie tylko nie myślał przenosić Sprawy do Anglii,
ale sam 28 maja przybył do ogarniętego rewolucją Paryża. Towarzyszyła mu żona,
szwagrostwo Guttowie i Stanisław Falkowski. Próba zamachu rewolucyjnego nie
powiodła się, na ulicach wojsko krwawo tłumiło zamieszki. W końcu czerwca w
Paryżu ogłoszono stan oblężenia, a władzę przejął generał Cavaignac. Towiański
już na początku czerwca wzywał Mickiewicza do powrotu z Włoch, gdzie poeta organizował
polski legion. Mickiewicz pojawił się w Paryżu 10 lipca 1848 o godzinie 10
wieczorem, jak zanotował Goszczyński 35: ” O tej samej godzinie
komisarz policji Hébert otrzymał rozkaz aresztowania Mistrza.”
Faktycznie
Towiańskiego i Gutta aresztowano 11 lipca, oskarżono o „wichrzenia polityczne”
i osadzono w Conciergerie. Wydarzenia te szczegółowo opisuje włoski uczeń
Mistrza, Tancredi Canonico, na podstawie relacji świadków, notatek Gutta i
listów Towiańskiego do rodziny 27.
„Przyzwyczajony
do bardzo rannego wstawania, 11 lipca 1848 r., o 6 z rana pracował właśnie nad
pismem, które miał przedstawić Zgromadzeniu Narodowemu czego Bóg od Francyi
wymaga, aby oddalić klęski poczynające już dotykać ją obecnie i większe jeszcze
klęski oczekujące ją w przyszłości, kiedy usłyszał silne stukanie do drzwi.
Trzech ludzi wchodzi, przepasują się szarfami i żądają widzieć się z nim. Z
nich dwaj, komisarz policyi Hébert i inny jakiś urzędnik, wchodzę do jego
pokoju. I Hébert wydobywa rozkaz aresztowania jego i Ferdynanda Gutta, wzywając
ich aby się za nim udali, a tymczasem przystępują do rewizyi i zabrania
papierów. Przed wyjściem Towiański otrzymuje pozwolenie wypicia herbaty, poczem
wraz z Guttem wychodzi w towarzystwie ajentów policyjnych, już ułagodzonych
jego zachowaniem się pełnem prostoty i szczerości.(str.35-36, ibid.)”
Karolina
Towiańska starała się o widzenie z mężem. „Otrzymawszy pozwolenie, pani
Towiańska z siostrą (żoną Gutta) i pułkownikiem Różyckim poszła odwiedzić
więźniów. Nazajutrz o 5 z rana przyprowadzono innych aresztowanych, a między
nimi dwóch Polaków z Poznańskiego. O 11-tej Towiański i Gutt zostali
przesłuchani, poczem Gutt usłyszawszy że więźniowie znajdujący się w dziedzińcu
będą wysłani do fortów, nalegał na powrócenie do celi, ale Towiański
potrzebując powietrza i ruchu, wolał pozostać w dziedzińcu.(str.39, ibid.)”
Przyjaciele
i wyznawcy Towiańskiego nie ustawali w staraniach o jego uwolnienie. Niestety
władze nie udzielały już zgody na widzenie, a generał Cavaignac obiecał jedynie
przyspieszenie procesu. „Codziennie przybywali nowi więźniowie. Dla utrzymania
w sobie życia wewnętrznego, Towiański wciąż się przechadzał, a zawsze spokojny,
zawsze pogodny. Oczy wszystkich zwracały się ku niemu, a wielu ze zdumieniem
pytali Gutta: « Ale kimże jest ten człowiek? ». (s.40, ibid.)”
Przedłużające
się brak wolności, przepełnienie i trudne warunki bytowe w więzieniu
spowodowały, że Towiański zachorował. „Pułkownik Dumoulin, już od maja
uwięziony, zauważywszy Towiańskiego przez okno swojej celi, oburzył się widząc
go w takim ścisku wystawionego pomimo choroby na słotę i prosił dyrektora aby
go bardziej po ludzku traktowano .. I sam Towiański, z powodu choroby swojej,
prosił aby mu dano izbę, ale że wolnej nie było, Dumoulin ofiarował mu swoją
własna. Towiański przyjął z wdzięcznością i spał tam przez dwie noce. Tymczasem
pogłoski o przeniesieniu do fortów powtarzały się coraz częściej. Męczący
niepokój opanował wszystkich więźniów. Dozorcy podwoili surowości i czujności.
Zaledwo Guttowi pozwalali spać w korytarzu, wyłączajac od tego Guereta i
Margota. Towiański pocieszał ich słowami tak wzruszającemi, że Margot zawołal:
«Ależ to jest niebo na ziemi!». Rozkaz przeprowadzenia do fortów nadszedł
rzeczywiście. Rano 22 lipca powiązano tych, którzy mieli wyruszyć. Gueret i
Margot smutnie żegnają się z Towiańskim. Gutt ich pociesza przypominając im
słowa od niego usłyszane, które ich tak wzruszyły. Wkrótce potem dozorca mówi
do Towiańskiego: «Gotuj się i pan do drogi». On był już ubrany i gotów, ale mu
coś w sercu mówiło że się tak nie stanie. Jakoż po chwili dozorca Duberry
powraca rozpromieniony i mówi mu: «Wszystko skończone, pan zostajesz». Toż samo
spotkało Gutta, pułkownika Dumoulin i p. Monbard...(ibid.)”. Po odprawieniu
pierwszego transportu więźniów do fortów sytuacja nieco się poprawiła i 23
lipca Towiański pisał: „Kierunek nasz z wyjściem towarzyszów zmieniony; - dano
mi z Ferdynandem kwaterkę, lubo ciasną, ale o ile to w więzieniu być może,
najwygodniejszą, bo drzwi na noc nie ryglują się i korytarzyk wolny do
przechadzki: celki jak w klasztorze. Niezamykanie drzwi jest to wielkie
dobrodziejstwo w więzieniu. (ibid.)”.
„W
owych dniach Towiański pisał list do Zgromadzenia Narodowego. Gutt ten list
tłumaczył na francuski i przepisywał na czysto. „Uderzony doniosłością onego,
długo rozmawiał o tem z Towiańskim; a te rozmowy dziwnie go ożywiały i
zasilały. Jako wierny i oddany przyjaciel, Gutt notował codziennie to co robił
Towiański i wrażenia jakie czyny i słowa jego sprawiały, czuwał nad tem aby mu
jak najmniej przeszkadzano, tłumaczył na francuskie to co Towiański pisał po
polsku, objaśniał to Francuzom, towarzyszom więzienia, i prosił ich o
poprawianie myłek językowych.( ibid.)”
W
końcu lipca sprawę Towiańskiego badała komisja wojskowa i stwierdziwszy, że
zarzuty mu stawiane są poważne, skazała go na wywiezienie do Cayenne. Podobna
decyzja wydana została wobec Ferdynanda. W sprawie uwięzionych interweniowali
Różycki i Mickiewicz. Generał Cavaignac wstrzymał wykonanie wyroku w sprawie
Towiańskiego, ale nadal przetrzymywał Mistrza w więzieniu. Niestety, 14
sierpnia wiadomo już było, że Ferdynand zostanie wywieziony. Towiański
powiedział Guttowi: ”Mój drogi, wkrótce się rozłączymy». „Jakoż, tegoż samego
dnia wołają Gutta i każą mu gotować się w drogę do fortów. Gutt nie ukrywa
wzruszenia, ale cierpi nie tyle nad oczekującym go losem, jak nad niedostatkami
które sobie wyrzuca i w których widzi przyczynę kary, jaka go spotyka przez
rozdział z przyjacielem, czcigodnym dobroczyńcą swoim. Dnia 15 o pół do piątej
rano, prowadzą go na korytarz, gdzie rozmawia z p. Delambre, reprezentantem
ludu, również uwięzionym. Towiański odprowadza Gutta aż do furtki, zasila go
praktycznemi radami, mówi mu o tonie w jakim się utrzymywać powinien, żyjący
tego tonu przykład sam w sobie mu stawiąc. O szóstej przeprowadzają Gutta do
fortów, wraz z wielu innymi więźniami. Delambre był tak wzruszony słowami i
zachowaniem się jego, że tegoż samego dnia napisał o tym wypadku list z którego
Le Représentant du Peuple z 18 sierpnia ogłosił następujący wyjątek: «Między
odchodzacymi dzisiaj znajduje się lekarz Polak, gorliwy zwolennik Towiańskiego,
człowiek przedziwnej słodyczy i rezygnacyi. Przybył on 28 maja do Paryża, gdzie
znał tylko swego ukochanego mistrza. Przez owe cztery dni nie wychodził wcale,
jak mi mówił, i pocóżby zresztą wychodził, nikomu nieznany i nieznający Paryża?
Wywożą go. ‘Bóg dopuszcza, że przemoc dotyka mnie, który jestem tylko
pospolitym i nędznym człowiekiem’ - rzekł do mnie na odchodnem - pocieszam się
tem, że mistrz mój zostaje. W nim jest moc i potęga. Opatrzność Boska nie
dopuści zapewne tego, aby człowiek tak potrzebny ludzkości jak on, miał nędznie
zgasnąć wśród męczarni deportacyi ». List ten wywarł wielkie wrażenie w
publiczności i w samem nawet więzieniu. Delambre mówiąc o Gucie, zwykł był
dodawać: «mówi mało, ale słowa jego dają zawsze otuchę». [...] Tymczasem Gutt,
po dwóch dniach pobytu w Fort de l’Est miał być wywiezionym do Kayenny.
Przyjaciele otrzymali pozwolenie odwiedzenia go i usiłowali raz jeszcze wstrzymać
jego wyjazd. Oto co pisze w tym przedmiocie p. Towiańska do męża d. 17
sierpnia: « Wracamy teraz z Fort de l’Est. Dziś Ferdynand ma wyruszyć z
drugimi. Widzieliśmy go. Jest poddany. Przez nas prosi Cię o błogosławieństwo.
Dziś p. Bertrand przedłożył świadectwa i dowody niewinności jego jenerałowi
Cavaignac. Bardzo słabą mamy nadzieję. Już za późno. Chodziliśmy jeszcze do
prefekta policyi, aby, jeżeli to jest w jego mocy, zażądał odprowadzenia
Ferdynanda do Conciergerie. Sekretarz zapewnił nas że jenerał Cavaignac dziś
jeszcze będzie uwiadomiony o błędzie który został popełniony przez odłączenie
Ferdynanda od Ciebie. List ten piszę w Batignolles. Wróciwszy do domu nie
będzie już czasu posłać Ci tego czego potrzebujesz. Jutro zawczasu odwiedzimy
Ciebie, mamy na to pozwolenie. Jesteśmy bardzo strudzone. Chociaż wolno nam
było widzieć się z Ferdynandem, musiałyśmy jednak kilka godzin czekać zanim
kapitan wpuścił nas do niego. Tu wcale inaczej jak w Conciergerie». ( ibid.)”
O
uwolnienie Mistrza i doktora starała się cała społeczność towiańczyków, a
Mickiewicz z Różyckim pisali listy do władz i do prasy. Jednak okazało się, że
najskuteczniejsza była Celina Mickiewiczowa, która udała się prosto do generała
Cavaignaca i zrobiła mu awanturę, nie bacząc na etykietę i procedurę. W ten
sposób wymogła od niego ustną zgodę na uwolnienie Towiańskiego 27
(przypis 1 do listu 981), co Cavaignac wielokrotnie później z pretensją
wypominał. Przeniesiono Mistrza do maison de santé, początkowo jako więźnia,
później uwolniono i leczono. 15 sierpnia
władze wysłały Gutta z Conciergerie do fortów, skąd transportowano więźniów na
zesłanie do Cayenne, do Gujany Francuskiej. Towiańczycy rozpoczęli wtedy akcję,
mającą na celu połączenie sprawy Gutta ze sprawą Towiańskiego, co w końcu się
udało. Geritz, żołnierz legionów mickiewiczowskich, pisał do Dziekońskiego 25
sierpnia 36: „Ferdynanda Gutta już z Fort de l’Est wysyłanego Adam
godzinę przed wywiezieniem sztafetą od prefekta zatrzymał i do Conciergerie
przeniósł.” Ostatecznie Ferdynand opuścił więzienie dopiero 14 listopada 1848 27
, skąd udał się do Awinionu, miejsca pobytu Mistrza. Przebywali tam ze swoimi
rodzinami jeszcze pół roku, aż wreszcie osiedli na stałe w Zurychu w
wynajmowanym wspólnie domu przy Unterstrasse.
Drugie Koło
Po
osiedleniu się w Zurychu Towiański ograniczył działalność publiczną i skupił
się na praktykowaniu swoich zasad etycznych w kręgu rodziny, przyjaciół i
odwiedzających go wyznawców Polaków, Francuzów i Włochów. Bliskie dotąd
kontakty z kołami paryskimi niemal ustały w wyniku rywalizacji między Różyckim
a Mickiewiczem i intensywnej pracy niepodległościowej tego ostatniego. Dom
Towiańskiego w Zurychu stał się więc nowym, samodzielnym Kołem Sprawy Bożej z
Mistrzem jako jego głową. Członkowie jego rodziny nadal prowadzili działalność
misyjną, bo tak można rozumieć różne akty i wystąpienia głoszące Sprawę Bożą
wobec osób, z którymi się spotykali. Jedną z takich misji Ferdynanda Gutta były
spotkania z proboszczem parafii katolickiej w Zurychu, księdzem Kählinem, z
których pozostała spisana przez doktora nota, dająca bardzo ciekawe świadectwo,
charakteryzujące samego doktora oraz sposób praktykowania wiary przez braci
towiańczyków. Oto własny głos Ferdynanda Gutta 37.
„Zurych, lipiec 1856.
Księże Proboszczu!
W
ostatnich rozmowach naszych otworzyłem Ci duszę i opowiadałem o stosunkach
moich z Andrzejem Towiańskim. Na żądanie twoje, streszczam pokrótce w tej nocie
główne punkta, o których mówiliśmy.
Głęboko
czuję i przekonany jestem, że Andrzej Towiański otrzymał od Boga misyą w
Sprawie odkupienia, dla tryumfu Pana naszego Jezusa Chrystusa i Kościoła Jego.
Mam nadzieję, że słowa te nie zadziwią Cię, księże Proboszczu: mocen jest Bóg użyć wszelkie stworzenie za
narzędzie swoje, a chociażby narzędzie to wydawało się w oczach ludzkich
niegodnem, nie mniej przeto człowiek obowiązany jest pokornie uznać i spełnić
wolę Pańską. Prawdziwa miłość rozpoznaje co idzie od Boga i w wolności
chrześcijańskiej przyjmuje to od kogo bądź, a odrzuca co idzie od złego, bez
względu na narzędzie przez które to przechodzi.
Znam
Andrzeja Towiańskiego od 1809 r. Już od owego czasu, w którym byłem jeszcze
współuczniem jego, miałem go za człowieka nadzwyczajnego, ale dopiero 1828 r.
17 marca, po raz pierwszy Bóg dał mi czucie i przekonanie o misyi jego. Odtąd
czucie i przekonanie to wzmagały się we mnie z dniem każdym, aż nareszcie misya
jego stała się nawet dla zmysłów moich widoczną.
[...]
A
teraz pozwól mi jeszcze, księże Proboszczu, przedstawić sobie, acz treściwie i
niedostatecznie, dobrodziejstwa które osobiście otrzymałem od tego sługi
Chrystusowego. Protestant z urodzenia i wychowania, jemu zawdzięczam, żem
wszedł na łono Kościoła katolickiego. Patryota zapalony, ale nie rozróżniający
miłości ojczystego kraju od nienawiści ku jego nieprzyjaciołom, jemu winienem
to, żem poddał mój patryotyzm prawu Chrystusa, żem oczyścił i podniósł moją
miłość ojczyzny, wykorzeniając z głębi mej duszy wszelkie uczucie
niechrześcijańskie względem jarzmicieli narodu mego, którzy, bądź co bądź, są tylko
narzędziami kary Bożej, którą on własnemi grzechami ściągnął na siebie. Lekarz,
jemu zawdzięczam to widoczne błogosławieństwo Boskie, jakiegom doświadczył w
sprawowaniu powołania mojego, on to bowiem okazał mi, jak lekarz chrześcijański
może i powinien stosować prawo Chrystusa do leczenia chorych; że powinien on
utrzymywać w sobie pokorę i bojaźń Bożą, czując, że nauka i biegłość jego o
tyle tylko niosą pożytek i osiągają cel swój, o ile on sam zasługuje na to, aby
być narzędziem łaski i miłosierdzia Bożego dla chorego.
Znając
Męża tego od dzieciństwa i żyjąc z nim przez lat tyle w ścisłych stosunkach,
widziałem zawsze, że jedynym celem życia jego jest spełnienie Woli Bożej, ze
szczególna łaska i błogosławieństwo wspierają wszystkie czyny jego; że w skutek
ofiary, utrzymywanej we wszelkiem położeniu, w jakiem go Bóg stawi - znajdował
się on już nieraz w położeniu niezmiernie trudnem - jawi on zawsze i wszędzie
charakter chrześcijański, wierność Bogu, prawdzie, prawu Chrystusa Pana tak, że
nigdy nie widziałem nic podobnego w żadnym innym człowieku; a to wszystko
umacniało mię coraz bardziej w tej wierze i wtem niewzruszonem przekonaniu, że
Mąż ten jest prawdziwym Sługą Chrystusa, że Bóg włożył na niego misyą
nadzwyczajną, aby przezeń objawić miłosierdzie Swoje nad Kościołem i nad
światem.
Dlatego
to, idąc za głosem sumienia, od r. 1828 poświęciłem się całkowicie Sprawie
Bożej, którą Mąż ten czyni; dla tego też w rok po jego wyjeździe z kraju,
pospieszyłem połączyć się z nim za granicą. Opuszczając świetne stanowisko i
wyrzekając się świetniejszej jeszcze przyszłości, jakiej się mogłem spodziewać
w ojczyźnie, stałem się dobrowolnym wygnańcem w tym jedynie celu, aby wedle
słabych sił moich dzielić trudy Męża Bożego i służyć wielkiej Sprawie
chrześcijańskiej, którą on czyni. - A dziś, kiedy z nad otwartego przede mną
grobu spozieram na przeszłe me życie, jasno widzę i z ręką na sercu świadczę,
że przez cały ten długi szereg lat, łaska i błogosławieństwo Boże, pokój i
radość duszy, szacunek ludzki i pomyślność ziemska, słowem wszystko, co stanowi
duchowe i doczesne szczęście, spływały na mnie o tyle, o ile usiłowałem
urzeczywistniać święte nauki Sługi Chrystusowego, mojego ukochanego Mistrza.
Czułbym
się bardzo szczęśliwym, księże Proboszczu, gdybym pozyskał spółkę twoją
chrześcijańską w tem, co Ci przedstawiłem w rozmowach naszych i co Ci dziś
przypominam w niniejszej nocie. Racz przyjąć itd., Ferdynand Gutt ”
Prawdopodobnie
w drugiej połowie lipca, a może w sierpniu 1859 roku Ferdynand miał okazję, po
blisko dwudziestu latach od zerwania kontaktów, spotkać się z Aleksandrem,
swoim młodszym bratem. Aleksander, który był wtedy radcą Prokuratorii Królestwa
Polskiego i mieszkał w Warszawie, wyjechał na kurację do Karlsbadu. Jako
urzędnik państwowy, ale przede wszystkim jako bardzo racjonalny i daleki od
egzaltacji człowiek, wytrwale wyznający kalwińską wersję chrześcijaństwa, Aleksander potępiał decyzję brata o
emigracji, nie akceptował idei towiańczyków. Od 1858 roku był członkiem
konsystorza kościoła reformowanego w Królestwie Polskim. U schyłku życia
zapragnął jednak pojednać się z bratem i doszło na pewno do spotkania z
Ferdynandem i z Andrzejem Towiańskim, nie wiemy kiedy i gdzie, ale możemy o tym
spotkaniu przeczytać w liście Towiańskiego do Aleksandra. List ten nie jest
datowany, ale przytoczone okoliczności wyraźnie wskazują na rok 1859 25:
„Kochany Aleksandrze, Kolego mój
szkolny!
Wedle
przyrzeczenia, przesyłam ci słów kilka koleżeńskiej szczerości. Ufam, że to
przyjmiesz w tekiem czuciu w jakiem daję. Zaczynam od początku naszego, od
starożytności naszych.
Właśnie
w tych dniach kończy się lat pięćdziesiąt jakeśmy kochany Aleksandrze,
pierwszykroć usiedli na jednej ławie szkolnej; nie pamiętam czyto Skoczowski
czy Łabieniec przewodził temu początkowi koleżeństwa naszego; byliśmy wtenczas
tak blisko siebie i ciałem i duszą naszą, podobne były nasze myśli, uczucia i
chęci, toż samo było dążenie nasze. O Boże mój! Jakżeto od tego czasu
oddaliliśmy się od siebie, jak drogi nasze rozeszły się, bo ty kolego potępiłeś i potępiałeś przez
lata to, co ja najwięcej czciłem i czemu całą duszą poświęcałem się,
potępiałeś, na szczęście twoje, sądem człowieka tylko, bo sąd ducha twojego w
skrytości inaczej wyrokował. – Przeglądając przeszłość swoją, zgłębisz i dopełnisz
co ci tak ogólnie wyraziłem, zostawiam to czuciu twojemu; przyjmij tylko na
teraz tę pierwszą i ostatnią wymówkę moją: „Kochany kolego, nie dotrzymałeś ty
mnie koleżeństwa twojego!”
W
tym czasie rozdziału naszego myśląc nieraz o tobie, o dążeniach twoich,
myślałem sobie i powtarzałem to pomiędzy swoimi, że ten rozdział nie idzie z
głębi duszy Aleksandra, nie idzie z zarodu jego który od początku poznałem i
pokochałem, że Aleksander, taki jakim sie okazuje, nie jest tem czem jest w
istocie, że przyjdzie godzina Boża dla niego, a wtenczas okaże się on czem
jest, okaże życie swoje własne, wedle zarodu, wedle gatunku ducha swojego. – I
nie zawiodłem się w tych nadziejach moich: zmiłował się Bóg, i skierowały się
już nieco ku sobie tak rozszczepione drogi nasze. Dzięki niech będą za to
miłosiernemu Twórcy, który rozbudził w tobie chęć zbliżenia się do brata, a
ztąd i do nas naznaczonych być braćmi twoimi, który dał tobie acz ogólnie
poczuć Sprawę swoją, dał poczuć acz w części że to, co ty sądem człowieka potępiałeś
przez lata jako błoto w którem kala się brat twój, jest wodą żywota wiecznego,
którą, w tych wielkich dniach epoki chrześciańskiej, miłosierdzie Boże wylewa
na świat zmarły, dla ożywienia go, aby człowiek, jak to naznaczono jest w
sądach najwyższego Ojca, żył w wolności, w radości, w szczęściu doczesnem, a
tak żyjąc, aby pracował na zbawienie wieczne. Takto spękał się już ten mur
który nas przez lata przedzielał, i pełen jestem nadziei że wkrótce runie on do
ostatka, że drogi nasze zejdą się, że koleżeństwo nasze młodociane ożyje,
podniesie się i na stopniu właściwym teraźniejszemu wiekowi naszemu zajaśnieje.
[...] Napisz więc kochany Aleksandrze jaka jest w tym względzie wola twoja, a
skoro choć jednem słowem okażesz mi przyzwolenie twoje na to, będę się starał
bez zwłoki usłużyć tobie. W każdym zaś razie, jakakolwiek będzie wola twoja, ja
czystym będę przed tobą teraz i w przyszłości, bo pragnę służyć ci z całą
wiernością sługi chrześcianina, dla dobra twojego prawdziwego, doczesnego i
wiecznego...”
Nie
wiemy, czy i jak rozwinęły się dalsze kontakty. Aleksander zmarł w grudniu 1862
roku. Po roku 1860 mało mamy informacji
o losach doktora Gutta. Oddajmy więc głos Canonico, który tak wspomina ten czas
27 . Guttowie byli jednymi z ważniejszych postaci w wąskim kółku
rodzinnym Towiańskiego. Ferdynand, który „...przybył za nim do Francyi; dzielił
jego prześladowania i więzienie, i pozostał przy nim do śmierci. Czuwał nad
zdrowiem jego z troskliwością bratnią i prawdziwie synowskiem poświęceniem. Tę
trochę którą zarabiał jako lekarz wśród niezamożnych po większej części
pacyentów (tembardziej że ubogich leczył bezpłatnie), oddawał do kasy domowej.
Przejęty głęboką czcią dla misyi przyjaciela i szwagra, miał przed oczami
jedynie dopominek i wezwanie Boże, słowem męża tego tak żywo głoszone, duchowe
i polityczne odrodzenie się przez przyjęcie tego słowa dokonać się mające na
świecie, pałał żądzą aby wszyscy poczuli je i w praktykę wprowadzili, i
wszystkich do tego pobudzał z niezmordowana gorliwością.
Głęboko
i jasno odczuwał polityczną sytuacyę niektórych krajów i jej zależność od
moralnego ich stanu; słowo jego mające w sobie coś proroczego, było zawsze
zwięzłe, trafne, dosadne. Miał wielką miłość dla Włoch, i lepiej od nas samych
czuł zalety i wady naszego narodu. Chętnie byłby oddał życie byle się Włochy
podniosły do wysokości powołania swojego, którego poczucie budził w duszach
ognistemi słowy swojemi. Ta to miłość przyprowadziła go w 1860 r. do Włoch,
gdzie wraz z nami udał się na Caprerę, pomimo trudów i niebezpieczeństw które
ta podróż przedstawiała wówczas, zwłaszcza w burzliwej porze roku i w jego
podeszłym już wieku. Znając go, niepodobna go było nie kochać.
Przy
rodzinie w Zurychu, znajdowały się wychowywane w tymże duchu młodsze dzieci
Towiańskiego i córka Guttów. Urodzone już po wyjeździe rodziców z Polski,
wzrastały one, rzec można, pod naszemi oczami, stawały się naszymi
przyjaciółmi, a niektóre z nich były nawet dla nas przykładem spełniania
wspólnego powołania naszego. Elżbieta Towiańska, zmarła w 1861 r. mając lat 15;
jej siostra Anna, pierwsza żona Michała Kulwiecia, zmarła w 1877, w
trzydziestym trzecim roku życia; kuzynka ich Karolina Guttówna, żona Józefa
Jaworskiego, zmarła w 1873, przeżywszy lat 27, - te dusze wybrane zostawiły w nas niezatarta pamięć wysokich
cnót chrześciańskich.”
Uzupełniając
słowa Tankreda Canonico warto przypomnieć, że jedyna zachowana fotografia
Ferdynanda Gutta, przechowywana obecnie w Muzeum Literatury w Warszawie,
została zrobiona właśnie w 1860 roku podczas jego pobytu we Włoszech. Ferdynand
stoi upozowany w atelier, z kosturem w ręku, obok kolumny, niewysoki, w
znoszonym surducie. Wygląda na zdjęciu poważnie: proste brwi, chmurne oczy,
szeroka, wyrazista szczęka, mocno zaciśnięta. Ten szeroki podbródek jest cechą
charakterystyczną Guttów, ma go na innym zdjęciu jego kuzynka Lisa, córka
stryja Teodora Natanaela Gutta z Gniewu.
Zakończenie
Śmierć
Ferdynanda była ciosem dla zurychskiego środowiska towiańczyków, tym bardziej,
że była początkiem końca tego koła. Canonico komentuje te wydarzenia
następująco 27 : „W ciągu ostatnich siedmiu lat życia jego
(Towiańskiego – przyp. autora), do boleści ducha i cierpień fizycznych, o czem
już wspomniałem, przyłączyły się jeszcze i cierpienia bolejącego serca. Śmierć
zabierała mu raz po raz wszystkich najdroższych krewnych przy nim zostających.
Już 26 grudnia 1871 r. szwagier i najdawniejszy przyjaciel jego, Ferdynand
Gutt, odumarł go przenosząc się do lepszego świata. Rychło potem zmarli w
młodym wieku i w krótkich po sobie odstępach: Józef Jaworski, zięć Guttów, żona
jego, Karolina, córka Guttów, i Anna Kulwieciowa, córka Towiańskich. A 12 marca
1878 r. zeszła z tego świata Anna Guttowa, siostra żony Towiańskiego, starsza
od niej wiekiem, a równie jak ona, prawdziwy żołnierz Chrystusa Pana.”
Odejście
doktora Gutta zostało odnotowane zarówno na emigracji, jak i w kraju. E.J.
zamieścił w Roczniku Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu za lata
1870-1872 następujący, niezbyt ścisły nekrolog 38 : „Gutt Ferdynand,
najstarszy syn powszechnie szanowanego w Wilnie aptekarza, urodził się tamże,
po 1790 roku, i ukończywszy nauki lekarskie w uniwersytecie wileńskim, w
rychłym bardzo czasie zyskał licznych klientów, poświęcając cały czas zawodowi
jaki obrał. W roku 1840 poślubił Annę Maxównę, siostrę pani Andrzejowej
Towiańskiej, i ztąd zawiązały się bliższe stosunki ze szwagrem, którego
uznawszy za mistrza swojego, przybył z nim do Francyi i nieodstępnym został
jego towarzyszem. Umarł z wodnej puchliny, dnia 20 grudnia 1871 roku w Zurichu,
na przedmieściu zwanym Seefeld. Młodszy brat Ferdynanda był adwokatem w
Suwałkach, a najmłodszy konsulem rossyjskim w Smyrnie; siostra zaś była
poślubiona Mikołajowi Malinowskiemu. Ferdynand nie zostawił potomstwa.”
Prawdopodobnie
inicjały E.J. można przypisać Eustachemu Januszkiewiczowi, zasłużonemu
emigracyjnemu wydawcy, który kształcił się w Uniwersytecie Wileńskim i znał na
pewno rodzinę aptekarza Gutta. Błędów i przekłamań w tej notce jest wiele, ale
nie będę ich prostował, bo wcześniej fakty te były już omówione w tekście.
Przedmieście Zurichu, gdzie mieszkali Towiańscy i Guttowie to Sihlfeld, i tam
znajduje się cmentarz, na którym zostali pochowani. Grób ma oznaczenie Sihlfeld
A nr PG 83115/IID. Stojący kamienny
nagrobek z krzyżem to miejsce spoczynku Ferdynanda, groby pozostałych członków
rodziny Towiańskich i Guttów przykryte są prostymi, kamiennymi płytami. Na grobie Gutta wyryty jest napis:
FERDYNAND GUTT
DOKTOR MEDYCYNY
PIERWSZY POWOŁANY DO SPRAWY BOŻEJ
POŚWIĘCIŁ ŻYWOT SWÓJ BOGU,
BLIŹNIEMU (I) OJCZYŹNIE
[dalej nieczytelne]
DOKTOR MEDYCYNY
PIERWSZY POWOŁANY DO SPRAWY BOŻEJ
POŚWIĘCIŁ ŻYWOT SWÓJ BOGU,
BLIŹNIEMU (I) OJCZYŹNIE
[dalej nieczytelne]
Jeśli
wierzyć niektórym znawcom historii działalności Mistrza, groby te są do dziś
otoczone opieką i odwiedzane przez rodaków z Polski, przez Włochów, wśród
których znalazł Towiański wielu wyznawców oraz licznych Francuzów i Niemców.
Koncepcje religijno-moralne, których krzewieniu poświęcił Towiański ostatnie
lata życia, nie zostały zapomniane, zaprzepaszczone, wyrzucone na śmietnik
historii idei. Po latach zaczynają budzić coraz szersze zainteresowanie,
zdumiewają aktualnością zadawanych pytań oraz intrygują odpowiedziami. Odchodzi
moda na oczernianie Mistrza i jego akolitów, oskarżanie ich o herezję i
dywersję skierowaną przeciw polskiej emigracji, polskiej literaturze, polskiej
idei narodowo-wyzwoleńczej. Może zatem i
brat Ferdynand, szwagier Mistrza, zasłużył sobie na wyciągnięcie z niebytu i
ponownie dziś stanie w kole dzięki wszystkim osobom, które dały o nim
świadectwo w tej opowieści.
Literatura
- Z. Krasiński, „Listy do Delfiny Potockiej”, PIW 1975.
- S. Pigoń, Z epoki Mickiewicza – studia i szkice, 1922, Lwów, WZN Ossolińskich.
- „Archiwum Filomatów część I, Korespondencya 1815-1823”, red. J. Czubek, Kraków 1913, wyd. Akademii Umiejętności i Towarzystwa dla Popierania Wydawnictw Akademii.
- Red. Z.Wasilewski, Promieniści, Filareci i Zorzanie, Kraków, 1896, nakł Akad. Umiejętn.
- Red. A. Łucki, Towarzystwo Filomatów, Kraków, 1924
- Henryk Mościcki, „Wilno i Warszawa – w Dziadach Mickiewicza. Tło historyczne trzeciej części Dziadów”, Gebethner i Wolff, Warszawa 1908
- Lietuvos Valstybinis Istorijos Archyvas, teka 391/4/1841/1047
- J.Bieliński, Cesarskie Towarzystwo Lekarskie Wileńskie. Jego prace i wydawnictwa. 1805-1864, Warszawa, 1890.
- Red. Z. Sudolski „Archiwum Filomatów, listy z zesłania”, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1997-1999.
- Rękopisy, Biblioteka Narodowa, mf. A968 listy do Lelewela.
- K.W.Wójcicki, „Wspomnienie o życiu Adama Mickiewicza”, „Pisma Adama Mickiewicza”, Warszawa 1858, Wydawnictwo Merzbacha, tom I, str. XXXV.
- Kilka
Aktów, cz. II, 62, Nota doręczona przez Dr. Med. Ferd. Gutta..., Zurich 1856.
- „Z filareckiego świata. Zbiór wspomnień z lat 1816-1824”, wyd. H.Mościcki, Warszawa 1924.
- H.Mościcki, Wspomnienie o Andrzeju Towiańskim, Biblioteka Warszawska, 1907.
- Korespondent Warszawski, nr 218, 14.08.1832
- Ks.ślubów par. św. Jana w Wilnie, 1830 r., akt nr 19.
- Smolikowski, Historia Zgrom. Zmartw. Pańskiego, IV, list ks. Kajsiewicza z Tuluzy, 11 marca 1843, str. 112.
- W.Charkiewicz, Mistrz Andrzej i Matka Makryna, Wiadomości Literackie, nr 18 (545), Warszawa, 6.05.1934.
- Tygodnik Petersburski, 6/18 lutego 1834.
- L.Zienkowicz, Album Pszonki, Paryż 1845.
- S.Pigoń, Z epoki Mickiewicza. Studia i szkice. Lwów, 1922, WZN Ossolińskich.
- J.Iwaszkiewicz, Dwa morderstwa. Na marginesie „Nocy letniej” Krasińskiego, Wiadomości Literackie nr 37, 1934.
- Korespondencja Adama Mickiewicza, Paryż, 1871.
- Akt urodzenia Jerzego Edwarda Gutta 1837, AP Suwałki.
- A.Towiański, Pisma, t. 3, str.425, list do Aleksandra G., Turyn 1882.
- Ks. ślubów Par. św. Jana, Wilno, 1838 rok, akt nr 57.
- T. Canonico, Andrzej Towiański, Turyn, 1897.
- J.Słowacki, Dzieła, t.1, s. 143, Ossolineum, Wrocław 1952.
- A.Mickiewicz, Listy cz. III 1842-1848, list 658, SW Czytelnik, Warszawa 2004.
- Dziennik Narodowy, nr 105, 1843.
- J.Kallenbach, "Towianizm na tle historycznym", s. 157, 1924.
- Kaczorowski, Pam. Lit. 1924/1925, s. 351-352.
- wyd. Pigoń, Rozmowy z Adamem Mickiewiczem.
- Z.Gąsiorowska, Służba narodowa w Sprawie Andrzeja Towiańskiego, 1918, Kraków.
- S.Goszczyński, Kronika 1848-1849, s 253.
- H.Lutzowa, Listy legionistów A.Mickiewicza z lat 1848-1849, list 116, Wrocław, 1963.
- A.Towiański, Kilka Aktów i Dokumentów. Nota doręczona przez Dra Med. Ferdynanda Gutta księdzu Kählinowi, Proboszczowi kościoła katolickiego w Zurychu (przekład z francuskiego), Rzym, 1899.
- Rocznik Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu Rok 1870-1872, Poznań, 1872.
Groby są zadbane i odwiedzane. Wpisane do rejestru zabytków. Byłam tam dwa razy w ostatniej dekadzie.
OdpowiedzUsuń